niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 47.

- Naprawdę? – zapytałam po chwili milczenia.
- Ale co?
- Jesteś w bieliźnie, mogłaś założyć przynajmniej koszulkę.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
- Ja tak, ale oni raczej nie.
- To lepiej niech zaczną – zaśmiała się i wzięła kubek ze swoja kawą, a ja nadal patrzyłam na nią poważnym wzrokiem, więc po chwili dodała puszczając mi oczko. – Zjem naleśniki i się ubiorę.
- No dobra, to bierzemy się za śniadanko.
Wyjęłyśmy z szafek potrzebne produkty i wzięłyśmy się za wyrabianie ciasta, a w międzyczasie na dół schodzili chłopcy. Zanim skomentowali fakt, że Alex jest w bieliźnie posyłałam im spojrzenia godne mordercy, więc na ten temat nie mówili kompletnie nic. To znaczy, oczywiście niektórzy nie potrafili się powstrzymać...
- Dzień dobry! No to co dziś mamy na śniada... – przerwał Harry, gdy wpadł do kuchni i jego wzrok spoczął na blondynce, przez co się wyszczerzył. – Chyba polubię wczesne wstawanie.
- Hazz – upominałam go groźnie.
- Ja nic nie mówiłem – podniósł ręce w geście obronnym i cały czas się gapił.
- Wiesz co – zaczęła Alex. – Skoro już tu jesteś, to wyjaśnij mi dlaczego spałeś w moim łóżku.
- Nie chciałaś mnie puścić to spałem tam.
- Jasne, już wierzę. Wbijasz sobie gwoździe do trumny, Styles – mówiła wymachując łyżką, którą akurat trzymała w dłoni i wróciła do nalewania mi na patelnie ciasta.
Harry już się nie odezwał, co było dość dziwne, bo przecież on zawsze gadał do końca. W pomieszczeniu znowu zostałam tylko ja i przyjaciółka. Spojrzałam na nią kątem oka. Widziałam, że cos jest nie tak, ale nie wiedziałam, co.
- Alex – zaczęłam ściszonym głosem, by chłopcy w jadalni mnie nie usłyszeli. – Co się stało?
- Kitty – spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam rozszyfrować. – Potrzebuję go.
- Nie – powiedziałam szybko i wyłączyłam na chwilę gaz. – Nie możesz Alex, nie po tym, co zrobił. Jeżeli zrobił to raz, równie dobrze, może zrobić to ponownie.
- Wiem, ale to ponad półtora roku. Nawet nie wiesz jak bardzo się do niego przywiązałam. Był przy mnie, zawsze. W dodatku dziś w nocy śnił mi się nasz weekend na plaży. Cholernie za nim tęsknie.
- Nie był ciebie wart – przytuliłam ją mocno do siebie. – Zawsze to powtarzałam, traciłaś tylko czas przy nieodpowiednim facecie.
- Ale on ma to "coś" w sobie.
- Wydaję mi się, że wątrobę, żołądek, nerki. Bo serca to raczej nie ma.
- Może masz rację, ale wiesz, że zbyt szybko przywiązuję się do ludzi.
- Zobaczysz – mówiłam gładząc jej plecy. – Wszystko się ułoży. To nowy rozdział twojego życia. Zostaną w nim tylko ci, których ty będziesz chciała. Wierzę, że podejmiesz dobrą decyzję.
- Dziękuję Kitty, za to, że jesteś.
- Zawsze będę.
Gdy wypuściłam ją z objęć zobaczyłam, że na jej twarzy zagościł ten cudowny uśmiech. Zawsze ukazywała mi go gdy była szczęśliwa lub dziękowała mi, za coś. Był naprawdę wyjątkowy, jak ona cała. Dużo w życiu przeszła, a mimo to, jest taka silna. Podziwiam ją za to. Siedziałyśmy jeszcze kilka minut w kuchni, aż w końcu zrobiłyśmy cały stos naleśników. Zgarnęłyśmy jeszcze mnóstwo dodatków i wszystko postawiłyśmy na stole w jadalni. Gdy kończyłam jeść usłyszałam dwój telefon, więc szybko pobiegłam go odebrać.
- Słucham? – powiedziałam niepewnie, bo nie zauważyłam kto dzwoni.
- Hej Kitty.
- Eryk! No cześć.
- Jak u was? Alex doleciała?
- Z trudem. Były jakieś komplikacje i lot był strasznie opóźniony, ale jest już u nas, a ogólnie to jest całkiem nieźle, a jak u ciebie?
- Wszystko w porządku. Siedzę właśnie w domu z Patrykiem i gramy w Fife.
- Z Patrykiem? Pozdrów go – zaśmiałam się. – W którą część?
- 2013.
- Naprawdę? Masz ją?
- No mam, zakupiłem kilka dni temu.
- Jak wrócę to koniecznie musimy zagrać.
- I tak przegrasz.
- Żebyś się nie zdziwił.
- Dobra, ja kończę, bo za chwilę przegram – usłyszałam jego charakterystyczny śmiech. – Patryk też cię pozdrawia. No i ty tam wszystkich pozdrów. Pa.
- Okey. Pa.
Odłożyłam telefon i zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu Alex była już ubrana i razem z chłopakami siedziała przed telewizorem. Szybko wcisnęłam się pomiędzy moich kochanych blondasków i razem z nimi patrzyłam w ekran.
- Macie wszyscy pozdrowienia od Eryka – zaśmiałam się nagle, gdy mi się przypomniało.
- Też go pozdrów przy następnej okazji – odpowiedział Josh.
- Gadałaś z idiotą i mnie nie zawołałaś? Jak mogłaś? – mówiła z wyrzutem dziewczyna.
- Przepraszam, ale to i tak tylko chwilę, bo siedział z Patrykiem.
- Patryk – starał się przypomnieć sobie Nialler. – Blondyn z krótkimi włosami postawionymi na żel, tak?
- Dokładnie ten – potwierdziła Alex śmiejąc się.
Rozmowa po chwili ucichła i znowu każdy wgapiał się w jakiś durny serial. Swoją drogą mogliby zacząć puszczać w tej telewizji coś normalnego. Wszędzie ta sama fabuła tylko inni bohaterowie, beznadzieja.
- Będziemy tak cały dzień przy tym siedzieć? – zapytałam znudzona.
- Masz lepsze propozycje? – spojrzał na mnie Malik.
- Chodźmy na melanż – powiedziała z uśmiechem blondynka.
- Popieram – przybiłam z nią piątkę.
- Dochodzi 18:00, czyli za jakąś godzinę wszyscy mają być gotowi – zarządził Styles.
- Zayn, Pezz też idzie? – pytałam.
- Zaraz zadzwonię i się dowiem.
- Super.
Weszłam na górę razem z Alex i zaczęłyśmy szykować siebie nawzajem. Oczywiście stwierdziłam, że najpierw szykuje się moja przyjaciółka, bo jej zawsze dłużej schodziło. Podeszłam do jej szafy i zaczęłam przebierać wszystkie rzeczy. W końcu zdecydowałam się na czarno-żółtą sukienkę, a do niej skórę i czarne szpilki. Ogólnie strasznie jej się podobała stylizacja. Później zrobiłam jej kreski i udałam się za nią do mojego pokoju. Tam ona zaczęła buszować po mojej szafie. Oczywiście przyzwyczaiłam się do narzekania, że mam w szafie same spodnie, że mam za dużo luźnych rzeczy i tego typu spraw. Zawsze gdy szperała w mojej szafie to strasznie marudziła. Na mnie to nie robiło dużego wrażenia, w końcu ona musi sobie pogadać. Siedziała przy mojej szafie tak długo, że w tym czasie ja zrobiłam sobie kreski i umalowałam rzęsy, a następnie jeszcze sprawdziłam facebooka, a ona nadal nic nie wybrała. Chwilami nie mogę jej zrozumieć, ale nieważne. Na facebooku oprócz coraz większej ilości wiadomości nie było nic interesującego. Nawet nie przeglądałam tych wiadomości. Wszystkie były
typu, że mnie nienawidzą, albo chore prośby przyjaźni. Ludzie są beznadziejni. Odłożyłam laptopa i przyglądałam się blondynce, która dosłownie przeklinała moje ubrania. W końcu zdecydowała się na jakąś koszulkę schowaną na dnie szafy, miętową spódnicę i czarne buty z ćwiekami. Oczywiście ja również wyciągnęłam do tego skórzaną kurtkę, gdy się ubrałam już obie byłyśmy gotowe. Obie miałyśmy rozpuszczone włosy. Nie brałyśmy telefonów. Jak zawsze na imprezy. Kilka już przez to zgubiłyśmy, dlatego po jakimś czasie zaczęłyśmy je zostawiać w domu. Zeszłyśmy na dół. Wszyscy byli już gotowi, więc razem ruszyliśmy w stronę klubu, pod którym miała czekać na nas Perrie. Strasznie się cieszyłam. Byli chłopcy i moje dwie przyjaciółki, czego jeszcze chcieć do szczęścia? Odpowiedź była prosta: Eryka. Gdyby on tu był, nic więcej nie byłoby mi potrzebne do szczęścia. Mimo, że niedawno się z nim widziałam to strasznie za nim tęskniłam. Droga do klubu była dość szybka. Przed wejściem czekała na nas Edwards w ślicznej, niebieskiej sukience, do której miała założone czarne szpilki. Prezentowała się dość interesująco. Przywitałam się z nią buziakiem w policzek i przytuleniem, a następnie dziewczyna przywitała się z chłopakami i przyszedł czas na Alexandrę.
- Alex to jest Perrie, Pezz to jest Alex – przedstawiłam je sobie, obydwie się uśmiechnęły.
- Mimo mi cię poznać – powiedziała Pezz przytulając drugą.
- Mi ciebie również – zaśmiała się Alex.
Oczywiście do klubu weszliśmy bez kolejki, bo chłopaki i Pezz są sławni. Wszyscy twierdzą, że ja również, ale moim zdaniem się mylą.

*perspektywa Alex*

Wejście do klubu bez stania w kolejce to dla mnie nowość. Zawsze musiałam czekać albo podrywać jakiegoś frajera na początku, żeby szybciej wejść. Pierwsze, co zrobiliśmy to podeszliśmy do baru i zamówiliśmy trzy kolejki. Później wszyscy poszliśmy tańczyć, kolejne kolejki, kolejne tańce. W końcu byłam już nieźle wstawiona i wpadłam na jakiegoś gościa. Nie powiem, ale przystojny był. Ciemne włosy ułożone w artystycznym nieładzie, rząd idealnie prostych i białych zębów, a do tego ciemnozielone tęczówki. Szeroko uśmiechnęłam się, co on również uczynił.
- Cóż za interesujące spotkanie – zaśmiałam się, patrząc w jego oczy, a w głośnikach rozbrzmiał wolny utwór, na co chłopak popatrzył na mnie pytająco.
- Może zatańczysz?
- Z przyjemnością.
Delikatnie mnie objął i przysunął bliżej siebie. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i nie spuszczając wzroku z jego oczu kołysałam się w rytm muzyki lekko przygryzając dolną wargę. Odpływałam w jego oczach, a on cały czas coś gadał. Nawet nie wiedziałam jaki jest temat. Dosłownie buzia mu się nie zamykała, co śmieszyło mnie jeszcze bardziej.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz, ale jesteś przystojny, więc mów dalej – powiedziałam tak głośno, żeby usłyszał, przez co tak uroczo się zaśmiał.
Tańczyłam z nim jeszcze kilka piosenek. W końcu dowiedziałam się, że ma na imię Oliver. Ładne imię, strasznie mi się spodobało. Nagle usłyszałam za sobą jakiś głos, który wypowiedział jedno słowo "odbijany". Odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to i zobaczyłam Harrego, popatrzyłam na niego z żądzą mordu w oczach, a on tylko się wyszczerzył.
- Może zatańczysz? – zapytał.
- Chętnie, ale nie z tobą.
- No proszę – wyszczerzył się jeszcze bardziej, a ja wywróciłam oczami.
- No dobra – zgodziłam się i zaczęłam z nim tańczyć, gdy w głośnikach rozbrzmiała wolna muzyka.
To są jakieś żarty. Ten DJ chyba chce młodo zginąć – pomyślałam i zmierzyłam Stylesa wzrokiem.
Ten nie zwracając na to uwagi przyciągnął mnie bliżej siebie i objął w talii.

*perspektywa Louisa*

Tańczyłem właśnie z jakąś, ładną szatynką, gdy kątem oka dostrzegłem tańczącego Harolda. Przyjrzałem się uważnie, żeby zauważyć szczęściarę, którą udało mu się wyrwać i wtedy dostrzegłem Alex. W co on się pakuje? Czy ta dziewczyna nie dała mu wystarczająco dużo ostrzeżeń? Niestety Harry właśnie taki jest, teraz nie odpuści, a nasza nowa współlokatorka chyba wpadła mu w oko, szkoda, że bez wzajemności. Nim się obejrzałem już wszyscy byli mocno wstawieni, z resztą ja nie byłem lepszy. Oczywiście Liam nas opanowywał, ale dziś on również trochę zabalował. Wracaliśmy do domu taksówką, w której było strasznie ciasno, ale tylko dlatego, że chcieliśmy wracać wszyscy razem, zamiast podzielić się na dwie grupy. No cóż. Do najmądrzejszych to my nie należymy. Po kilku minutach byliśmy w domu, a następnie każdy już spał w swoim łóżku... Chyba w swoim. Tego nie zagwarantuje.

*perspektywa Katrin*

Obudziłam się z niesamowitym i rozrywającym moją czaszkę bólem głowy. Leniwie podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Obok spał blondyn, obydwoje byliśmy w ubraniach. Czyli impreza się udała, szkoda, że nic nie pamiętam. Ściągnęłam się z łóżka, wzięłam prysznic, założyłam jakiś ubrania i zeszłam na dół. Chciałam wziąć z szafki tabletki. Wyciągnęłam jedną i szybko ją połknęłam. Miałam już wracać na górę, ale zauważyłam osobę siedzącą przy stole w jadalni. To był Harry, ale nie ten mój, kochany i zawsze wesoły Loczek, który zawsze stara się być zabawny. Głowę miał spuszczoną, a z jego twarzy spływały... łzy?




______________________________________________

ładną zimę mamy tej wiosny, nieprawdaż? xd
WESOŁYCH... <3
jest 47 rozdział. uhuhu. *,*
miłego czytania. ;3

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 46.

Nie było na nich widać twarzy dziewczyny, ale widać było jak ręką dotyka policzków chłopaka i przytula do siebie. Co zobaczyłam? Zobaczyłam moje zdjęcia z mulatem. Wtedy gdy ocierałam mu mokre od płaczu policzki i pocieszałam, bo myślał, że Pezz już go nie kocha. Czyli jednak zrobili nam zdjęcia zanim uciekliśmy. Wyjęłam szybko telefon i wystukałam sms'a do Zayna.
Malik, sytuacja awaryjna. Dom Perrie, szybko. xx

Blondynka znowu zanosiła się płaczem, więc mocno tuliłam ją do siebie. Próbowałam ją uspokoić, ale nic nie skutkowało. Nie mogłam jej powiedzieć wszystkiego sama. Chciałam wyjaśnić to razem z nim. Miałam tylko cichą nadzieję, że Edwards da mu szanse na wytłumaczenie.
- Pezz, to nie tak jak myślisz. On cię nie zdradził – mówiłam gładząc jej plecy.
- Kat, skąd to wiesz? Widziałaś te zdjęcia – wydukała szlochając.
- Zaraz ci to wszystko wyjaśnię – gdy to mówiłam zadzwonił dzwonek do drzwi. – Z małą pomocą.
Wstałam i zostawiłam w salonie zapłakaną i zdezorientowaną dziewczynę na chwilę samą, żeby otworzyć drzwi. Stał przed nimi zdenerwowany Zayn, szybko wyjaśniłam całą sytuacją. Wpadliśmy do salonu, a blondynka zmierzyła nas wzrokiem. Mulat postanowił przerwać niezręczną ciszę, ale to jednak nie był najlepszy pomysł.
- Perrie...
- Nic nie mów! Nie chcę z tobą rozmawiać! Nie chcę...
- Pezz – przerwałam jej i spokojnie dokończyłam. – Daj mu wyjaśnić. Zaufaj mi.
- Ufam ci Kat – spojrzała na mnie i zmierzyła chłopaka wzrokiem. – Byle szybko. Nie mam dla ciebie czasu.
- Pezz – upomniałam dziewczynę.
- No dobrze, już dobrze.
- Posłuchaj – zaczął Zayn. – To nie tak jak myślisz...
- To niby jak?!
- Proszę cię nie przerywaj mu – wtrąciłam błagalnym tonem.
- Przepraszam Kat – zaszlochała. – Już nie będę.
- Więc – ponowił próbę Malik. – Nie zdradzam cię...
- Przecież...
- Proszę cię nie przerywaj mi – widać było, że już go to trochę irytowało, na co dziewczyna wywróciła oczami i skinęła głową. – Pamiętasz, gdy odwołałaś nasze ostatnie spotkanie? Byłem załamany i myślałem, że już mnie nie kochasz. Dziewczyna na zdjęciu to Katrin.
- Jak to?
- Nie, nie zdradziłem cię z Kat – w porę mulat przerwał dziewczynie. – Po prostu mnie pocieszała i wyjaśniła, że na pewno mnie kochasz tylko ze względu na próby musiałaś odwołać nasze spotkanie.
- Kat, to prawda?
- Tak, powiedział dokładnie tak jak było – oznajmiłam, a blondynka mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Ale, za co?
- Za to, że jak tylko zadzwoniłam i usłyszałaś, że płaczę to przyszłaś i za to, że wyjaśniłaś mu, że go kocham.
- Nie ma, za co, Pezz.
Następnie dziewczyna podeszła i bez słowa wtuliła się w Zayna. Wyglądali słodko. Są idealną para i nie wiem dlaczego wszyscy tak bardzo najeżdżają na Perrie, przecież ona jest cudowna.
- Ja już będę leciała, dam wam trochę prywatności – zaśmiałam się.
- Chcesz wracać teraz sama do domu? – zapytał z dziwną miną chłopak.
- No tak, a co w tym dziwnego?
- Może to, że już dawno minęła północ, a do naszego domu jest 20 minut drogi już pustymi ulicami, które w tych godzinach nie są najbezpieczniejszym miejscem?
- Zayn, daj spokój. Pójdę skrótami.
- No tak. Czyli 10 minut drogi uliczkami, gdzie teraz przesiadują ćpuny. Katrin, nie ma mowy.
- Zayn...
- Nie. Zadzwonię po Horana i po ciebie przyjdzie, bo ja dziś zostaję u Perrie.
- Dobra, ale mogę sama zadzwonić – wyjęłam telefon i chciałam dzwonić, ale zorientowałam się, że jest wyłączony ze względy na baterię, która się rozładowała. – Wygrałeś, dzwoń.

*perspektywa Nialla*

Chyba zaraz zwariuje. Jest już prawie pierwsza w nocy, a ja już chyba przeszukałem cały Londyn wzdłuż i wszerz w poszukiwaniach Katriny. Cholernie się o nią boję. Wyszła z Harrym, ale zamiast wrócić z nim do domu to, jak to powiedział Hazza, "musiała coś jeszcze załatwić". Co jak jej się coś stało? W dodatku jej telefon jest wyłączony i nie mogę się z nią skontaktować. Boże, proszę ona musi się znaleźć. Czułem jak w moich oczach zbierają się łzy i nagle usłyszałem dźwięk mojego telefonu.
- Słucham? – odebrałem nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć Niall – usłyszałem głos Zayna. – Przyjdziesz po Katrin?
- Katrin? Gdzie ona jest?!
- Stary, nie krzycz, doskonale cię słyszę. Jest teraz ze mną w domu Perrie.
- Zaraz będę – rozłączyłem się i spojrzałem w niebo. – Dzięki ci Boże, jesteś wielki.
Rozejrzałem się gdzie jestem. No cóż, na szczęście dom Edwards jest niedaleko z miejsca, w którym aktualnie jestem. Szybkim krokiem ruszyłem w jego stronę, żeby wreszcie zobaczyć całą i zdrową Kat. Już po jakichś 5 minutach stałem pod drzwiami blondynki. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili w drzwiach pojawiła się brunetka. Odetchnąłem głośno czując wielką ulgę.
- Katrino Joanno Devine, dlaczego masz wyłączony telefon?! Martwiłem się!
- Po pierwsze skąd znasz moje drugie imię, a po drugie przepraszam, ale bateria mi się rozładowała, ale to słodkie, że się martwiłeś.
- Imię znam od swojego, tajnego informatora...
- Josh – stwierdziła kiwając głową.
- Skąd znasz imię mojego informatora?
- Ponieważ Niallu Jamesie Horanie to też mój informator – zaśmiała się słodko. – Jakim cudem przyszedłeś tu tak szybko.
- Szukałem cię.
- Jak to?
- Miałaś wyłączony telefon i długo nie wracałaś, więc wyszedłem cię poszukać i przyznam szczerze, że przeszedłem chyba cały Londyn i jestem wykończony. Strasznie się martwiłem.
- Jakie to słodkie – przytuliła mnie mocno, a ja się zaśmiałem i pocałowałem ją w czoło.
Pożegnaliśmy się z Zerrie i wyszliśmy. Czekał nas jeszcze spacer do domu, ale najważniejsze, że z nią u boku. Chociaż, gdy dowiedziałem się, że Harry wiedział, gdzie ona jest to miałem ochotę go udusić i chyba to zrobię...

*perspektywa Josha*

- No zamknij się wreszcie! – krzyczała Alex już nawet nie wiem, który raz na Hazze, który cały czas coś do niej szeptał.
- Harry – zacząłem spokojnie. – To już się robi nudne. Tym jej nie zaimponujesz.
- Najwyraźniej bardzo mu się podoba wnętrze mojej szafy – popatrzyła złowrogo na loczka, a ten się wyszczerzył. – Lism, błagam. Zamień się miejscami.
- Jeżeli to sprawi, że będę mógł obejrzeć film bez krzyków to bardzo chętnie – Li wstał z miejsca i zamienił się z dziewczyną. – Nialla nie ma już ponad dwie godziny. Ciekawe czy już ją znalazł.
- Nie wiem, ale zaczynam się martwić – oznajmiłem z powagą.
- Nie martw się Josh. Niall sobie poradzi, a jak nie to go chyba uduszę – uśmiechnęła się Alex przeczesując włosy ręką.
- Jak tak dalej pójdzie to cały zespół nie przetrwa tych wakacji – zaśmiał się Lou, a wszyscy mu zawtórowaliśmy.
- Uważaj sobie Tomlinson – pogroziła mu palcem dziewczyna udając poważną.
- Alex – spojrzałem na jej palec z jakimś napisem. – Co ty masz na palcu?
- To tylko tatuaż – z uśmiechem wzruszyła ramionami.
- Masz ich więcej? – uprzedził mnie z pytaniem Liam.
- Jasne.
W końcu udało nam się wybłagać, żeby je pokazała. Ten, który zauważyłem to napis "hope" na boku środkowego palca, w lewej ręce. Na prawym nadgarstku miała serce z różnymi liniami. Na prawej łopatce miała trzy lecące ptaki, a za lewym uchem nutki. Ogólnie tatuaże prezentowały się ciekawie. Podobały mi się i pasowały do niej. Okazało się, że ma jeszcze kolczyk w karku i w obu obojczykach. Jak na osiemnastolatkę to całkiem nieźle. Siedzieliśmy i zagłębialiśmy się w temat piercingu, gdy nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i wszyscy zerwaliśmy się z miejsc, a następnie pobiegliśmy w ich stronę.
- Natrin! – wykrzyczeliśmy i rzuciliśmy się na parę.
- Dusicie – wymamrotała Kat i wszyscy oprócz blondynki odkleili się od dziewczyny. – Alex, co oni ci zrobili?
- Martwiłam się kretynko! Wyszłaś z tym idiotą i nie wróciłaś tylko poszłaś załatwiać jakieś sprawy, o których nic nie wiedzieliśmy i jeszcze miałaś wyłączony telefon!
- Nie krzycz. Stoję obok. Hazz – zwróciła się do loczka. – Dlaczego im nie powiedziałeś?
- Harold! Wiedziałeś?! – wierzcie mi, że gdyby spojrzenie mogło zabijać to Alex dokładnie w tej chwili zabiłaby Harrego.
- Przecież mówiłaś...
- Hazz – przerwała mu ze spokojem Katrin. – Mówiłam, żebyś nie mówił, o co chodzi, a nie gdzie jestem. Patrzyłeś jak się zamartwiają i nic nie powiedziałeś? Poza tym wiedząc gdzie jestem wypuściłeś Niallerka na samotne poszukiwanie mnie? Zwariowałeś? Co jakby mu się coś stało?
- Kitty – blondynka położyła jej rękę na ramieniu tym samym ją uspokajając. – Ja z przyjemnością zabiję go za ciebie.
- Alex nie!
- Przepraszam Kat, źle cię zrozumiałem – wytłumaczył się loczek.
- Nie gniewam się, ale następnym razem nie wypuszczaj go, żeby sam się szlajał w tych godzinach – mówiąc to wskazała na Horana i spojrzała na Stylesa błagalnym wzrokiem.
- Skarbie, przecież nic mi nie jest – wtrącił Niall.
- A co jakby ci się coś stało? Nie rozumiesz, że to byłaby moja wina, bo to mnie poszedłeś szukać. Nie wybaczyłabym sobie tego.
- Spokojnie. Nic mi się nie stało, mała – przytulił moją siostrę do siebie.
- Dobra dość, bo zaraz rzygnę – wtrąciła Alex z grymasem, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
Następnie Kat opowiedziała nam cała historię. Oczywiście jak blondyn zobaczył zdjęcia to też zażądał wyjaśnień, więc dowiedzieliśmy się wszystkiego od samego początku. Później oglądaliśmy telewizję, oczywiście Kat zasnęła i Niall zanosił ją na górę, a następnie sam też tam został. O dziwo, Alex też zasnęła, ale do zaniesienia jej podjął się Harold. Dziwne. Ona daje mu kosza i cały czas uświadamia mu, że jest beznadziejnym idiotą, a ten nadal próbuje. Osobiście sądzę, że nic z tego nie wyniknie, ale jemu się nie przetłumaczy.

*perspektywa Alex*

Plaża. Równy rok naszego, jak myślałam, cudownego związku. Weekend nad wodą. Tylko my, słońce, ciepły piasek i szum wody. Najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać, ale jednak to nie było mi dane
na zawsze. Adam. Cudowne imię, cztery litery składające się w piękny wyraz i osoba, która zawróciła mi w głowie oraz, która równocześnie pokazała mi, że ludzkie obietnice nie mają znaczenia i że do ludzi nie można się przywiązywać. Ja popełniłam najgorszy błąd, przywiązałam się, emocjonalnie i psychicznie. Pomyśleć, że było tak pięknie. Przy nim nie zwracałam uwagi na innych chłopaków, liczył się tylko on. Szkoda, że to nie działało w dwie strony. Związek z półtora letnim stażem został zniszczony przez tlenioną blondynę z wielkimi cyckami i kilogramem tapety na przebrzydłej twarzy. Nadal nie dociera do mnie fakt, że całowali się na moich oczach. Mimo tego, co zrobił nadal cholernie go kocham i chyba nikt nie będzie w stanie mi go zastąpić...

*perspektywa Harrego*

Wziąłem blondynkę na ręce i wszedłem z nią po schodach. Kierowałem się w stronę jej pokoju i nagle jej ręce kurczowo złapały się mojej koszulki. Nie zwracając na to uwagi wszedłem do pokoju Alexandry i położyłem ją na dużym łóżku. Chciałem wstać i wyjść, ale wtedy jej ręce bardziej zacisnęły się na moim ubraniu, a spod jej zamkniętych powiek wydobyło się kilka łez. Zapewne koszmary. Okryłem ją kołdrą. Fakt, że dziewczyna mnie trzymała bardzo mi się podobał, ale próbowałem wyobrazić sobie, co ze mną zrobi, gdy obudzi się rano obok. Ale może warto zaryzykować?

*perspektywa Katrin*

Nie mogłam spać. Całą noc miałam koszmary. Najpierw Dylan, później wypadek rodziców, a na samym końcu Niall. Cały czas się budziłam. W końcu po śnie z blondynem wolałam już nie zasypiać. Spojrzałam na zegarek, było po 8:00. Leniwie wstałam z łóżka, zostawiając w nim śpiącego chłopaka i po cichu podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jakąś koszulkę należącą do Horana i krótkie spodenki, a następnie poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i związałam włosy w wysoki kucyk. Chciałam zejść na dół i zrobić sobie śniadanie, ale gdy wychodziłam z pokoju usłyszałam obok hałas. Obok jest pokój Alex, więc trochę się przestraszyłam.
- Kurwa! – usłyszałam krzyk dziewczyny.
Postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Podeszłam do drzwi, zapukałam i weszłam do środka. Pierwsze, co zauważyłam to Harry leżący na łóżku dziewczyny. Weszłam dalej i przy drugim końcu łóżka stała dziewczyna z nożyczkami w ręku, co było dość dziwne.
- Po pierwsze, co on tu robi, a po drugie, co ty chcesz zrobić? – zapytałam krzyżując ręce na brzuchu.
- Co do pierwszego to nie mam pojęcia, a co do drugiego to nic – przeciągnęła ostatni wyraz, co oznaczało, że w jej głowie narodził się dziwny plan.
- Więc po co ci nożyczki? – podniosłam jedną brew mierząc ją wzrokiem.
- Wcale nie zamierzałam obciąć mu włosów.
- Alex. Błagam.
- No proszę cię, chociaż kilka kosmyków.
- Alex, oddaj nożyczki.
- Ygh. No dobra – podeszła i oddała mi narzędzie.
- Nic mu nie rób. Później się dowiemy jak się tu znalazł, a teraz chodź, zrobimy sobie śniadanie.
- Świetny pomysł, ale najpierw wezmę prysznic.
- Dobra, to ja zrobię kawę. Szybko – powiedziałam i już miałam wychodzić. – Masz mu nic nie zrobić.
- Dobrze, już dobrze.
- Obiecujesz?
- A muszę?
- Tak.
- Dobra, niech ci będzie. Obiecuję.
Uśmiechnęłam się i opuściłam progi jej sypialni. Zeszłam na dół i zrobiłam dwie kawy. Zaczęłam popijać swoją , oczekując na dziewczynę, która po chwili weszła do pomieszczenia. Zmierzyłam ją wzrokiem i wywróciłam oczami.
__________________________________________

jest już 46 rozdział i prawie 4000 wyświetleń. awww. *w*
miłego czytania. ;3

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 45.

- Skoro chcesz – odpowiedziałam obojętnie i usiadłam przy szafie z jedną walizką.
Loczek tylko bardziej się wyszczerzył i usiadł obok mnie. Nastała cisza. Męcząca, krępująca i wręcz uciążliwa cisza. Chciałam ją przerwać, ale nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Spojrzałam na mojego towarzysza i po chwili wiedziałam, że to największy błąd, chłopak w tym samym czasie wpatrywał się we mnie. Po chwili ogarnęła mnie intensywna zieleń, czułam jak przeszywa mnie wzrokiem i nawet mi się to zaczęło podobać, ale w porę się otrząsnęłam. DOŚĆ. Po tym, co zrobił Adam wiem, że nie ma czegoś takiego jak miłość, to tylko zabawa, w której nie chcę brać udziału. Harry zaczął się do mnie zbliżać, swoją drogą czy on myśli, że jest jakimś Adonisem i wszystkie na niego lecą? Nie jestem jakąś pierwszą, lepszą dziewczynką, którą ten kretyn owinie sobie wokół palca, na to na pewno sobie nie pozwolę. Odwróciłam twarz i kontynuowałam układanie ubrań.
- Więc – próbowałam jakoś przerwać ciszę, ale to nie był najlepszy pomysł.

*perspektywa Katrin*

Zeszłam na dół i usiadłam tuż obok blondyna, który od razu objął mnie ramieniem. W salonie siedzieli wszyscy. Poza Alex, która się pakowała i... HARRYM?! Gdzież to się podziewa mój, słodki loczuś?
- Chłopaki – zaczęłam, a oni wbili we mnie wzrok. – Gdzie Hazz?
- Pomaga Alex w rozpakowywaniu – oznajmił Josh, a moje oczy prawie wypadły z orbit.
- Żartujesz sobie? On sam z Alex, w jednym pomieszczeniu?!
- Co w tym dziwnego? – zapytał Zayn.
- Jeżeli on nie przestanie z nią flirtować, to może tego nie przeżyć! Wierzcie mi ona w nerwach jest zdolna do wszystkiego! – szybko wstałam z miejsca i pobiegłam na górę.
Wpadłam do pokoju przyjaciółki, która spokojnie leżała na swoim łóżku czytając jakiś magazyn. Rozejrzałam się po pokoju. Oprócz niej nie było w nim nikogo, przynajmniej tak mi się wydawało. Pod szafą stało krzesło, które było oparte o drzwiczki. Dziwne...
- Alex, gdzie Harry?
- A kto to Harry?
- Co zrobiłaś?
- Dlaczego sądzisz, że ja coś...
- Wiesz w tej sukience wyglądałabyś naprawdę seksownie – usłyszałam stłumiony głos dochodzący, oczywiście z wielkiej szafy.
- Och, zamknij się wreszcie – wrzasnęła blondynka i rzuciła butem w mebel.
- Alex – powiedziałam błagalnym głosem i otworzyłam miejsce, w którym siedział loczek.
- Należało mu się!
- Tego dowiem się za chwilę – zmierzyłam dziewczynę wzrokiem i wyciągnęłam Hazze za ucho z pokoju, a następnie ciągnąc go za tę samą cześć ciała sprowadziłam na dół i zostawiłam w przedpokoju, a następnie przemówiłam groźnym głosem. – Zakładasz grzecznie buty i idziesz ze mną na spacer.
- Skarbie – usłyszałam za sobą ukojenie. – Co się stało?
- Poza tym, że Harry z jakiejś przyczyny został zamknięty w szafie i nie mam pojęcia ile tam przesiedział i za co to nic.
- Rozumiem. Wracaj szybko – przyciągnęłam go do siebie i delikatnie pocałowałam po czym chłopak się oddalił.
- Gotowy? – zapytałam loczka unosząc jedną brew.
- Tak, chodźmy.
Wyszliśmy na ulicę. Robiło się już ciemno i ulice były pięknie oświetlone, kochałam ten widok. Nie wiedziałam jak zacząć tą, dziwna rozmowę. Nie mogłam robić mu wrzutów, choć byłam pewna, że powiedział coś nie tak skoro Alex go tam wpakowała. Musiałam najpierw dowiedzieć się całości. Weszliśmy do parku usiedliśmy na ławce. Podwinęłam jedną nogę i usiadłam przodem do chłopaka.
- Hazz, o co poszło? – zapytałam łagodnie.
- Sam nie wiem.
- Proszę cię.
- No dobra – mówiąc to spojrzał mi prosto w oczy. – Rozmawialiśmy i weszliśmy na temat drugich połówek i...
- Tylko mi nie mów, że zapytałeś, cytuję "jak taka śliczna dziewczyna może nie mieć chłopaka?".
- Coś w tym stylu, ale zapytałem jak taka piękna, słodka i miła.
- Hazz – popatrzyłam na niego zdenerwowana. – To cud, że po tych słowach jeszcze żyjesz.
- Ale...
- Nie możesz się powstrzymać i nie flirtować z nią?
- Nie mogę, jest ładna.
- Ale nie jest tobą zainteresowana i nawet cię nie polubi jeżeli będziesz się tak zachowywał.
- Po prostu jestem miły.
- Co do tego. Nigdy więcej nie mów Alex, że jest miła.
- Co? Dlaczego?
- To dla niej największa porażka. Jest chamska, arogancka, agresywna i wredna. Powiedzenie jej, że jest miła to dla niej najgorsza obelga.
- Naprawdę taka jest? Czy tylko taką zgrywa do otoczenia?
- Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie. Gdybym ci odpowiedziała nie zrozumiałbyś, musiałabym opowiedzieć ci całą historię, a tego zrobić nie mogę.
- Przynajmniej powiedz mi jak mogę się do niej zbliżyć – mówił błagalnym tonem.
- Harry, przykro mi, ale nie pomogę ci. Rozmawiaj z nią, ale nie flirtuj. Wierz mi, że ona jest w stanie zamordować cię za jedno nieodpowiednie słowo.
- Postaram się, ale wątpię, żeby mi się udało.
- Chodź już, zimno mi.
- Jeszcze jedno. Jak mogę się z nią umówić unikając flirtu?
- Posłuchaj. Jesteś moim przyjacielem, ale mówiłam ci już, że jeżeli ją zranisz to cię uduszę, mimo iż kocham cię jak brata to będziesz martwy.
Pokiwał tylko głową, że zrozumiał i dał mi swoja bluzę. Wracaliśmy do domu cały czas rozmawiając. Nie podobało mi się to, że Styles podrywa Johnson. Po pierwsze dlatego, że może ją skrzywdzić, a po drugie dlatego, że może na tym ucierpieć fizycznie. Miejmy nadzieję, że pobyt w szafie nauczył go, że z blondynki się nie podrywa. Moje rozmyślania przerwał telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na wy wyświetlacz - Perrie.
- Słucham? – powiedziałam radośnie.
- Kat – usłyszałam szloch dziewczyny.
- Pezz, co się stało? – zapytałam przerażona.
Płakała tak bardzo, że nie mogłam zrozumieć jej słów. Chciałam się dowiedzieć, co się stało, żeby jakoś pomóc, ale nie wiedziałam, co ona mówi. Starałam się wsłuchać w jej słowa, ale to nic nie dawało.
- Pezz, spokojnie, zaraz u ciebie będę – powiedziałam i rozłączyłam się. – Harry. Ja idę do Perrie, a ty wracaj do domu. Jestem tylko ciekawa czy Zayn wie, ale jeżeli będzie w domu to nic nie mów, bo możliwe, że chodzi o niego. Cóż zaraz się przekonam.
- Jasne. Tylko Kat, uważaj na siebie.
Przytulił mnie mocno i patrzył chwilę jak odchodzę w przeciwną stronę. Przemierzałam ulice z niezwykłą prędkością. W jednym ze sklepów, które mijałam przez szybę zauważyłam Dylana, przez co przy śpieszyłam jeszcze bardziej. Po chwili stałam przed domem przyjaciółki. Zapukałam kilka
razy i w drzwiach pojawiła się ona. Jednak nie taka jak zawsze. W jej jak dotąd zawsze roześmianych tęczówkach można było teraz dostrzec smutek, strach i samotność, ale także mały cień nadziei. Stała przede mną, cała zapłakana. Miała na sobie jakąś, za dużą, czarną koszulkę i krótkie spodenki, a cała okryta była kocem. Gdy mnie zobaczyła bez słowa się we mnie wtuliła, a ja gładziłam jej plecy.
- Co się stało? – zapytałam z troska, gdy zaczęła się uspokajać.
- Zayn i jakaś dziewczyna – cały czas przerywała przez szloch.
- Jak to? To nie może być prawda.
- Chodź. Pokażę ci.
Weszłam za nią do salonu. Swoją drogą jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Cały makijaż był rozmazany przez łzy, które cały czas spływały po jej policzkach, a włosy były związane w jakiegoś koczka, który się rozpadał. Usiadła na podłodze, opierając się plecami o kanapę i wzięła na kolana laptop, a ja usiadłam obok niej i wpatrywałam się w ekran. Otworzyła jedną ze stron plotkarskich i wyświetliła mi artykuł o mniemanej zdradzie Malika. Nagłówek mówił sam za siebie "Zayn Malik z nową wybranką. Wielki romans? Czy to już koniec Zerrie?". Jednak zdjęcia, które zobaczyłam naprawdę mną wstrząsnęły...
__________________________________________

z góry przepraszam, że taki krótki. nadrobię to, ale dziś już nie mam czasu. ŚWIĘTA. -,-'
swoją drogą no to wesołych i wgl'e. xd
miłego czytania. ;3

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 44.

*perspektywa Katrin*

Wracałam do domu po całodziennym chodzeniu po sklepach, kawiarniach i różnych innych tego typu rzeczach. Perrie skręciła w inną uliczkę około 3 minut temu, więc założyłam słuchawki i kierowałam się w stronę willi chłopaków. Puściłam w słuchawkach "Born Of Fire" grupy Slayer i wędrowałam oświetlonymi uliczkami Londynu. Było już po 22:00, więc na dworze było ciemno. Lubiłam takie spacery, w Polsce zazwyczaj wychodziłam tylko po zmroku. Jest wtedy tak spokojnie. Muzyka rozbrzmiewała w słuchawkach, a ja myślami byłam już przy jutrzejszym dniu. Czy Alex polubi chłopaków? O czym ja myślę?! To jej idole, na pewno ich polubi. Nagle poczułam czyjąś rękę na nodze, przestraszyłam się. Spojrzałam w dół i zauważyłam małą, zapłakaną dziewczynkę, szybko zdjęłam słuchawki i przykucnęłam obok niej.
- Nie płacz – złapałam jej podbródek i uniosłam by na mnie spojrzała. – Co robisz sama o tak później porze?
- Zgubiłam mamusie – rozpłakała się jeszcze bardziej. – Myślałam, że pani nią jest.
- Nie płacz. Zaraz ją znajdziemy.
Otarłam dziewczynce policzki i powiedziałam jej, żeby powiedziała gdzie ostatni raz widziała swoją mamę. Opowiedziała mi, więc jak kobieta wygląda oraz gdzie były. Dochodziłam do parku, gdy ujrzałam biegającą dookoła zapłakaną i wysoką szatynkę. Wyglądała dokładnie tak samo jak mała, którą trzymałam za rękę tylko, że była starsza.
- Przepraszam! – krzyknęłam, żeby kobieta nas zauważyła.
- Mamo! – wykrzyczała dziewczynka i podbiegła do kobiety, która była już nieco bliżej.
- Skarbie, gdzieś ty była? – pytała zapłakana matka dziewczynkę, a później podeszła z nią do mnie.
- Szukałam cię i wtedy znalazłam Katrin i myślałam, że to ty, ale to nie byłaś ty i Katrin pomogła mi cię znaleźć – dziewczynka przytuliła mnie w podzięce.
- Bardzo ci dziękuję. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie ty.
- Nie ma, za co. Sasha jest uroczą dziewczynką – mówiłam, gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu. – Przepraszam, ja już powinnam iść. Słucham?
- Skarbie, gdzie ty jesteś? – usłyszałam głos zmartwionego Horana, na co się uśmiechnęłam.
- Spokojnie. Już wracam do domu, jestem koło parku.
- No dobrze, czekam.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mieszkania, w którym już po chwili byłam. Wszyscy zmierzyli mnie wzrokiem, a później rzucili się na mnie bardzo mocno ściskając, przez co ledwo mogłam złapać powietrze. W końcu chłopaki mnie puścili i zasiedliśmy przed telewizorem. Zaczęli oglądać jakiś serial, a ja razem z Harrym poszłam do kuchni. Mieliśmy przecież zrobić gofry na przyjazd Alex, po dwóch godzinach był już ich wielki stos, a ja byłam wykończona i poszłam wziąć prysznic, a następnie położyłam się do łóżka. Blondyn brał jeszcze prysznic, więc jak na razie miałam całe łóżko dla siebie, jednak moja ulubiona jego część była tuż obok Niallera. Czekałam na niego i czekałam, aż w końcu nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Jest dość chłodno. Jesień. Rozglądam się dookoła, a do mojego pokoju nagle wpada Eryk, a za nim oczywiście Alex. Od razu zastanawiamy się, co dziś będziemy robili i wtedy dzwoni mój telefon. Krystian, nasz kolega z klasy ma dziś urodziny i nas zaprasza. Jest weekend, więc żaden problem, żeby nie pójść. Rodzice na pewno się zgodzą, pewnie nawet nie będą mnie słuchali gdy o to zapytam. Zeszłam szybko na dół i złapałam krzątającą się po kuchni mamę. Miałam rację. Ta rozmowa nie miała sensu. Przecież ona na każde moje pytanie odpowiada "dobrze", "nie mam teraz czasu", "tak" albo "mhm". Tak wyglądają rozmowy z nią albo z tatą. Weszłam na górę i oznajmiłam przyjaciołom, że już wszystko załatwione. Szykujemy ubrania, rozmawiamy i namawiamy rodziców pozostałej dwójki, a następnie kierujemy się w stronę mieszkania znajomego. Ta feralna impreza. Niestety. Wszyscy tańczą, a ja jakoś nie mam ochoty. Jest tu dużo więcej osób niż się spodziewałam, większej połowy z nich nie znam. Nalewam sobie soku do szklanki i czuję jak ktoś jedną ręką dotyka mnie w okolicach talii, nerwowo się odwracam i widzę szatyna. Szatyna z przepięknymi, ciemnoniebieskimi tęczówkami. Przez przypadek, gdy się odwracałam wylałam na niego zawartość mojej, pełnej szklanki. No tak, chcę zrobić dobre wrażenie, ale oczywiście mi to nie wychodzi.
- Przepraszam, nie chciałam – mówię jak zahipnotyzowana cały czas patrząc w jego oczy.
- Nie będę się gniewał, jeżeli ty nie pogniewasz się za to.
Wtedy złączył nasze usta. Całował delikatnie, ale zarazem miało to swój ukryty przekaz, przekaz, którego jeszcze wtedy nie znałam. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze.
- Jesteś inna niż te wszystkie dziewczyny – usłyszałam od szatyna. – Dlatego mi się podobasz. Już zawsze będziesz ze mną, prawda ślicznotko?

W tym momencie się obudziłam. Jak dobrze, że akurat tutaj. Nie chciałam przypominać sobie dalszej części. Jest to jedno ze wspomnień, które chcę wymazać ze swojej pamięci. Głupi sok, głupia impreza. Wszystko przez to. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 10:02. Chłopcy za dwie godziny mają próbę, a Alex za trzy samolot, czyli za około siedem powinna już tu być. Och, wreszcie. Wyswobodziłam się z objęć blondyna i podeszłam do szafy. Za oknem zbiera się na ulewę i pewnie jest dość chłodno. Wyjęłam, więc pasujące do pogody ubrania i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam swój strój, wyprostowałam włosy i umalowałam rzęsy. Spojrzałam jeszcze na zegarek 10:57. Wróciłam do pokoju, ale nie zastałam tak już Horana. Szkoda, lubiłam  patrzeć jak słodko śpi. Zeszłam na dół, żeby zjeść śniadanie, a w jadalni zastałam już chłopców, byli ubrani, cóż za miła odmiana.
- O cześć Kat – zawołał Liam. – Tu jest twoje jedzenie.
- Dziękuję – powiedziałam i usiadłam przy stole.
- Jedziesz z nami? – zapytał Zayn.
- Nie. Posiedzę w domu, a później stąd pojadę na lotnisko. Będzie dobrze.
- O 16:00 przyjedzie ochroniarz, który z tobą pojedzie – poinformował mnie Josh.
- Jeżeli to konieczne.
- Konieczne, dla twojego dobra – oznajmił Niall i delikatnie mnie pocałował.
- Dobra – usłyszeliśmy Harrego. – Przykro mi, że muszę wam przerwać, ale musimy się zbierać. Samochód już czeka.
Wszyscy wyszli, a Nialler jeszcze raz krótko mnie pocałował i wstał z miejsca. Stanął jeszcze przy wyjściu z jadalni i spojrzał na mnie z grymasem, na co ja odpowiedziałam tym samym. Oby czas mi szybko zleciał w samotności.
- Już tęsknię – usłyszałam jęk blondyna.
- Ja też – wyszeptałam i wyszedł.

*perspektywa Alex*

Jechałam właśnie taksówką z Erykiem na lotnisko. Pożegnałam się już z mamą, która jest pewna, że Kitty mieszka tylko z Joshem i na razie nie mam zamiaru wyprowadzać ją z jej błędu. W końcu i tak się dowie, ale może później. Bardzo cieszę się z tego wyjazdu. Taksówkarz wreszcie dojechał na miejsce. Wysiadłam z samochodu i razem z Erykiem wypakowałam moje walizki z bagażnika. On wziął jedną, a ja druga i ruszyliśmy.
- No cóż. Zaraz odlatujesz i no wiesz – jąkał się trochę, ale już się do tego przyzwyczaiłam.
- Wiem, nienawidzisz pożegnać, ale my się nie żegnamy. To tylko miesiąc. Poza tym będziemy gadać. Masz przecież telefon, no i zawsze jest skype – powiedziałam pocieszając go.
- Wiem, ale będę tęsknił.
- Ja też idioto, ja też.
- Nawet przy pożegnaniach musisz mnie wyzywać?
- Muszę. Tam raczej nie będę miała kogo – puściłam  mu oczko i przytuliłam go do siebie. – Do zobaczenia za 19 dni.
- Baw się dobrze, a ja zaraz zadzwonię do Kitty, że już odleciałaś. Obiecałem.
Pogadałam z nim jeszcze chwilę, przytuliłam drugi raz i weszłam do samolotu. Będę tęsknić za tym kretynem. Kto będzie mnie rozśmieszał swoją twarzą jak nie on? Swoją drogą ciekawe jacy są One Direction prywatnie. Założyłam słuchawki, włączyłam moja ulubioną playlistę czyli oczywiście zespół, który za kilka godzin zobaczę i zasnęłam.

*perspektywa Katrin*

- No już idę! Ileż można dzwonić! Usłyszałam za pierwszym razem – mówiłam podirytowana faktem, że ktoś chyba nigdy nie widział czegoś takiego jak dzwonek do drzwi. – O, to ty Bob.
- Witaj Katrin – zaśmiał się widząc moją minę. – Gotowa?
- Już prawię, tylko pójdę po buty i możemy jechać, wejdź.
Wbiegłam szybko po schodach i wygrzebałam z szafy swoje buty na obcasie. Założyłam je, odgarnęłam z twarzy włosy i zbiegłam na dół. Strasznie się cieszyłam, że już za chwilę zobaczę swoją przyjaciółkę i będzie ze mną aż miesiąc. Cudownie. Bob czekał na mnie w salonie. Gdy zobaczył, że zbiegam po schodach od razu wstał i pokierował się w stronę drzwi. Wzięłam klucze z szafki i podbiegłam do niego. Wyszliśmy, zamknęłam drzwi i wsiedliśmy do czarnego samochodu z przyciemnianymi szybkami. Szybko dojechaliśmy na lotnisko. Wysiadłam z samochodu i oślepiły mnie flesze, a po chwili zostałam zalana falą pytań. Pamiętałam słowa Nialla, żeby na nic nie odpowiadać, więc stałam oparta tyłem o samochód i słuchałam, co oni wygadują.
- To prawda, że bierzesz ślub z Niallem? Jesteś tu, ponieważ wracasz do Polski? Czy masz zamiar kontynuować edukację? Czy rodzina Nialla cię zaakceptowała? – przekrzykiwali siebie nawzajem dziennikarze.
Starałam się ich ignorować, ale oni krzyczeli coraz głośniej, niektóre teksty tak mnie śmieszyły, że spuszczałam głowę i śmiałam się pod nosem. W dodatku po drogiej stronie jakieś dziewczyny uważnie mi się przyglądały. Chyba miały nadzieję, że razem ze mną przyjadą chłopcy. Tylko kilka z dziewczyn stojących z boku podeszły do mnie i zapytały czy dam im autograf. Na początku nie chciałam, bo przecież nie jestem nikim ważnym, ale tak ładnie poprosiły, że nie potrafiłam się oprzeć ich urokowi. Po nich podchodziły następne i następne. W końcu dziewczęta zniknęły i zostali tylko reporterzy. Spoglądałam nerwowo na zegarek. Samolot opóźniał się już ponad pół godziny bez żadnych informacji, a co jeżeli coś się stało? Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- Cześć kotku, ślicznie wyglądasz – usłyszałam głos Horana i od razu się uśmiechnęłam.
- Skąd wiesz? – zapytałam z uśmiechem.
- Oglądam zdjęcia. Dużo ich. Jedziesz już do domu.
- Właściwie to nie.
- Co się dzieje?
- Martwię się. Jest ponad pół godziny opóźnienia, boję się, że coś się stało.
- Kotku, nie myśl tak. Zaraz tam będę.
- Masz próbę, nie możesz.
- Już skończyliśmy. Przyjedziemy i zaczekamy na nią z tobą. Zaraz będziemy.
- No dobrze. Czekam. Kocham cię.
- Ja ciebie też – powiedział i rozłączył się, a ja schowałam telefon.
- Chłopaki? – zapytał Bob stając obok.
- Tak, zaraz będą.
Wyczekiwałam na samolot. Z minuty na minutę coraz bardziej bałam się, że coś się stało. Chłopaki przyszli i mocno mnie wyściskali. Staliśmy teraz wszyscy i oczekiwaliśmy. Dlaczego on tak długo nie przylatuje?! Stałam wtulona w Niallera, a w moich oczach zaczęły stawać łzy. Miałam złe przeczucia i wtedy zauważyłam lądujący samolot. Wyszeptałam ciche "wreszcie" na co chłopaki się zaśmiali i czekałam, aż zobaczę moją przyjaciółkę z wielkim bagażem. Rozglądałam się na wszystkie strony i nagle zobaczyłam te różowe pasma włosów na tle pięknego blondu. Pobiegłam w stronę dziewczyny i rzuciłam jej się na szyję, a ona mocno mnie uścisnęła.
- Wreszcie jesteś! Tak się bałam – mówiłam cały czas ją ściskając.
- Tak, tak jestem, ale za chwilę pewnie zginę przez uduszenie.
- Przepraszam – puściłam dziewczynę i szeroko się uśmiechnęłam, a po chwili obok mnie stanęli chłopcy.
- Alex! – pierwszy rozdarł się Josh i mocno przytulił blondynkę.
- Josh! Tyle lat! – zaśmiała się.
- Witaj znowu Alex – tym razem przytulił dziewczynę Niall.
- Cześć Niall – znowu się śmiała, a po chwili puściła chłopaka z objęć. – A wy mnie nie przytulicie?
- Pewnie, że przytulimy ślicznotko – wyrwał się Harry, a Alex spojrzała na mnie z grymasem.
- Idiota – skomentowała kiwając głową.
- Harry – spojrzałam na niego znacząco.
Jednak on całkowicie zignorował moje spojrzenie i przytulił dziewczynę. Następnie przytulił ją Liam, Dan, a na samym końcu Louis. Całkiem przyjemnie gdyby nie to, że Hazz mimo moich próśb jednak zaczął flirtować z Alex. Wolałabym, żeby nie narażał się już pierwszego dnia. Znam ją i wiem, że jest zdolna do wszystkiego. Wsiedliśmy do samochodu. Siedziałam między Zaynem, a Niallem, a naprzeciwko mnie siedziała Alex pomiędzy Harrym i Joshem.
- Kitty – powiedziała już zirytowana dziewczyna. – Ja go zaraz uszkodzę.
- Zayn, proszę – popatrzyłam znacząco na mulata, a on tylko szeroko się uśmiechnął.
- Harry, zamień się miejscami – wypalił Malik, ale loczek nie zwrócił na niego uwagi.
- Mi się tu dobrze siedzi – wyszczerzył się.
- Hazz – zaczęłam spokojnie, ale w środku już powoli się we mnie gotowało. – Jeżeli chcesz żyć to w tej chwili masz usiąść na miejscu Zayna.
- Dobra, spokojnie, już.
- Więc Alex, jesteś starsza od Kat? – zapytał Liam.
- Tak, o rok – uśmiechnęła się blondynka.
- Masz chłopaka? – pytał Harry.
- Nie i nie szukam.
- Dlaczego?
- Bo pewnie byłbyś chętny na to miejsce.
- Śliczna i pewna siebie, mam cały miesiąc – rozłożył się na swoim miejscu, a ja walnęłam go łokciem.
- O ile tyle przeżyjesz – skomentowała.
- Koniec – zarządziłam. – Już jesteśmy, na szczęście.

*perspektywa Alex*

Myślałam, że on tylko takiego zgrywa przed kamerami. Jeżeli sądził, że nabiorę się na te głupie teksty i choć trochę go polubię to się mylił. Szczerze mówiąc to zawsze jego najbardziej lubiłam. Dopóki teraz się nie dowiedziałam, że on naprawdę jest taki pewny siebie. Nie lubię takich chłopaków. Myślą, że mogą mieć każdą, zabawić się nią, a później zostawić. Teraz wiem, że co do loczka musze mieć lekki dystans. Jeżeli przekroczy granicę to biedak może nie dożyć nawet mojego pierwszego tygodnia tutaj. Josh wziął moje walizki i zadeklarował się, że pokaże mi mój tymczasowy pokój. Cieszyłam się, że on tam ze mną pójdzie. Jego znałam najlepiej i bardzo go lubiłam. Dom był wielki, weszliśmy na górę i przyjaciel stanął przed trzecimi z kolei drzwiami i skinął głową na znak, że mam tam wejść. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam śliczny, różowy i wielki pokój z lustrem na ścianie i ciemnym odcieniem różu na pościeli. Wystrój był przepiękny. Wszystko było idealnie dobrane.
- Jak tu pięknie – mówiłam rozglądając się, a Josh się zaśmiał. – Dziękuję.
- Nie dziękuj mi. Ja tylko w połowie urządziłem ten pokój.
- Więc komu jeszcze mam dziękować?
- Harremu – zaśmiał się widząc moją minę.
- Żartujesz sobie? On ma taki gust?
- No widzisz. Postarał się. Nie jest taki zły. Trzeba go tylko lepiej poznać.
- Nie wiem czy chcę go poznać. Jak na razie nie robi na mnie dobrego wrażenia.
- Kto nie robi na tobie dobrego wrażenia? – w progu pojawił się uśmiechnięty loczek.
- To ty się rozpakuj Alex, a ja zrobię ci coś do picia. Kawa, herbata, sok?
- Kawa – odpowiedziałam pewnie.
Josh wyszedł z pokoju, a ja zostałam w nim sama z Haroldem, który dość dobrze działał mi na nerwy odkąd go poznałam. Jeżeli nie będzie robić niczego głupiego to może nie poleje się krew.
- Może pomóc ci w rozpakowaniu? – zapytał z szerokim uśmiechem.
_________________________________________

wreszcie macie długo wyczekiwaną Alex. cudownie. *,*
miłego czytania. ;3

środa, 27 marca 2013

Rozdział 43.

Pociągnęłam je do siebie i ujrzałam wysoką blondynkę. Stała przed drzwiami i wrogo mierzyła mnie wzrokiem. Skądś ją chyba kojarzyłam, a może tylko mi się wydawało?
- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Ty jesteś tą dziewczyną, która na zdjęciach w necie przytula się do Harrego?
Mówiła na jednym tchu, poza tym jej wypowiedź była tak przesiąknięta złością, że dało się ją wyczuć na parę kilometrów. Otworzyłam szerzej oczy i z uwagą jej się przyglądałam. Czyżby to była dziewczyna Hazzy? Ale przecież nic nie wspominał. Mi by powiedział, prawda? Uniosłam jedną brew i już chciałam coś powiedzieć, ale pod mieszkaniem pojawił się samochód Louisa, z którego chłopak po chwili wysiadł i zaczął kierować się w naszą stronę. Gdy zobaczył blondynkę na chwilę przystanął i zrobił wielkie oczy, po czym szybkim krokiem podszedł do nas.
- Taylor? – zapytał jakby niedowierzał. – Czego chcesz?
- To ty ją znasz? – zapytałam zdezorientowana.
- Ty pewnie też. Jestem przecież Taylor Swift – wtrąciła dziewczyna, a ja popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem.
- Taylor... jak?
- Taylor Swift, najlepsza piosenkarka pod słońcem – wyszczerzyła się, a ja nadal patrzyłam na nią dziwnym wzrokiem.
- Czekaj chwilę – wyjęłam telefon i wybrałam numer Alex, dziewczyna po sygnale odebrała. – Hej Alex. Powiesz mi kto to jest Taylor Swift?
- Hej Kitty, pewnie już mówię – usłyszałam głos przyjaciółki, a Swift prawie zabijała mnie wzrokiem podczas, gdy Lou ledwo co opanowywał śmiech. – Więc pamiętasz, co pokazywałam ci zdjęcia blondynki w necie i mówiłam, że jej nienawidzę? No to właśnie jest ona. Później puściłam ci jej piosenkę...
- Czekaj to ta, co pisze piosenki o swoich byłych i miała ten teledysk z kozą?
- Tak, tak! To ta!
- Boże. Zdecydowanie wolałam tę kozę. Dobra kończę, dzięki za info, do zobaczenia jutro!
- No pa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Tomlinsona, który już od powstrzymywania śmiechu miał świeczki w oczach, natomiast wierzcie mi, że gdyby wzrok mógł zabijać to "wielka" Swift, by mnie zamordowała. Jeszcze nikt nie patrzył na mnie z takim szaleństwem w oczach jak ona. Może powinna się leczyć?
- Więc droga des... Znaczy Taylor. Tak bardzo miło mi cię poznać – mój głos był tak przesiąknięty ironią, że byłaby naprawdę głupia gdyby tego nie wyczuła.
- Nieważne – powiedziała oburzona, a Louis wybuchł śmiechem już nie wytrzymując. – Przyszłam do Harrego.
- Niezmiernie mi przykro, ale Hazz śpi. Co za pech. W takim razie już czas na ciebie, prawda?
- Nie. Obudź go.
- Chciałabym, ale nie mam ważnych uprawnień na to, by wyrywać go z jego wyimaginowanego i cudownego świata, który sobie zapewne teraz wyśnił, bo tak ślicznie uśmiecha się przez sen.
- Sądzisz, że to zabawne?
- Nawet bardzo – wtrącił Tommo. – Kat zrobisz dziś z Hazzą naleśniki?
- Nie. Dziś robimy gofry, przecież jutro będzie Alex – oznajmiłam z uśmiechem.
- To już jutro? Super! Wreszcie ją poznam. Właśnie! Zapomniałbym – powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. – Elka kazała cię od niej mocno uściskać i powiedzieć, że będzie tęskniła.
- O, jakie to miłe z jej strony. Też będę za nią tęskniła.
- Ekhem. Ja tu jestem – wywróciła oczami blondynka.
- To jeszcze nie poszłaś?
- Tomlinson. Wyjaśnij kim jest wasza nowa zabaweczka.
- Ja mam imię – skrzywił się Lou. – Poza tym Kat nie jest zabawką, jest dziewczyną Nialla.
- No tak. Devine, tak? Wiedziałam, że gdzieś już ją widziałam.
- Super. Coś jeszcze? – zapytałam znudzona.
- Chcę rozmawiać z Harrym.
- To przyjdź później, bo nie będziemy go budzić. Było miło, cześć – chłopak dosłownie wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi przed nosem Taylor.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego, tej wspaniałej gwieździe?! Taylor Swift to legenda, a ty ją tak potraktowałeś. Oj, wstydź się Lou – groziłam mu palcem i chciałam zachować powagę, ale nie udało mi się to i wybuchłam śmiechem, a Louis ze mną.
Na szczęście nikogo nie obudziliśmy. Tym razem w ciszy ruszyliśmy do kuchni, by przygotować jakieś śniadanie. Przygotowaliśmy wielki stos kanapek. Kilka zrobiliśmy z serem, inne z wędliną i niektóre z pomidorem. Wszystko ułożyliśmy na stole w jadalni i przygotowaliśmy szatański plan pobudki dla naszych śpiochów. Okazało się, że Tommo zawsze w swoim pokoju ma nienadmuchane balony w razie jakiejś imprezy. Wzięliśmy więc dość duży zapas i zaczęliśmy je napełniać. Było po 10 z jednym płynem. Najpierw napełniliśmy je ketchupem, później kolejne musztardą, następne farbą i ostatnie lodowatą wodą. Na poręczy schodów rozłożyliśmy duży koc i schowaliśmy się za nim z całą naszą amunicją.

*perspektywa Louisa*

Trzeba przyznać, że razem z Katrin zgotujemy naszym śpioszkom wspaniałą pobudkę. Ułożyliśmy dookoła siebie balony, aby z łatwością po nie sięgnąć w razie potrzeby. Usiedliśmy i spojrzeliśmy na siebie z szerokimi uśmiechami.
- To jak Tommo? Na trzy? – zaśmiała się cicho.
- No jasne – powiedziałem z entuzjazmem. – Raz... Dwa... TRZY!
Zaczęliśmy rzucać śmiejąc się przy tym bardzo głośno, a nasze ofiary po chwili budziły się z wielkim piskiem, co nas rozśmieszało jeszcze bardziej. Wszyscy zaczęli uciekać, a my rzucaliśmy ich podczas ich marnych prób ucieczki. W końcu gdy cały salon był już w różnych kolorach i miejscami ociekał wodą tak jak nasze ofiary skończyła nam się amunicja i wyłoniliśmy się zza koca, przy tym cały czas się śmiejąc. Brzuchy bolały nas od śmiechu, ale nie mogliśmy przestać.
- Bardzo śmieszne – pierwsza odezwała się Perrie, której włosy były całe najprawdopodobniej w musztardzie.
- Pięknie wyglądasz Pezz – powiedziała przez śmiech Kat. – Wszyscy wyglądacie pięknie.
- Wy za to będziecie pięknie sprzątać – odparł najwyraźniej dumny z siebie Liam.
- O nie! – krzyknąłem razem z brunetką.
- O tak! – usłyszeliśmy zgodnych przyjaciół.
Niedoczekanie ich! Oburzeni udaliśmy się w stronę kuchni, a nasi przyjaciele pobiegli do swoich pokoi, zapewne by się umyć i zmienić ubrania, które nie nadawały się do użytku.

*perspektywa Katrin*

Usiadłam na blacie i wpatrywałam się w mojego wspólnika, który stał naprzeciwko mnie oparty tyłem o blat i grzebał w telefonie z dziwnym wyrazem twarzy, co nie ukrywam, że odrobine mnie bawiło.
- Lou? Co ty robisz?
- Szukam numeru do ekipy sprzątającej. Chyba nie myślałaś, że naprawdę to będę sprzątał?
- Pewnie, że nie.
- A właśnie Kat?
- Tak?
- Nie wspominaj nic o naszym "gościu". Miejmy nadzieję, że więcej tu nie przyjdzie.
- Nie ma sprawy, ja nic nie wiem.
- Katrin! – usłyszałam krzyk Perrie, która po chwili pojawiła się nadal brudna w kuchni.
- Co jest?
- Nie mam nic na zmianę. Pożyczysz mi coś? Proszę.
- Jasne, chodź.
Pociągnęłam dziewczynę na górę i stanęłam z nią przed moją szafą rozmyślając, co by na nią pasowało. W końcu wyjęłam jedną z sukienek, a do niej szpilki. Na szczęście dziewczyna miała taki sam rozmiar buta jak mój. Zadowolona wzięła ode mnie ubrania i stanęła przed drzwiami od łazienki.
- Mam nadzieję, że nie masz na dziś żadnych planów, bo spędzasz dzień ze mną.
Nim zdążyłam odpowiedzieć zadowolona blondynka wparowała do łazienki. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. W sumie to nawet dobrze. Odkąd ją poznałam nie miałam okazji spędzić z nią czasu sam na sam, więc chętnie to nadrobię. Swoją drogą ciekawe gdzie mnie zaciągnie. Zrobiłam sobie duży kubek kawy i usiadłam na blacie pijąc gorący, przepyszny napój. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to znowu może być?
Byleby nie ta paniusia, bo nie ręczę za siebie – pomyślałam od razu.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Przede mną stało trzech mężczyzn. Jeden z nich, szatyn z bródką, najwyraźniej najstarszy z nich wszystkich. Drugi z nich blondyn z delikatnym zarostem, gdzieś około 25 lat, na pewno nie więcej i ostatni z nich również blondyn, ale około 18 lat, bez zarostu i z czarującym uśmiechem. Wszyscy byli ubrani na czarno i wpatrywali się we mnie, obdarowałam ich pytającym spojrzeniem, na co oni tylko się wyszczerzyli.
- Dzień dobry – przywitał się czarnowłosy. – Jesteśmy ekipą sprzątającą.
- Można było tak od razu – wywróciłam  oczami. – Proszę za mną.
Zaprowadziłam ich do "miejsca zbrodni". Ich miny były bezcenne. Spojrzałam na nich i ledwo, co powstrzymałam się od śmiechu. Oni stali tam tylko i z szeroko otwartymi buziami oraz oczami rozglądali się po całym pomieszczeniu.
- Pani sobie żartuje, prawda? – zapytał najmłodszy.
- Czy wyglądam, jakbym żartowała? – powiedziałam to z udawaną powagą, ale udało się.
- KATRIN! – usłyszałam krzyk blondynki, która po chwili w samej bieliźnie pojawiła się u dołu schodów. – Ja w życiu nie wcisnę tej sukienki.
- Pezz – uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. – Mamy gości.
- O witam – uśmiechnęła się do ekipy stojącej obok mnie, a później znowu obdarowała mnie swoim spojrzeniem. – Proszę cię daj mi coś, co na mnie wejdzie.
- Jasne, już idziemy – powiedziałam do niej i spojrzałam na pracowników i puściłam im oczko. – Jesteście profesjonalistami, poradzicie sobie.
Wyminęłam ich i wepchnęłam na górę dziewczynę, która paradowała w bieliźnie. Otworzyłam jej szafę i kazałam wybrać, co będzie chciała i w czym będzie czuła się dobrze. Następnie wzięłam z mojej szafki nocnej kawę, którą poprzednio tam postawiłam i wyszłam z pokoju. Czytałam różne sms'y sieciowe, które mi przyszły i nagle na kogoś wpadłam, a zawartość mojego wielkiego kubka wylądowała na jego koszulce.
- Moja kawa! – rozdarłam się i gniewnie spojrzałam gniewnie na Stylesa.
- Moja koszulka! – chłopak zmierzył mnie tym samym spojrzeniem. – Tak to jest jak się nie patrzy przed siebie.
- Odezwał się – pokazałam mu język i zwinnie wyminęłam.
Dalej przeglądałam i usuwałam różne wiadomości. Szłam przed siebie i dotarłam do szczytu schodów, gdy usłyszałam za sobą krzyk, a następnie ktoś upadł na mnie i razem ze mną spadł z wysokich schodów. Jeszcze u ich dołu leżał na mnie nie dając dopływu do tlenu.
- Boże, nic ci nie jest? – usłyszałam krzyk Tomlinsona.
- Dzięki, nic mi nie jest – powiedział i wstał ze mnie, oczywiście nie kto inny jak Harold.
- Może dlatego, że zamortyzowałam twój upadek?! – odezwałam się jęcząc.
- Harry ja pytałem Kat – zobaczyłam nad sobą rękę Louisa, której się chwyciłam.
- Hazz, naucz się chodzić – skomentowałam, gdy Tommo mnie podnosił.
- Przepraszam – wymamrotał. – Mam gorszy dzień.
- Co się stało?! Słyszałem huk! – na szczycie schodów pojawił się blondyn i szybko po nich zbiegł.
- Trochę się poobijałam, nic poza tym – wyjęczałam z trudem, plecy strasznie mnie bolały.
- Moja biedactwo – Horan przytulił mnie delikatnie gładząc bolącą część ciała.
- Kto nie umie chodzić? – tym razem na górze pojawił się uśmiechnięty Zayn.
- Harry – wymruczałam złowrogo, a Zayn zaczął klaskać.
Niall zaniósł  mnie do jadalni i posadził obok siebie przy stole. Czekaliśmy aż wszyscy zejdą na dół, a gdy już siedzieliśmy razem przy stole wzięliśmy się za jedzenie. Wszyscy zajadali się kanapkami, ale nie ja. Nie miałam ochoty, w dodatku plecy strasznie mnie bolały.
- Kat, a ty nie jesz? – zapytał zdziwiony brat.
- Nie jestem głodna.
- Uderzyłaś się w głowę, gdy spadłaś? – pytał z troską Liam.
- Nie spadłam tylko zostałam zrzucona! Poza tym to bardzo możliwe – odpowiedziałam obojętnie.
W końcu głos zabrał Nialler. Zaczął paplać, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia i musze je zjeść albo nie odejdę od stołu. Takim sposobem zjadłam dwie kanapki, byleby tylko osiągnąć święty spokój.

*perspektywa Eryka*

- Alex! – zawołałem wchodząc do domu dziewczyny.
- Co jest? – pojawiła się w przedpokoju i zmierzyła mnie wzrokiem. – Ty chyba zbyt dobrze czujesz się w moim domu.
- Też się cieszę, że cię widzę kochana przyjaciółko – rzuciłem jej się na szyję i zacząłem śmiać.
- Dobra, dobra. Nie podlizuj się. To czego chcesz?
- Sama mówiłaś, żebym przyszedł.
- Naprawdę?
- Tak – przeciągnąłem wyraz uważnie jej się przyglądając. – Spakowana?
- Jeszcze nie do końca.
- No to zaraz ci pomogę dokończyć. O której masz jutro samolot?
- No wiesz... Chyba – zacinała się udając, że myśli, bo przecież ona nigdy nie myśli.
- Zapomniałaś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. – Zaraz zadzwonię do Kitty i się dowiem.
- No dobra, ale chodź na górę, bo musze w końcu dopiąć tą walizkę.
Pokiwałem tylko głową na boki i wbiegłem do jej pokoju. Usiadła nas wypchaną, czubata walizką, która wyglądała jakby miała wyjechać na ponad rok, a nie tylko na miesiąc, ale nieważne. Usiadłem na łóżku ki dalej się jej przyglądałem. Musze przyznać, że cała sytuacja wyglądała przekomicznie. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Kitty. Nie odbierała, ponowiłem próbę i tym razem raczyła się odezwać.
- Hej Eryk – usłyszałem jej radosny głos i dziewczęcy śmiech w tle.
- Hej Kitty, przeszkadzam?
- Nie, nie. Jestem z Perrie w kawiarni, możesz mówić.
- Perrie? – pytałem zaskoczony. – Perrie Edrwards?! Ta śliczna blondynka z Little Mix?!
- Eryk. Jesteś na głośnomówiącym – wybuchła śmiechem.
- Kitty! Zabiję cię!
- Też cię kocham.
- Dobra, nieważne. Chciałem zapytać o której Alex ma samolot, bo zapomniała.
- Naprawdę? Az tak bardzo ją ruszył ten wyjazd, że zapomniała, o której ma samolot? Świetnie – zaśmiała się. – O 13:00. Dopilnuj, żeby niczego nie zapomniała i dotarła na lotnisko.
- Ok. To ja już nie przeszkadzasz. Baw się dobrze i pozdrów Perrie.
- Jak miło – usłyszałem piękny, melodyjny głos. – Też cię pozdrawiam.
- Boże, ja nie wierzę. Musze ochłonąć. Pa!
- No, cześć.
Rozłączyłem się i z telefonem przy uchu wpatrywałem się w ścianę, która podczas bitwy moich myśli była naprawdę interesująca. Perrie Edwards zna Katrin? Ciekawe jak się poznały. W dodatku ta piękna blondynka mnie pozdrowiła, nie mogę w to uwierzyć, to takie cudowne.
- Ziemia do idioty! Co ty się tak szczerzysz do tej ściany?!
- Wcale się nie szczerze do ściany! Dlaczego tak w ogóle przerywasz moje rozmyślania wyrywając mnie tym samym z jakże pięknej krainy, w którym jednym z gości była sama Perrie Edwards, która się do mnie odezwała, a w moich marzeniach nawet dotykała, a ty wyrwałaś mnie z tych pięknych marzeń!
- Co za potok słów – zaśmiała się. – A teraz ściągaj swój "zacny" tyłek z mojego łóżka i chodź na ciastko, bo jestem, głodna.
- Na dole jest coś takiego jak kuchnia, nie możesz sobie zrobić kanapki?
- Ale ja chcę ciastko!
- Dobra, już idziemy.
Ściągnąłem się z łóżka i ruszyliśmy w stronę kawiarni. Kupiliśmy ciastka i zaczęliśmy je konsumować. Później trochę pospacerowaliśmy dużo przy tym rozmawiając i umówiliśmy się na jutro, bo mam z nią jechać na lotnisko. No cóż. Będę musiał przeżyć miesiąc bez moich przyjaciółek...
________________________________________________

na dziś to tyle. jutro raczej nie będzie rozdziału, ale postaram się i może mi się uda.
jednak bardzo w to wątpię.
miłego czytania. ;3

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 42.

Zamachnęłam się i w tej samej chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii tym samym odsuwając od mojego celu. Usłyszałam kojący, melodyczny szept.
- Jestem tu Kat. Nie warto, on właśnie tego chce, chce cię sprowokować. Nie pozwól mu na to, nie daj się, skarbie – wyszeptał mi prosto do ucha Nialler.
Te słowa bardzo mi pomogły, tym samym uspokajając mnie. Odwróciłam się i spojrzałam na mojego wybawcę. Ujrzałam cudownie lśniące tęczówki, które dawały mi ukojenie. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta. Dopięłam swego, bo Dylan najwyraźniej był rozwścieczony, co mnie bardzo satysfakcjonowało. Zdawałam sobie sprawę, że gdyby nie Horan to dałabym upust emocjom i uderzyłabym go, co wiązało się z powrotem starej mnie, czyli agresywnej i aroganckiej gówniary, która ma gdzieś uczucia innych i swoje, a co najgorsze zatęskniłabym za alkoholem i narkotykami, a na to przecież nie mogłam sobie pozwolić. Nie teraz, gdy mam Nialla, odzyskałam Josha i przybyło do mojej rodziny sześć kochanych osób, do których się przywiązałam. Gdy odkleiłam się od blondyna i otworzyłam oczy zostałam oślepiona przez blask fleszy. Rozejrzałam się i nie ujrzałam Dylana, ale dookoła było mnóstwo reporterów i kilku przyglądających się z uwagą fanów.
- Na nic nie odpowiadaj – szepnął Niall i chwycił moją dłoń.
- Czy to prawda, że planujecie ślub? Katrin zamierzasz ukończyć szkołę? Co z trasą koncertową? Katrin pojedzie z wami? Jak podobało wam się w rodzinnych miastach? – przekrzykiwali się paparazzi.
Szliśmy w stronę domu, a oni cały czas się przepychali i zadawali pytania. W końcu dotarliśmy do domu. Tak strasznie się cieszyłam, że będzie wreszcie chwila odetchnienia, ale oczywiście jak to się mówi "nie dla psa kiełbasa".
- Wreszcie spo... – urwałam, gdy zobaczyłam, co się dzieje w domu.
Louis i Eleanor rzucali się popcornem na kanapie, Liam uciekał przed Danem, który ganiał go z... CHWILA. Dlaczego Liam ucieka przed łyżkami, które trzyma Dan? I dlaczego Dan trzyma łyżki i biega po domu jak idiota? Natomiast Harry uciekał, również po całym domu, przed Joshem, który ganiał go z... O NIE! MOJA PROSRTOWNICA! Boże, z kim ja żyję? Cały dywan jest w mące? Szlag, co oni tu robili, że dywan w salonie jest w mące? W dodatku stłuczony wazon przy schodach.
- Mówiłaś coś kotku? – zaśmiał się Niall widząc moją minę.
- Idioci – wymamrotałam śmiejąc się.
Wyminęłam ganiających się chłopców. Czasem ciężko pomyśleć, że oni są pełnoletni. Zachowują się gorzej niż dzieci. Chwyciłam jedno z jabłek i usiadłam na blacie jedząc je. Po chwili usłyszałam trzask. Norma, pewnie znowu coś popsuli, ale nagle do kuchni wpadł blondyn, a ja obdarzyłam go pytającym spojrzeniem.
- Josh, spadł ze schodów – oznajmił przeczesując ręką włosy.
- Co za ciota – wybuchłam śmiechem i zeskoczyłam z blatu, a następnie cały czas się śmiejąc wpadłam do salonu.
- Boże, moja głowa – jęczał brat leżąc na samym dole wysokich schodów.
- Spójrz na to z tej strony – zaczęłam nadal się śmiejąc. – Może poprzez uderzenie trochę zmądrzejesz?
- Albo zgłupieje – wtrącił Harry.
- Jemu to już nie grozi Hazz.
Skierowałam się do łazienki na dole po drodze mijając Harrego, który próbował podnieść mojego, "mądrego" braciszka. Weszłam do toalety i zobaczyłam łyżeczkę wbitą w odpływ zlewu. Próbowałam ją wyciągnąć, ale ani drgnęła.
- Chłopaki! – rozdarłam się, a winowajcy po chwili pojawili się w pomieszczeniu. – Zabawna sprawa. Kto mi powie, co w zlewie robi łyżeczka?
- Ganiałem z nią Liama, ale później ją wyrzuciłem, więc to nie ja – wybronił się Dan.
- Dlaczego ganiałeś z nią Liama?
- Bo zarysował mi gitarę!
- Taa. To wszystko wyjaśnia – przewróciłam oczami. – Swoją drogą, Liam, dlaczego uciekałeś przed łyżeczką?
- Bo wiesz, ja się tak trochę boję łyżeczek – wytłumaczył drapiąc się po głowie.
- To dlatego wszystko jesz widelcem?
- No dokładnie.
- To jest dla mnie dziwne, ale nieważne. Zróbcie coś z tą łyżką i to już – wyminęłam ich i usiadłam na kanapie obok brunetki. – Co oglądasz?
- W sumie to nic, ale zaraz coś znajdziemy – uśmiechnęła się.
- No zobaczymy, co wynajdziesz.
- To zależy, co lubisz.
- Wiesz. Jest 17:00, możemy pójść do sklepu, zaopatrzyć się w jedzenie i popcorn i zrobić maraton filmowy, co ty na to?
- Genialny pomysł. Idziemy!
- No dobra – wstałam, założyłam buty i poszłam za dziewczyną.
- Chłopcy my idziemy! – krzyknęła zawiązując sznurówkę swoich vansów.
- Gdzie? – wpadli nagle wszyscy do przedpokoju.
- Do sklepu, a któryś z was może skoczyć do wypożyczalni po jakieś filmy, bo robimy maraton – wyjaśniłam.
- To my zaraz skoczymy i coś zorganizujemy, zadzwonimy jeszcze do Zayna to może razem z Perrie wpadną. Uważajcie na siebie – wyszczerzył się blondyn i dał mi buziaka w policzek.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam za dziewczyną. Dochodziłyśmy do wyjścia z posesji, wtedy zauważyłyśmy kilku fotografów. Spojrzałyśmy na siebie, założyłyśmy okulary i stwierdziłyśmy, że jedzenie jest najważniejsze, więc ruszyłyśmy dalej. Przepchałyśmy się obok reporterów i zmierzałyśmy w stronę sklepu. Zaczęłyśmy pakować do koszyka wszystkie rzeczy, które lubiłyśmy. El była ode mnie wyższa, więc sięgnęła na górną półkę po popcorn i wtedy ktoś na nią wpadł przez, co brunetka upadła.
- El, nic ci nie jest? – zapytałam podając jej rękę.
- Poza tym, że obiłam sobie pośladki to jest dobrze – podała mi dłoń i pomogłam jej wstać.
- Zawsze mogę ci je wymasować, to przecież przeze mnie – wymamrotał jakiś chłopak dziwnie się szczerząc.
- Idiota – powiedziałyśmy razem i zmroziłyśmy rudego wzrokiem.
- Rude, brzydkie, a takie pewne siebie – marudziła Elka, gdy minęłyśmy chłopaka, a ja wybuchłam śmiechem.
- Chyba tyle wystarczy, nie sądzisz? – zapytałam, gdy szłyśmy dalej z pełnym koszykiem.
- Żartujesz sobie – zaśmiała się. – Z tobą i blondynem to cały ten sklep by nie wystarczył. Chodź, jeszcze trochę rzeczy i wychodzimy.
- Jak chcesz.
Z uśmiechem szłam dalej i pakowałam razem z moją towarzyszką różne rzeczy. Parę małych dziewczynek podeszło i prosiło nas o autografy, na co z uśmiechem je dawałyśmy, bo tak słodko prosiły. W końcu spojrzałam na koszyk i coś sobie uświadomiłam.
- El, jak my to wszystko doniesiemy?
- Wiesz, że o tym nie pomyślałam? – zaśmiała się. – Idziemy do kasy, a ty dzwoń po taksówkę.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po auto. Wypakowałyśmy nasze, "małe" zakupy na taśmę, a wszyscy patrzyli na nas z dziwnymi minami, ale gdyby wiedzieli, że mamy w domu siedmiu głodomorów to na pewno, by przestali. Zapakowałyśmy i zapłaciłyśmy za wszystko. Wyszłyśmy przed budynek, gdzie taksówkarz już na nas czekał. Całą drogę gadałyśmy i głośno się śmiałyśmy, a kierowca teatralnie wywracał oczami albo robił dziwne, ale przy tym śmieszne miny. Zapłaciłyśmy za podróż i obładowane torbami, ale głośno śmiejąc się wpadłyśmy do mieszkania. Od razu zauważyłyśmy dziwne spojrzenia Liama, Dana, Josha i Zayna, ale zignorowałyśmy je.
- Zayn! Jesteś?! Pezz też? – pytałam uradowana.
- Kat, Elka – usłyszałam wesoły pisk w kuchni.
- Perrie – krzyknęłam razem z brunetką i pobiegłyśmy do pomieszczenia.
- Baby – usłyszałyśmy krótki komentarz chłopców.
Blondynka od razu zeskoczyła z blatu i rzuciła się na nas. Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem i tuliłyśmy się do siebie.
- Dziewczyna – zaczęła nagle Pezz. – Dusicie mnie tymi torbami.
- Przepraszamy – powiedziałam z uśmiechem szybko ją puszczając. – Teraz pomóż nam wszystko rozpakować.
- No dobra, to co kupiłyście?
- Łatwiej będzie wymienić czego nie kupiłyśmy – zaśmiała się Elka.
Blondynka zrezygnowała z dalszych pytań i razem z nami wsypywała rzeczy do różnych misek i zanosiła je na stół do salonu. Gdy już prawie kończyłyśmy wszystko rozkładać do domu wpadł Harry, Tommo i Nialler z filmami. Mieli kilka komedii, jedno romansidło i kilka horrorów. Oczywiście zaczęliśmy od komedii, która była przezabawna, później były horrory. Nie bałam się, ale siedziałam wtulona w blondyna. W połowie czwartego filmu przekąski się kończyły, a Harry, Louis i Elka już spali, gdzieś przy jego końcu ja również zasnęłam. Obudził mnie wielki huk. Głośno drgnęłam, bo był bardzo głośny i rozejrzałam się w poszukiwaniu jego przyczyny. Zobaczyłam różową walizkę u dołu schodów. Okazało się, że "zdolny" Tomlinson miał ją znieść, ale jak na niego przystało przez przypadek wypadła mu z ręki i spadła. Wywróciłam oczami słysząc to, a następnie wybuchłam śmiechem.
- No to ja już się zbieram – przerwała mi brunetka.
- Ale jak to?
- Wracam do domu.
- Musisz?
- Tak, praca wzywa, ale niedługo znowu przylecę i mam nadzieję, że się zobaczymy.
Nie odpowiedziałam tylko mocno przytuliłam do siebie dziewczynę, która odwzajemniła uścisk. Było mi smutno, że już odjeżdża, ale pocieszałam się faktem, że już jutro przyleci Alex, no i jest jeszcze Perrie. Wyobrażałam sobie, co będzie się działo po przyjeździe mojej przyjaciółki. Czy wywoła burze jak zawsze? Dużo pytań, brak odpowiedzi. Wszyscy spali, a ja byłam pewna, że na pewno mi się to już nie uda. Tommo jedynie nie spał, ale on pojechał odwieźć Elkę, więc tak jakby zostałam sama. Wbiegłam na górę. Wzięłam prysznic, ubrałam się i umalowałam rzęsy tuszem. Było dziś bardzo ciepło, co rzadko kiedy zdarza się w Londynie. Wysuszyłam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Zeszłam na dół, rozejrzałam się po salonie. Godzina 12:45, a wszyscy spali, uśmiechnęłam się na ich słodki widok. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, cały czas się uśmiechając powędrowałam do nich. Pociągnęłam je do siebie i ujrzałam...
____________________________________

PATRZCIE: http://besty.pl/2235172 *,*
mamy już 42 rozdziały. łuhuhu. xd
jednoznacznie wszyscy chcieliśmy, aby Kat przywaliła Dylanowi, ale ona taka nie jest.
przynajmniej na razie taka nie jest, hahah. xd
Jak myślicie kto zapukał do drzwi? :):*
miłego czytania. ;3