czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 89.

Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy do szpitala, a lekarze
wjechali z moją babcią na salę operacyjną, z której mnie wyrzucili. Oparłam się o drzwi, które były naprzeciwko tych prowadzących na salę operacyjną, po czym zjechałam po nich na dół. Siedziałam i płakałam. Tak bardzo chciałabym zrobić cokolwiek, aby ona przeżyła. Nie może mnie zostawić, nie teraz. Potrzebuję jej, tak jak nikogo innego. Cały czas z sali wybiegały pielęgniarki, a po chwili z powrotem tam wbiegały. Podkuliłam kolana pod brodę, po czym objęłam je rękoma. Nie potrafiłam przestać płakać. Strasznie się bałam, że ją stracę. Nie wiem jak długo tam siedziałam, ale wreszcie z sali wyszedł lekarz. Szybko wstałam i podeszłam do niego.
- Co z nią? – zapytałam szybko.
- Jesteś kimś z rodziny?
- Jestem jej wnuczką.
- W takim razie chodź ze mną do gabinetu – powiedział, na co skinęłam głową i udałam się za mężczyzną i po chwili siedziałam naprzeciwko niego w gabinecie. – Nie będę ukrywał, że nie jest najlepiej. Aktualnie jest w śpiączce, jednak szanse na to, że się wybudzi są minimalne. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by utrzymać ją przy życiu, ale sama wiesz, że ma już swoje lata. Potrzebujemy jej karty, aby dowiedzieć się, czy nie jest uczulona na jakieś leki. Mogłabyś ją przywieźć?
- Zadzwonię do rodziców i powiem, żeby ja przywieźli – powiedziałam szlochając. – Mogę się z nią zobaczyć?
- Oczywiście, możesz iść – uśmiechnął się pocieszająco, po czym opuściłam jego gabinet.
W drodze na salę, na której leżała babcia zadzwoniłam do mamy.
- Słucham? – usłyszałam jej głos.
- Mamo – załkałam nie mogąc wydobyć z siebie niczego więcej.
- Katrin? Skarbie, co się stało?
- Babcia – zaszlochałam i wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Jest w szpitalu. Możesz przywieźć jej kartę lekarzom?
- Tak, ale dlaczego jest w szpitalu? – słyszałam w jej głosie panikę.
- Wyjaśnię ci wszystko później. Przywieź je jak najszybciej i powiedz tacie. Ja zostaje w szpitalu.
Nie czekając na odpowiedź - rozłączyłam się. Stanęłam pod drzwiami odpowiedniej sali i wzięłam głęboki oddech. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Leżała na łóżku, cała blada. Jej klatka piersiowa unosiła się równomiernie, a ciszę w sali przerywała jedynie pikająca maszyna oraz mój cichy szloch. Usiadłam na krześle tuż obok łóżka i złapałam jej rękę. Była taka zimna...
- Nie zostawiaj mnie – szepnęłam z nadzieją, że mnie słyszy. – Proszę cię. Jeszcze masz wiele lat przed sobą. Nie odchodź, nie teraz.
Mój głos łamał się coraz bardziej. Dlaczego tak się dzieje? Zawsze, gdy jest już dobrze musi się coś popsuć. To niesprawiedliwe. Mój płacz przerwała wibracja telefonu w kieszeni. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Niall. Nie miałam zamiaru gadać z nikim, więc odrzuciłam. Schowałam telefon, ale nie na długo, ponieważ znowu zaczął wibrować. Tym razem był to Eryk. Następnie dzwonili Niall, Harry, Louis, Liam, Zayn, Dan, a nawet Josh. Odrzucałam wszystko po kolei, aż w końcu wyłączyłam telefon. Chciałam mieć teraz spokój.

*perspektywa Josha*

- Wyłączony – powiedział zdenerwowany Niall chodząc po pokoju.
- Uspokój się – odezwał się pewnie Liam.
- Wiem! – krzyknąłem nagle. – Zadzwonię do mamy.
- Ale po co? – zapytał zdezorientowany Louis.
- Ona mi powie, gdzie jest Kat.
Wszyscy pokiwali głowami, a ja szybko wybrałem numer. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty i... poczta. Świetnie! Westchnąłem z irytacją i spróbowałem ponownie. Tym razem jednak odebrała.
- Słucham?
- Cześć mamo.
- Hej Josh – usłyszałem jej głos. – Co u ciebie?
- W porządku. Mamo, nie wiesz co z Katriną?
- Jest w szpitalu.
- Co?! Jak to?!
- Spokojnie. Nic jej nie jest. Babcia trafiła do szpitala i Katrin jest załamana. Siedzi teraz u niej. Nie dzwoniłeś?
- Dzwoniłem. Odrzucała, a teraz wyłączyła telefon.
- Powiem jej, żeby do ciebie zadzwoniła, gdy już będę w szpitalu.
- Dzięki. A co z babcią?
- Na razie nic nie wiem. Dowiem się jak dotrę na miejsce.
- Ale to nic poważnego?
- Obawiam się, że to niestety coś poważnego. Muszę kończyć.
- Dobrze. Nie zapomnij przekazać Kat, by zadzwoniła. Pa.
- Dobrze. Pa.
Rozłączyła się, a ja czułem, że moje oczy są zaszklone. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na chłopaków, którzy wyczekiwali wyjaśnień. Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach, na co od razu zostałem przytulony przez Harrego.
- Kat najprawdopodobniej jest załamana – wyszeptałem.
- Dlaczego? – zapytał Niall.
- Babcia trafiła do szpitala. Kat siedzi u niej.
- W takim razie jest źle – powiedział pewnie Styles.

~następnego dnia~

*perspektywa Katrin*

- Kat, Kat obudź się – usłyszałam jak przez mgłę, na co mruknęłam gniewnie.
- Kitty wstawaj! – kolejna osoba nie bawiła się w spokojną pobudkę i podniosła głos prosto do mojego ucha, na co pisnęłam podrywając się z miejsca.
Szybko poderwałam się z niewygodnego, plastikowego krzesełka i spojrzałam na sprawcę sprawców mojej pobudki. Nadal byłam w szpitalu, ale przede mną stało osiem osób i wszystkie wpatrywały się we mnie z troską. Po chwili mój brat rozłożył ręce, bym się do niego przytuliła, ale ja całkowicie to zignorowałam i rzuciłam się w objęcia blondyna.
- No tak, po co tulić brata na powitanie – fuknął Josh.
- Miło, że nas witasz – usłyszałam udawaną ironię w głosie Hazzy.
Mocniej wtuliłam się w blondyna. Po chwili odkleiłam się od niego i przywitałam się z Joshem, który udawał obrażonego, a następnie przytuliłam kolejno Dana, Zayna, Liama, Louisa i Harrego. Z Erykiem nie musiałam się witać, bo on przyszedł do mnie w nocy. Kłócił się z pielęgniarkami, które nie chciały go wpuścić, aż w końcu (pewnie dla świętego spokoju) wpuściły go do sali. Cieszyłam się, że przyszedł. To było kochane z jego strony. Gdy rozmawiałam z Joshem nie mówił, że przylecą, więc ich niespodzianka sprawiła, że byłam mega zdziwiona. To słodkie, że przyjechali. Potrzebowałam ich. Po przywitaniu każdego z powrotem wtuliłam się w blondyna. Byłam zmęczona i zdołowana. Moi rodzice siedzieli wczoraj ze mną do późna, po czym chcieli bym wróciła do domu, ale nie ruszyłam się z miejsca.
- Nie płacz – wyszeptał nagle chłopak. – Będzie dobrze, słońce.
Po jego słowach rozległ się pisk aparatury. Szybko oderwałam się od niego i patrzyłam jak do sali wbiegają lekarze, a za nimi pielęgniarki. Nie wiedziałam nawet, kiedy zostałam wypchnięta na korytarz. Waliłam w drzwi prosząc by mnie wpuścili, ale to nie skutkowało. Oparłam czoło z bezsilności o chłodne drzwi i dławiłam się łzami. Poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Nie protestowałam. Po chwili siedziałam już na kolanach Horana i płakałam w jego koszulkę. Wiedziałam, że to on po charakterystycznym zapachu, który przyjemnie drażnił moje nozdrza. Jednak nawet on nie dawał mi teraz ukojenia. Czas niesamowicie się dłużył, a lekarze nie opuszczali sali, w której leżała babcia. Najprawdopodobniej usnęłam z wykończenia, bo nastała ciemność, z której wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Szybko się podniosłam podchodząc do lekarza, który wyszedł z sali. Razem ze mną, jak na komendę, wstali chłopcy i wszyscy patrzyliśmy wyczekująco na lekarza. Jego wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.
- Co z nią? – zapytałam szlochając, gdy mężczyzna próbował jakoś złożyć zdanie.
- Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy – w jego oczach widziałam współczucie, smutek i... rozczarowanie. – Przykro mi.

*perspektywa Nialla*

- Przykro mi – powiedział lekarz, po czym odszedł.
Patrzyłem jak dziewczyna stoi w miejscu i nie reaguje. Tak jakby przyswajała sobie właśnie wszystko, co mężczyzna jej powiedział. Po dłuższej chwili zaszlochała głośno i upadła na ziemię chowając twarz w dłonie. Spojrzałem w prawą stronę, gdzie skulony pod ścianą siedział Josh. Nie tak miało być. Cholera! Miało być dobrze. Szybko podszedłem do brunetki i kucnąłem przy niej. Nie ruszyła się. Dalej zalewała się łzami. Przyciągnąłem ją do siebie starając się jakoś ją uspokoić. Po kilku minutach na korytarz wbiegła Alex. Widząc, co się dzieje przeklęła pod nosem uliczne korki i rzuciła się w stronę Kat. Pogładziła jej włosy, na co dziewczyna oderwała się ode mnie i wtuliła w blondynkę. Powoli zaczęła się uspokajać, po czym znowu wybuchła histerycznym płaczem. Josh nie był lepszy. Zanosił się płaczem, krzycząc w koszulkę Dana. Wszystko zaczyna się pieprzyć. Jednak, jak to mówią: zawsze po burzy wychodzi słońce. Czy oby na pewno?
__________________________________________________

witajcie! zmieniłam wygląd - jak wam się podoba? osobiście uważam, że jest świetny.
za rozdział pewnie mnie zabijecie - przepraszam.
ale musiałam. to jest takie rozpoczęcie burzy, strzeżcie się.
jestem głupia. ;_;
tylko ja potrafię zjebać sobie włosy w przeddzień balu szkolnego. ;_;
powinnam się leczyć...
nieważne.
miłego czytanie. ;3

4 komentarze:

  1. świetny! O boże prawie się rozryczałam, tylko powstrzymało mnie to że moja siostra siedzi prawie obok mnie, nie chciałam robić szopki...
    ja cie nie zabiję... chyba że, za tą śmierć babci Kat i Josha... Za to mogę cię zabić! xd wygląd jest fajny :)
    czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się przez Ciebie!
    Mam nadzieję, że to nie będzie jakaś straszna burza.. Proszę, niech to nie będzie jakaś straszna burza. :>
    Mam jedno zastrzeżenie, jakim cudem Niall zrozumiał co mówił lekarz? ;>
    Kocham te słodkie momenty Kat i Niall'a ♥
    Nie mogę się już doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co jak mogłaś... mam łzy w oczach :)
    wygląd jest fajny :)
    czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. jaju tylko nie babcia !!!! :(:(:(
    Jak ja współczuje Katrin :(
    Burza ? już się boję xd ;p
    Pisz pisz pisz !;D
    czekam na nn ;******
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń