poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 48.

Podeszłam bliżej i już chciałam coś mówić, ale zauważyłam ważny szczegół. On nie płakał, jego cała twarz, tak samo jak koszulka i trochę spodnie były mokre. Szklanka, która stała obok jego ręki była pusta, a on spał z głową podpartą na ręce. Miałam ochotę przesunąć jego łokieć bardziej na krawędź stołu i patrzeć jak uderza o niego głową, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Nie zrobię mu tego, pewnie cierpi na kaca tak jak ja. Niech zna moją dobroć, ale nadal dziwi mnie fakt, dlaczego on jest mokry. Chciał się napić, ale nie trafił sobie szklanką do buzi? Cóż. To jest Styles, jego nie zrozumiesz. Po cichu wyszłam z jadalni zostawiając śpiącego chłopaka i powędrowałam do salonu. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam czytać wczorajsze sms'y. Dużo się nazbierało od Eryka, jeden od Carmen i kilka od chłopaków. Pierwsze czytałam od Eryka, było ich pięć:
                                           1. Kitty, w którym miejscu kupowałaś zawsze fajki? <3
                                           2. Kitty, proszę odpowiedź.
                                           3. Błagam cię, no!
                                           4. Kitty... Proszę.
                                           5. Cholernie cię potrzebuję... <3 
Przeklęłam swoją głupotę, że jednak nie wzięłam tego telefonu i zerknęłam na zegarek, dochodziła 11:00. Na pewno już nie śpi. Szybko wpisałam ciąg cyferek, który znałam na pamięć i wybrałam numer. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Kitty – wyszeptał.
- Eryk, płaczesz? Co się stało?
- Samantha z mamą miały wypadek.
- Co z nimi?
- Sam jest w złym stanie, nie dają jej szans na przeżycie, a mama ma tylko złamaną rękę – zaszlochał głośno. – Kitty, martwię się o nią. Nie chcę jej stracić.
- Eryk nie myśl tak, na pewno przeżyje i będziemy się z nią bawili i uczyli ją tak jak zawsze. Proszę cię nie myśl, że ona nie da rady. Jest silna, wierzysz w nią, prawda?
- Wierzę, ale widzę ją teraz – zaszlochał głośniej. – Ona jest tak blada jak biała pościel na jej szpitalnym łóżku. Lekarz powiedział, że obrażenia są poważne, może nie dożyć rana.
- Eryk. Będę tam za jakieś 4 godziny. Przeżyje, zobaczysz.
- Nie, nie chcę ci psuć wakacji.
- Przestań. Ona jest dla mnie jak siostra. Musze tam być, poza tym jesteś moim przyjacielem. To mój obowiązek być przy tobie. Będziesz cały czas w szpitalu?
- Tak, siedzę tu od wczoraj.
- Dobrze, czekaj na mnie. Do zobaczenia – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Szybko pobiegłam na górę i wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, czyli portfel, słuchawki, telefon i  ładowarkę do niego. Napisałam krótki liścik domownikom i zadzwoniłam po taksówkę. Martwił mnie fakt, że nie mam zarezerwowanego biletu, ale modliłam się, żeby jednak było wolne miejsce. Musze tam być, przy nim i przy Sam. Samantha to siedmioletnia siostra Eryka. Jest również dla mnie jak siostra. Spędzałam z nią zawsze dużo czasu. Wiecznie uśmiechnięta i radosna dziewczynka, z pięknymi włosami, których bardzo jej zazdrościłam i cudnymi, niebieskimi oczkami. Musi żyć. Pobiegłam szybko zakupić bilet. Niestety udało mi się go dostać dopiero na lot o godzinie 16:00, ale jakaś starsza kobieta, która usłyszała moją historię zamieniła się ze mną twierdząc, że jej i tak nie śpieszy się do domu. W podzięce uściskałam kobietę i pobiegłam na odprawę.
*perspektywa Harrego*
Obudził mnie głośny hałas, jakby ktoś spadał ze schodów. Szybko zerwałem się z miejsca i poszedłem na górę. Po schodach schodzili wszyscy domownicy, oprócz Kat, a to co wywołało huk, to telefon Alex spadający po schodach. Widząc dziewczynę od razu na mojej twarzy wymalował się wielki uśmiech.
- Jak się spało? – zapytałem najmilszym tonem.
- Nie wiem, spałam – odpowiedziała beznamiętnie.
Jedno mogę powiedzieć z czystym sumieniem, nie lubi mnie. No i to, że jest bardzo ładna, ale nieważne. Wszyscy spojrzeli po sobie. Zastanawiał mnie fakt, gdzie jest Katrin. Ona zawsze wstaje najwcześniej z nas wszystkich.
- Gdzie Kitty? – zapytała blondynka jakby czytając mi w myślach.
- Pewnie śpi – odpowiedziałem.
- W łóżku jej nie ma – spojrzał na mnie blondyn.
Weszliśmy do kuchni, bo to zawsze tak siedzi po przebudzeniu i dostrzegłem na blacie małą, białą karteczkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać na głos:
Przepraszam, że piszę, ale nie chciałam was budzić, wiem, że ciężka noc za nami. Więc tak, wróciłam do Polski. Nie dzwońcie, bo pewnie nie odbiorę, ale obiecuję, że zadzwonię jak tylko dolecę. Nie martwcie się, wrócę do was. Musiałam przyjechać, ponieważ mama Eryka razem z jego małą siostrzyczką miały wypadek, Eryk jest załamany, a Sam umiera. Odezwę się, jak tylko wyląduje. Kocham was, wasza Katrin. xx
*perspektywa Eryka*
- Mała, proszę cię. Otwórz oczka. Wierzę w ciebie. Oni się nie znają, prawda? Ty będziesz żyła, będziesz nadal grała ze mną w piłkę i rzucała we mnie miśkami. Później będę udawał obrażonego, a ty oddasz mi swojego lizaka mówiąc, że mnie kochasz, jak zawsze – mówiłem trzymając w dłoniach małą, zimną i bladą rączkę dziewczynki i nie zwracając uwagi na to, że głośno szlocham, a łzy kapią na moje nowe spodnie, teraz liczyła się tylko ona. – Proszę cię, maleńka. Nie zostawiaj mnie.
Jej twarz nie wyrażała żadnej emocji. Z daleka nawet nie wyróżniała się z całego pomieszczenia. Była tak blada jak pościel oraz ściany, które były pomalowane białą farbą i utrzymane w idealnej czystości. Nie mogę jej stracić. Nawet nie wiem ile już przy niej siedzę i błagam, żeby się obudziła. Jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu, jest ważniejsza nawet od Alex i Kitty. Kocham je, ale to jednak zawsze Sam będzie na pierwszym miejscu. Nawet sama nie oddychała, wszystko robił za nią rurki. Cała podłączona była do aparatury, która wydawała z siebie pojedyncze piski zagłuszające mój płacz. Nagle ktoś delikatnie zapukał w przeszkloną szybę. Zauważyłem Kitty. Wstałem, pocałowałem Samanthę w czoło i wyszedłem do przyjaciółki. Najwyraźniej mój stan nie był najlepszy, bo nawet ona nieco się zdziwiła widząc mnie. Bez słowa się w nią wtuliłem i wybuchłem płaczem. Nie potrafiłem się kontrolować, nie teraz.
- Cii... Zabieram cię stąd – wyszeptała, gdy zacząłem się uspokajać.
- Nie, ja jej nie zostawię, nigdzie nie idę.
- Eryk, spokojnie. Idziesz ze mną coś zjeść. Mijałam twojego tatę na korytarzu i wiem, że od wczorajszego wieczoru, gdy dowiedziałeś się, że ona tu jest nic nie jesz i się stąd nie ruszasz. Zjemy coś i tu wrócimy, obiecuję.
- Dobrze, byle szybko – przytaknąłem ocierając mokre policzki.
- Musisz to założyć – podała mi przeciwsłoneczne okulary, a ja spojrzałem na nią pytająco. – Przed budynkiem jest mnóstwo fotografów, którzy na mnie czyhają. Chcesz, żeby widzieli cię w takim stanie?
Pokiwałem przecząco głową i wziąłem od dziewczyny czarne okulary. Spojrzałem jeszcze na dziewczynkę i kolejna pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Katrin widząc to szybko ją otarła i popatrzyła na mnie poważnym wzrokiem.
- Ona przeżyje, zobaczysz. Twoja miłość do niej nie da jej umrzeć, a teraz chodź, bo ty mi umrzesz tutaj z głodu.
Założyłem szybko przeciwsłoneczne okulary i poszedłem za nią. W międzyczasie ona również założyła na swój nos drugą parę. Dochodziliśmy do drzwi wyjściowych. Katrin jeszcze tylko powiedziała, żebym nie odpowiadał na żadne pytania i wyszła, a ja za nią. Cały czas robili nam zdjęcia, a dziewczyna ciągnęła mnie za nadgarstek w stronę taksówki. W końcu jakimś cudem do niej dotarliśmy i odjechaliśmy spod budynku. Dojechaliśmy do naszej ulubionej knajpki i brunetka zamówiła dwie pizze. Oczywiście kelner znowu próbował ją oczarować swoim uśmiechem, ale ona nie zwróciła na to uwagi i przyszła z powrotem do stolika, przy którym czekałem. Po chwili dostaliśmy posiłek. Zjedliśmy w ciszy, zapłaciliśmy i wróciliśmy do szpitala.
*perspektywa Katrin*
Chciałam mu jakoś pomóc, ale nie potrafiłam. Cały czas się o nią martwił. Nie dziwię się. Widziałam w jakim jest stanie. Gdy wróciliśmy do jej sali przed wejściem stali rodzice chłopaka, ale ten nie zwrócił na nich uwagi tylko dosłownie wbiegł do dziewczynki. Popatrzyłam na państwa Nowak, a oni spojrzeli na mnie.
- Katrin, to cudowne, że przyjechałaś tu dla niego, ale to nic nie da – powiedziała spokojnie pani Honorata.
- Jednak dziękujemy, że przynajmniej namówiłaś go do zjedzenia czegokolwiek – dodał pan Robert.
- To drobiazg – odpowiedziałam i delikatnie się do nich uśmiechnęłam.
- Nie wiesz dlaczego przed budynkiem stoi tylu dziennikarzy? Podobno jest tu ktoś sławny – zapytał mężczyzna zmieniając temat.
- Właściwie to są tu przeze mnie. Nie wiem skąd, ale dowiedzieli się, że tu będę i nie dają spokoju.
- Jak to przez ciebie? Jesteś sławna? – dopytywała kobieta.
- Mój chłopak jest piosenkarzem w zespole, ja nie jestem, tylko on.
- No tak, czytałam o tobie ostatnio w Internecie.
- Bardzo źle mnie opisali?
- Nie, nie było tak źle.
- Rozumiem, a teraz niech mi państwo powiedzą, co z małą. Lekarz powiedział mi tylko, że jest w złym stanie.
- Twierdzą, że ta noc zadecyduje o wszystkim, ale nie dają jej szans na przeżycie – odpowiedział pan Nowak, a po mojej twarzy słynęła pojedyncza łza.
- Bardzo mi przykro – spojrzałam przez szybę na zapłakanego przyjaciela. – Ja lepiej do niego pójdę.
Pokiwali tylko głowami, a ja otworzyłam powoli drzwi i wślizgnęłam się do pomieszczenia. Dosunęłam sobie krzesełko obok chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu, a on popatrzył na mnie zaszklonymi tęczówkami. To, co w nich zauważyłam wstrząsnęło mną. W oczach mojego przyjaciela widziałam obawę, która z minuty na minutę przeradzała się w lęk bijący od niego na setki długich kilometrów. Zobaczyłam ból, tak silny, że wykrzywiał jego twarz w tak okropnym grymasie, jakiego nie widziałam nigdy. Cierpienie było tak wielkie, że jego oczy wyrażały cichą prośbę o zabicie go, byleby tylko ono się zakończyło. Byłam przerażona tym widokiem i przez niego po mojej twarzy słynęło kilka łez. Przytuliłam mocno chłopaka, który płakał mi w ramię jak jeszcze nigdy. Znam prawie siedemnaście lat i nigdy nie widziałam go w takim stanie. Tuliłam go do siebie i nagle poczułam wibrację telefonu. Niechętnie puściłam chłopaka i na chwilę opuściłam salę. Wyjęłam i odebrałam telefon.
- Kitty, co z nim? – usłyszałam Alex.
- Nie jest najlepiej. Cały czas płacze.
- A co z małą?
- Źle. Lekarze twierdzą, że ta noc zadecyduje o jej życiu, ale oni osobiście nie dają jej szans na przeżycie jej.
- To okropne.
- Wiem, Alex. Co u was?
- U nas jest dobrze, ale daję ci Nialla, bo ma coś ważnego.
- No dobrze.
- Skarbie wszystko w porządku? – usłyszałam zdenerwowany głos Nialla.
- Ze mną tak, nie martw się. Niedługo będę u was.
- Zarezerwowałem ci lot na jutro.
- Jak to?
- Kat, słonko. Wierzysz, że ona przeżyje, prawda?
- Oczywiście, że tak.
- Więc jutro będzie już w porządku. Lot masz o 19:00, będę czekał na lotnisku. Poza tym bardzo cię dręczą?
- Ale kto?
- Dziennikarze, jest mnóstwo twoich zdjęć. Obserwują cię cały czas.
- Daję radę. Kotku, kończę. Z Erykiem nie jest najlepiej i powinnam do niego wracać. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Rozłączyłam się i wróciłam na salę, po czym od razu przytuliłam do siebie chłopaka. Całą noc przesiedzieliśmy nad łóżkiem dziewczynki. Około 3:00 w nocy rozległ się pisk aparatury...
____________________________________________
no więc, było zbyt spokojnie, musiałam namieszać.
powiem szczerze, że prawie ryczałam pisząc to, ale nieważne.
pewnie za końcówkę mnie nienawidzicie...
no cóż, w opowiadaniu muszą być jakieś ofiary, prawda? xd
miłego czytania. ;3


5 komentarzy:

  1. Muszą być ofiary ale nie siedmioletnie dziewczynki!! Jesteś potworem! Ale i tak cie kocham za to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne! Szkoda tej małej ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. nie :( Ona musi przeżyć :( Plis szybko next bo nie wytrzymam !!

    OdpowiedzUsuń
  4. od dawna ci mówiłam,żebyś namieszała nie?
    i tak masz racje,nienawidzimy cię.
    błagam,zostaw to dziecko w spokoju,wiesz jaki jest mój stosunek do ofiar małych dzieci.
    i chociaż to tylko opowiadanie mi smutno.
    Tak Kinga,miej mnie na sumieniu.
    a ogólnie to fajny se rozdział dalaś ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadzam się ze swoim przedmówcą :D
    zostaw to biedne dziecko w spokoju
    a rozdział boski♥

    OdpowiedzUsuń