- Zamknij oczy – powiedział nagle.
- Ale..
- No zamknij. Zaufaj mi.
- No dobra.
Zamknęłam oczy, usłyszałam jak Harry się do mnie przybliża i poczułam, że mnie
przytula. Nie miałam nic przeciwko, lubiłam, gdy ktoś to robił. Nagle dał krok
do tyły i pociągnął mnie za sobą, co raz bliżej krzaka. Zrobił jeszcze parę
kroków, a ja za nim.
- Możesz otworzyć – powiedział wypuszczając mnie z objęć.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam stół z dwoma krzesłami na środku dużej powierzchni
otoczonej krzewami i drzewami. Stół nakryty był czerwonym obrusem, a na jego
środku była biała serwetka, na której stał wazon, a w nim ogromny bukiet
czerwonych róż. Na stole były dwie długie, cienkie świece, a dookoła mnóstwo
małych, zapachowych świeczek. Wszystko wyglądało tak cudownie, ale nie wiedziałam,
czemu mnie tu przyprowadził.
- Sądzisz, że to dobre miejsce na pierwszą randkę? – zapytał.
- Tak. Jest naprawdę wyjątkowe, Natalie powinna być zachwycona – powiedziałam z
uśmiechem.
- Nie ma, za co. Na mnie zawsze możesz liczyć Hazz – powiedziałam i mocniej go
przytuliłam.
Harry jest bardzo przystojny, do tego uroczy i nadzwyczaj miły, ale nie mógłby
być dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Chwilami zbyt bardzo przypomina mi Josha.
Robiło się coraz zimniej na dworze i drgnęłam, gdy powiał zimny wiatr.
- Zimno ci? Cała się trzęsiesz – zapytał zmartwiony.
- Troszeczkę. Chyba czas już wracać.
- Też tak sądzę. Jest grubo po północy – zaczął się śmiać. – Twój brat mnie
zabije.
- Cóż, miło było cię poznać - poklepałam go po ramieniu i wybuchłam śmiechem. –
Chodź już.
- Zaczekaj, bo pokujesz się gałęziami – powiedział i znowu przytulił mnie
cofając się. – Już. Jesteśmy po drugiej stronie.
- Koniecznie ją tam wprowadź tak jak mnie – uśmiechnęłam się.
Wymieniliśmy uśmiechy i udaliśmy się w stronę domu. Po 30 minutach już w nim
byliśmy. Wszędzie było ciemno i cicho. Nic dziwnego wszyscy już spali.
Weszliśmy na górę.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko – powiedział ściszonym głosem i pocałował
mnie w policzek. – Dobranoc.
- Nie ma, za co. Kolorowych.
Z uśmiechem weszłam do pokoju. Chciałam zapalić światło, ale przez światło
padające z zewnątrz zauważyłam, ze ktoś leży na łóżku. Podeszłam bliżej
zauważyłam blondyna. Mimowolnie na mojej twarzy wymalował się uśmiech.
Pewnie na mnie czekał przecież mieliśmy pogadać – pomyślałam.
Chłopak wglądał słodko, leżał na boku z lekko rozchylonymi ustami, na szczęście
nie chrapał. Zdjęłam buty i postawiłam je obok biurka. Szybko zmieniłam
koszulkę i zdjęłam spodnie. Zawsze spałam tylko w luźnej, męskiej koszulce i
bieliźnie. Delikatnie wyciągnęłam spod Nialla kołdrę i go nią przykryłam, bo
trochę zmarzł, a ja wzięłam z pufy koc i kładąc się obok Niallera opatuliłam
się nim. Byłam bardzo zmęczona, więc szybko zasnęłam.
- Naprawdę, tak sądzisz? Mam taką nadzieję – powiedział i szeroko się uśmiechnął, a jego oczy uroczo zabłysły, podszedł do mnie
i mocno przytulił. – Dziękuję ci Kat. Jesteś niesamowita, nie wiem, co bym bez
ciebie zrobił.
Jestem sama, dookoła śnieg,
tak pięknie i delikatnie prószy, stoję na jakimś dużym placu w krótkiej,
niebieskiej sukience. Nie jest zimno, śnieg jest ciepły, ale nie mogę go
dotknąć. Zawsze w zimę łapię płatki śniegu, uwielbiam to robić, ale gdy te
tylko się do mnie zbliżą to od razu znikają. Dlaczego nie mogę ich dotknąć?
Każdy płatek mieni się w słońcu, które właśnie wyszło zza chmur, ale one nie
mienią się kolorami tęczy tak jak te w zimę, te mienią się tym, co chcę
widzieć. W jednym z nich widzę Nialla, przytula mnie i delikatnie składa
pocałunek na moich ustach, chcę go dotknąć, ale znika. W następnym widzę jak
Josh przytula się do rodziców, ale ten również znika. Widziałam jeszcze parę
innych scen, które również się rozprysły. Pragnęłam, by wszystkie się spełniły.
Rozmyślając nad nimi uświadomiłam sobie, że śnieg to marzenia. Marzenia, które
nie mają szans na spełnienie. Uświadomiłam to sobie dopiero teraz. Upadam na
ziemie i płaczę, a przez moje łzy płatki śniegu stają się większe i wyraźniejsze.
Widzę babcię… Jest zdrowa, ale to przecież nie możliwe, ona teraz leży chora w
łóżku i umiera. Babica, z którą miałam najlepszy kontakt z rodziny odkąd Josh
wyjechał opuszcza mnie, ale nie… Ja widzę ją tutaj i jest całkiem zdrowa, znowu
śmieje się jak za dawnych lat i nagle znika… Płaczę jeszcze bardziej. Ktoś
podaje mi dłoń bym wstała, podnoszę wzrok i widzę jego. To Dylan. On znowu
patrzy na mnie tym wzrokiem, znowu chce mi to zrobić. Był ze mną pięć miesięcy,
pięć najgorszych miesięcy, jakie przeżyłam w całym życiu, tak bardzo mnie
skrzywdził. Odwiedziłam psychologów, rodzice robili wszystko żebym wróciła do
normalności, a teraz wszystko wróciło… Przestraszyłam się, zauważył to.
Cofnęłam się, ale zdążył mnie złapać, znowu mnie dotyka, znowu szarpie, znowu…
NIE!
- Kat! Kat! Otwórz oczy – słyszałam krzyk jednak nadal był tylko Dylan. - To tylko sen!
Słysząc to otworzyłam szeroko oczy. Zauważyłam nad sobą chłopaków, wpatrywali się we mnie przerażeni, Nie wiedziałam, co się dzieje, gdzie jestem, łzy leciały mi z oczu.
*perspektywa Josha*
Stałem nad nią z chłopakami, patrzyła na nas. Była roztrzęsiona i nagle zaczęła płakać, szybko usiadłem obok niej i mocno ją przytuliłem, a ona wtuliła się we mnie. Była taka bezbronna, cały czas była moją, małą i kochaną siostrzyczką.
- Katrin - zacząłem. - Wszystko dobrze?
- Tak - powiedziała przez łzy. - Dlaczego wszyscy tu jesteście?
- Krzyczałaś, bardo głośno, wręcz piszczałaś - uświadomił ją Liam. - Jesteś pewna, że wszystko jest dobrze?
- Tak - odpowiedziała i odsunęła się ode mnie, ale cały czas przytrzymywała moją koszulkę.
- To my już pójdziemy - odpowiedział Louis.
Chłopaki stanęli przy drzwiach, też chciałem wstać, ale wtedy ścisnęła mocniej ręce na mojej koszulce, spojrzałem na nią pytająco.
- Nie zostawiaj mnie, proszę - wyszeptała przez łzy.
Bezgłośnie powiedziałem chłopakom, żeby wyszli, a ja zaraz przyjdę. Zamknęli za sobą drzwi, a ja usiadłem bliżej niej. Widać było w jej oczach, że się czegoś boi. Po chwili położyła się. Siedziałem nad nią i gładziłem jej włosy. W końcu zasnęła. Okryłem ja kocem, pocałowałem w czoło i powoli wstałem. Wyglądała tak niewinnie. Coś było nie tak, ona nigdy nie budziła się w nocy, w dodatku nigdy nie krzyczała przez sen. Bałem się o nią, nie wiedziałem, co mam robić. Powoli,aby jej nie obudzić doszedłem do drzwi, popatrzyłem jeszcze przez chwilę na nią.
- Dobry Boże, siostra, co ci się stało - wyszeptałem i wyszedłem.
Chłopaki cały czas siedzieli i czekali na mnie przed drzwiami. Sądzili, że będę coś wiedział, ale niestety kompletnie nie wiedziałem, co się stało. Miałem nadzieję, że Harry będzie coś wiedział, bo przecież cały wieczór z nią spędził, ale on również nie miał o niczym pojęcia. Pogadaliśmy chwilę i udaliśmy się do swoich pokoi, by spać dalej. Była 4:00 w nocy...
*perspektywa Katrin*
Wyszedł, a ja nadal nie spałam. Starałam się usnąć, ale nie mogłam. Leżałam okryta kocem i cała drżałam, nie było mi zimno, po prostu się bałam. Po jakimś czasie w końcu spokojnie zasnęłam.
- Liam, mógłbyś sprawdzić, czy już wstała? - usłyszałam głos brata.
Zadrżałam słysząc krzyk, nie otwierałam jeszcze oczu, nie chciałam wstawać, nie chciałam żyć. Nagle drzwi pokoju się otworzyły, udawałam, że śpię. Ktoś stanął nade mną, odetchnął i przykrył mnie mocniej kocem. Pomyślałam, że to Liam, bo przecież miał sprawdzić, czy już nie śpię. Został jeszcze przez chwilę i po cichu wyszedł z pomieszczenia. Leżałam jeszcze parę minut, ale mój brzuch już ostro dawał się we znaki, więc wstałam. Ubrałam się i schodząc po schodach wiązałam włosy w wysokiego kucyka. W kuchni był Harold z Joshem i Niallerem, gdy tylko weszłam od razu na mnie spojrzeli.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzuciłam w ich stronę. - Zrobię sobie śniadanie i już mnie nie ma.
- Kat - zaczął loczek, gdy smarowała, kromkę chleba nutellą. - Dobrze się czujesz?
Oczywiście, że nie. Przepełnia mnie strach, on wdarł się nawet w moją krainę marzeń, zaatakował moje sny. Nic nie jest dobrze, jest okropnie - pomyślałam, ale nie chciałam ich martwić.
- Tak - odpowiedziałam wymuszając uśmiech.
Zrobiłam kanapki, nalałam sobie soku i szybko wyszłam z kuchni. Gdy przyrządzałam swoje śniadanie oni cały czas na mnie patrzyli, co mnie trochę krępowało, więc postanowiłam zjeść w swoim pokoju. Szybkim krokiem do niego poszłam. Gdy konsumowałam trzecią z siedmiu kanapek zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na niego zdziwiona, na ekranie widniał
napis „Alex. <3”. Szybko odebrałam i włączyłam głośnomówiący, by móc rozmawiać i jeść.
- Słucham? - powiedziałam połykając resztki posiłku.
- Kitty? Tak się cieszę, że cię słyszę - w jej głosie wyczułam ulgę z nutką smutku.
- Co się stało?
- Nic - zawahała się. - Stęskniłam się, brakuje mi tu ciebie.
- Ja też się stęskniłam, a teraz mów, co się stało.
- Adam..
- Co on znowu zrobił?
- Kitty, on mnie zdradził.
Usłyszałam jej szloch w słuchawce. Alex to moja najlepsza przyjaciółka, jest ode mnie starsza o rok, ale wcale nie zachowuje się jakby faktycznie taka była. Uwielbiałam spędzać z nią czas, w przeciwieństwie do spędzania czasu z jej chłopakiem. Nie lubiłam go. Był kobieciarzem, zarywał do każdej dziewczyny, a teraz tak ją zranił.
- Alex, tak mi przykro. To dupek, nie był ciebie wart - wyrzuciłam z siebie.
- Miło, że tak mówisz, ale teraz mów co u ciebie?
- Jest - tym razem to ja się zawahałam. - Całkiem dobrze.
- Co się dzieje?
- Skąd wiesz, że coś się stało?
- Znam cię i wiem, kiedy próbujesz coś ukryć. Co jest?
- Dylan, on wdarł się w moje sny.
- Nie przejmuj się nim, przecież wyjechał. Nie musisz się go już bać.
- Masz racje.
- Wiesz, że we wszystkich magazynach o tobie piszą?
- Co?! Jak to?! - wrzasnęłam zaskoczona.
- Normalnie. Dlaczego nie powiedziałaś, że znasz One Direction?! - mówiła z wyrzutem.
- Przepraszam. Zapomniałam, że jesteś Directionerką.
Akurat, gdy to mówiłam do pokoju wszedł Louis i od razu się wyszczerzył. Alex była na głośnomówiącym, więc słyszał wszystko, co mówiła, przez co cieszył się jeszcze bardziej.
- No to opowiadaj - mówiła podekscytowana. - Jacy oni są? Zacznij od Louisa.
- Wścibski - powiedziałam patrząc na bruneta.
- Ej, wcale nie! Nie podsłuchiwałem! - wtrącił i wybuchł śmiechem.
- O mój Boże, dlaczego mi nie powiedziałaś, że on tam jest?!
- Bo dopiero wszedł do pokoju - tłumaczyłam.
- Hej Alex - znowu wtrącił Lou.
- I ty mówisz, że nie podsłuchiwałeś? - powiedziałam udając zdenerwowaną. - Oj Tommo, wstydź się!
- Kitty - zaczęła Alex. - Ja zadzwonię później, muszę przyswoić sobie wieść, że sam Louis Tomlinson powiedział do mnie „hej”.
Wybuchłam śmiechem, a Lou razem ze mną.
- Dobra, pa - powiedziałam i rozłączyłam rozmowę.
- Możemy pogadać? - zapytał, a ja skinęłam głową.
_______________________________________________
ciesze się, że tak dużo osób to czyta i dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze. ^^
mam nadzieję, że ten rozdział również wam się spodoba. :):):)
Świetne <3 czekam z niecierpliwoscia na next
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://little-things-opowiadanie-o-1d.blogspot.com/
dziękuję. ;3
Usuńodwiedzałam i czekam na następny rozdział. :D
świetny rozdział :D czekam na następny *.*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :)
you-are-mine-i-am-yours.blogspot.com
dziękuję. ;3
Usuńchętnie wpadnę. :D