czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 30.


- Chyba nie sądziłaś, że damy wam wyjechać bez pożegnania? – zapytał retorycznie Liam.
- Kiedy wracacie? – wyszczerzył się Harry.
- Jeszcze nie zdążyliśmy wyjechać  – zaśmiałam się. – W sobotę, wieczorem.
- Jak my tu bez was wytrzymamy? – zapytał Zayn robiąc smutną minę.
- Dacie sobie radę – mówiłam z uśmiechem.
- O której macie samolot? – zapytał Lou.
- O 11:00 – odpowiedziałam. – A ty Josh?
- O 12:00. Nie powinnaś budzić już Nialla?
- Zaraz go obudzę. Niech jeszcze trochę pośpi.
Pogadałam jeszcze chwilę z chłopakami i gdy zrobiłam dwa talerze płatek z mlekiem stwierdziłam, ze czas obudzić słodko śpiącego chłopaka. Wzięłam nasze śniadanie i wpadłam na górę do pokoju. Położyłam miseczki z płatkami na szafce i rzuciłam się na łóżko. Blondyn „trochę” się przestraszył, co mnie strasznie rozbawiło.
- To nie jest śmieszne – udawał obrażonego.
- Trochę jest – mówiłam przez śmiech.
- Wcale nie.
- Oj, przepraszam – powiedziałam i złączyłam nasze usta. – Kochasz mnie jeszcze troszeczkę?
- Tak troszeczkę bardziej niż troszeczkę.
- Oo. Jak słodko.

Wstaliśmy i zjedliśmy szybko płatki. Zjadłam i zaczęłam się szykować. Chciałam zrobić dobre wrażenie na rodzinie chłopaka. Zdecydowałam się na strój w odcieniu kremowym. Wyjęłam z szafy sukienkę oraz buty na obcasie i poszłam wziąć prysznic. Po skończonym, szybkim prysznicu rozczesałam włosy i wysuszyłam je. Zostawiłam takie jakie są, czyli naturalne, długie fale, ubrałam się i wzięłam za malowanie rzęs.

- Kat, słonko rusz się! – usłyszałam krzyk Nialla.
- Już idę, moment – odpowiedziałam i wrzuciłam tusz do torebki.
Szybko znalazłam jeszcze ładowarkę do telefonu i słuchawki, które również pośpiesznie schowałam i zbiegłam na dół.
- Jestem gotowa.
- Nie jesteś – powiedział szybko Harry, a po chwili szeroko się uśmiechnął. – Ale wyglądasz cudownie.
- Jak to nie jestem? Dziękuję, to miłe.
- Nie pożegnałaś się z nami – wyjaśnił Zayn.
- Wiem, dlatego tak szybko zbiegłam na dół – zaśmiałam się.
Podchodziłam do każdego po kolei w czasie, gdy Lou pakował z Niallem walizki. Louis miał nas odwieźć na lotnisko i z nim mieliśmy pożegnać się na miejscu. Każdego z chłopaków mocno przytuliłam i ucałowałam w policzek. Jak ja wytrzymam 6 dni bez tych wariatów? Są głupi, ale jednocześnie tacy kochani.
- Uważaj na siebie – krzyknął Josh, gdy byłam już przy wyjściu.
- Ty też, do zobaczenia u rodziców i pamiętaj załatw tydzień, ale nic nie mów – puściłam mu oczko i wyszłam.
Tak właśnie wyglądało nasze pożegnanie. Lekko szalone, ale nie tak bardzo jak pożegnanie z Louisem, ale do tego dojdziemy za chwilę. Jechaliśmy samochodem. Louis prowadził, a ja z Niallem siedziałam z tyłu i cały czas rozmawialiśmy wszyscy razem. Cały czas narastały we mnie emocje. Bałam się, że rodzina chłopaka mnie nie polubi i bałam się reakcji moich rodziców na niego, ale starałam się myśleć pozytywnie. Dojechaliśmy na lotnisko, które było pełne… fanów?! Skąd oni się tu wzięli?!
- Niall – zaczęłam. – Skąd oni wiedzieli, o której mamy lot?
- Kotku, ja chwilami sam chciałbym to wiedzieć.
Po tych słowach wyszedł z samochodu pierwszy, a ja za nim. Niall pożegnał się z Louisem przed domem, więc na lotnisku zajął się wypakowaniem z samochodu walizek. Przytuliłam mocno Louisa, na co on się zaśmiał i odwzajemnił uścisk. Po chwili puściłam go i szeroko się do niego uśmiechnęłam, na co on zrobił to samo i wskazał swój policzek. Dałam mu buziaka i w tym czasie podszedł do nas Niall z walizkami i szerokim uśmiechem.
- Tylko grzecznie tam – zaczął Lou przez śmiech zanim odeszliśmy. – Zabezpieczajcie się.
- Louis, idioto! – krzyknęłam i wybuchliśmy śmiechem.
Pognaliśmy z blondynem na odprawę, a Tommo pomachał nam przy samochodzie, po czym odjechał. Odprawa minęła dość sprawnie, dużo szybciej niż mijanie krzyczących fanów. W samolocie trochę spaliśmy, ale bardzo krótko, bo stewardesa cały czas coś ogłaszała, więc się budziliśmy. Trochę też rozmawialiśmy.

*perspektywa Josha*

Ruszyłem na lotnisko, gdzie podrzucił mnie Harry. Szybko się z nim pożegnałem i pognałem na odprawę. Chciałem już być w domu i pogadać z rodzicami. Tęskniłem za nimi. W samolocie założyłem słuchawki i zasnąłem. Przespałem cały lot, aż w końcu obudziło mnie delikatne szturchanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą lekko uśmiechniętą stewardesę, która próbowała mnie poinformować, że już wylądowaliśmy. Odwzajemniłem uśmiech i wyszedłem. Na lotnisko było kilku fanów, ale nie zatrzymywałem się. Byłem strasznie zmęczony i chciałem już zobaczyć się z rodzicami. Wziąłem taksówkę i pojechałem pod dom. Z uśmiechem zapłaciłem kierowcy i wyszedłem z walizkami z samochodu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Hello parents! – rozdziałem się wpadając do domu.
- Josh – usłyszałem ściszony głos mojej rodzicielki, która po chwili pojawiła się obok i mocno mnie do siebie przytuliła. – Nie musisz mówić po angielsku, jesteś w Polsce. Tak bardzo tęskniłam.
- Wiem, ale zapomniałem – zaśmiałem się i przytuliłem kobietę.  – Ja też tęskniłem, mamo.
- Sophie – usłyszałem krzyk taty z góry. – Za ile Josh ma być?
- Rob, on już jest – zaśmiała się.
Moi rodzice to Sophie i Robert Devine. Mama jest angielką, która gdy miała 4 lata przeprowadziła się z rodzicami do polski, a tata ma angielskie korzenie, ale urodził się w Polsce. Szalona i jakże kochana rodzinka. Mężczyzna od razu zbiegł po schodach i stanął kilka metrów ode mnie. Nie wiedział jak się zachować po tym wszystkim, ale po chwili podszedł i mocno mnie uścisnął.
- Josh bardzo cię przepraszam – powiedział po chwili. – Nie chciałem.
- To nie ma znaczenia tato. Zapomnijmy o tym – uśmiechnąłem się.
- Bardzo tęskniłem.
- Ja również.

*perspektywa Katrin*

- Ej, wstawaj. Już jesteśmy – szeptałam chłopakowi do ucha gładząc delikatnie jego policzek.
Po chwili jego cudowne oczy się otworzył i ujrzałam te przepiękne tęczówki, które tak kocham, następnie cudownie się uśmiechnął i delikatnie mnie pocałował. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z samolotu. Przeciskaliśmy się prze tłum fanów, aż do srebrnego volvo, przy którym stał chłopak. Niall podszedł do niego i mocno go uściskał z szerokim uśmiechem, a po chwili spojrzał na mnie i ponownie splótł nasze dłonie.
- Greg to jest Katrin, Katrin to jest Greg, mój brat – powiedział z szerokim uśmiechem.
__________________________________________

wiem, że krótki, ale nie mam czasu i trochę źle się czuję. obiecuję jutro dodać dłuższy, ciekawszy i lepszy.
dziękuję za komentarze i wejścia. tak was dużo. *,*
miłego czytania. ;3

5 komentarzy:

  1. pojednanie Josh'a z rodzicami, oww... jak słodko.
    Ciekawe co o Kat pomyślą rodzice. Czekam, czekam na następny. :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie co dalej ? ;D nn ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski <3 wracaj do zdrówka kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłyśmy proszone o powiadamianie, więc zapraszam na mojego bloga, gdzie właśnie pojawił się nowy rozdział.
    Mam nadzieję, że zajrzysz i zostawisz komentarz.
    http://blaise-georgia.blogspot.com/
    Zapraszmy!

    OdpowiedzUsuń