środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 67.

- Mój Boże, przecież to Harry Styles! – z windy wydobył się pisk Amandy.
- Soph, spokojnie – powiedziałam równo z Kubą.
- Jak mam być spokojna, gdy przede mną stoi prawdziwy Harry Styles?!
- Am, błagam – próbowałam uspokoić dziewczynę.
- Am? To skrót od Amanda? – zapytał Hazz ukazując swoje dołeczki, a dziewczyna jakby na chwilę zamarła. – Cóż za piękne imię... Idealne dla tak pięknej dziewczyny.
- Koniec Romeo – zareagowałam wywracając oczami i pchnęłam delikatnie chłopaka w stronę mojego biura, bo dziewczyny zalana była rumieńcem. – Bo jeszcze nam tu dziewczyna zemdleje.
- Miło było poznać – krzyknął jeszcze loczek i wepchnęłam go do pomieszczenia.
- Chcesz mi zabić koleżankę? – pytałam zamykając drzwi.
- Ładna – wyszczerzył się tylko, a ja się zaśmiałam.

*perspektywa Louisa*

Wszedłem do kuchni gdzie siedzieli wszyscy moi przyjaciele... Zaraz, zaraz. Prawie wszyscy. Nie było Katrin i... Harrego? A gdzieś to się podziewa nasz słodki Loczuś?
- Hej ludzie! – krzyknąłem dosiadając się i chwytając naleśnika.
- Hej Lou – odpowiedzieli.
- Jak się spało? – zapytała El.
- Dobrze – odpowiedziałem i cmoknąłem dziewczynę w policzek, na co ona słodko się zaśmiała.
- Gdzie Kitty? – zapytała nagle Alex.
- W pracy – odpowiedział jej Niall.
- Dziś też? – zdziwił się Eryk.
- Niestety.
- A gdzie Harry? Nigdy się nie spóźnia na naleśniki z rana... znaczy z południa. Hm?
- Pewnie śpi – odpowiedziała Perrie.
- Nie – zaprzeczyłem szybko. – Hazza jest śpiochem, ale dochodzi 14:00. On powinien siedzieć tu w samym bokserkach i bić się o naleśniki z Niallem.
- Skoro tak sądzisz to sprawdź czy jest w pokoju – zaproponował Li.
Potwierdziłem skinieniem głowy i wbiegłem na górę. Skoro sądzili, że śpi to planowałem wbiec do jego pokoju i skakać mu po łóżku, ale gdy przekroczyłem próg pokoju bardzo się zdziwiłem. Łóżko wyglądało tak, jakby nikt zeszłej nocy na nim nie spał. Zbiegłem szybko na dół.
- Nie ma go – powiedziałem przestraszony i wszyscy od razu na mnie spojrzeli.
- Jak to go nie ma?! – Alex aż wstała.
- Po prostu go nie ma! – wrzasnąłem i zobaczyłem Liama z telefonem.
- Wyłączony – powiedział prawie niesłyszalnie, a ja (i mam wrażenie, że Alex też, bo opadła przerażona na krzesło) zamarłem.

*perspektywa Harrego*

Patrzyłem właśnie na przyjaciółkę, która nawet na chwilę nie zapomniała, że z nią jestem  i rozmawiała ze mną przez cały czas. Siedziałem na kanapie wpatrzony w Kat, która w skupieniu wykonywała kolejny, cudowny obraz. Widać, że robi to, co kocha. W każdym obrazie, cudownym obrazie mogłem dostrzec cząstkę Katrin. Każdy jej rysunek był piękniejszy od poprzedniego. Byłem pod wielkim wrażeniem widząc jej talent, który do tej pory ukrywała przed światem. Naszą rozmowę połączoną z pracą dziewczyny przerwał dzwoniący telefon, po który szybko sięgnęła, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Cześć kotku – rzuciła odbierając połączenie.
Patrzyłem jak bardzo cieszy się z telefonu, który zapewne zwiastował tęsknotę Nialla. Teraz cieszyłem się, że nie spieprzyłem ich związku. Najważniejsze jest jej szczęście, a wątpię żebym potrafił wywołać na jej twarzy taki uśmiech jaki on wywołuje jednym połączeniem. Po chwili wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił.
- Niall, skarbie. Nie panikuj. Daj mi dojść do słowa – mówiła poważnie. – Wróćcie do domu i nei martwcie się. Hazz jest ze mną, naprawdę.
Gdzie oni się wybierali? Patrzyłem na dziewczynę z wielkim zdziwieniem.

- Tak będzie ze mną w domu, gdy tylko skończę pracę. Kończę. Kocham cię. Do zobaczenia – cmoknęła do telefonu i odłożyła go na biurko.
- Pytali o mnie? – spojrzałem na nią zdziwiony.
- Przestraszyli się, bo nie było cię w domu – zaśmiała się słodko. – Chyba powinniśmy zostawić jakąś kartkę z informacją.
- Sądzisz, że na nas nakrzyczą? – również się zaśmiałem.
- Jestem tego pewna – odpowiedziała i obydwoje wybuchliśmy śmiechem.

*perspektywa Katrin*

Została ostatnia godzina w pracy. Czas zleciał bardzo szybko i przyjemnie. Chyba muszę częściej zabierać ze sobą loczka. Ciągła rozmowa pomogła nie tylko jemu, ale również mi. Widziałam, że nawet przez chwilę nie myślał o Alex i porannej gazecie. Przez całe 4 godziny siedział obok mnie promienny Harry, którego wręcz kocham.
- Kaaaaaaaaat – usłyszałam głośny jęk i drzwi się otworzyły.
- Tak, Will? – zaśmiałam się widząc minę chłopaka.
- Powiedz, że nie używasz w tej chwili węgla.
- No nie używam, ale o co chodzi?
- Zacząłem rysunek, ale u mnie węgiel już się skończył, byłem w recepcji u Jess, ale u niej również się skończył i właśnie zamówiła, ale dostawa będzie dopiero w poniedziałek, a ja musze mieć obraz na jutro.
- Teraz rozumiem – z uśmiechem sięgnęłam do szafki i wyciągnęłam z niej małe pudełeczko. – Proszę, jeszcze nie używany.
- Uratowałaś mi tyłek – szeroko się uśmiechnął i odebrał pudełko. – Dziękuję!
- Nie ma, za co – odpowiedziałam i zniknął z uśmiechem.
- No ładnie – powiedział po chwili Styles obserwując mnie.
- Ale, że co? – zapytałam zdezorientowana.
- Naprawdę nie zauważyłaś?
- Hazz, o czym ty mówisz?!
- Ten gość na ciebie leci, z resztą pozostała trójka też.
- Dobrze się czujesz? – zapytałam z powagą przykładając mu rękę do czoła. – Chyba masz gorączkę. To może być coś poważnego.
- Bardzo zabawne Kat! Ja mówię poważnie.
- Ja też mówię poważnie. Dobry lekarz powinien pomóc.
- To naprawdę nie jest śmieszne, bo stwierdzam fakt. Nie zauważyłaś jak oni na ciebie patrzą? – mówił z grymasem.
- Normalnie? Hazz, masz jakieś omamy.
- Nie znasz się – wywrócił oczami, a ja się zasiałam.
Ostatnie 40 minut minęło nam... wesoło? Tak, zdecydowanie. To nawet zbyt mało powiedziane.
Tak, byłam pewna, że zapomniał o wszystkich problemach. Ze śmiechu tarzał się po podłodze, a ja...? Ja robiłam dokładnie to samo, co on. Nie mogłam się powstrzymać. Po skończonym czasie pracy sprzątnęłam rzeczy z biurka i żegnając się ze znajomymi razem z loczkiem opuściłam wieżowiec. Pewnym krokiem szliśmy w stronę domu przez uwielbiany przeze mnie park. Gdy dochodziliśmy już do jego końca Harry nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie z przerażeniem w jego cudownych, zielonych tęczówkach. Stałam kilka kroków od niego i patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Hazz? Wszystko dobrze? – zapytałam przerażona.
- Przepraszam Kat – powiedział i usiadł na jednej z ławek lekko zgarbiony, a ja zajęłam miejsce obok niego. – Naprawdę przepraszam, wracaj do domu. Ja... Ja nie chcę tam na razie wracać.
- Hej, no przecież cię nie zostawię – zareagowałam ciągle gładząc jego plecy, do których po chwili się przytuliłam.
_______________________________________________

wiem, że krótki i przepraszam, ale nie mam czasu na nic dłuższego.
kolejny na pewno w piątek. OBIECUJĘ. *,*
miłego czytania. ;3

5 komentarzy: