niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 40.

- Już dobrze, skarbie. Jestem przy tobie – szeptał mocniej mnie przytulając. – Dzięki Bob.
Zdecydowanie mi to pomogło. Po chwili uspokoiłam się i minął strach. Mimo, że mój telefon cały czas dzwonił to w jego ramionach byłam spokojna. Zdenerwowana ciągłą melodią wyłączyłam telefon i schowałam go w kieszeni. Blondyn złapał mnie za rękę i szedł w stronę jakiejś sali, gdzie byli chłopcy razem z ich menagerem.

*perspektywa Alex*

- Złaź ze mnie patolu – krzyczałam zakrywając się kołdrą.
- O nie! Czekałem na ciebie w kawiarni ponad godzinę! Wstawaj i to już – usłyszałam Eryka, który był jakoś dziwnie zdenerwowany.
No o co mu chodziło? Przecież godzina to niedługo, prawda? Poza tym ja się wiecznie spóźniam, dziwne, że się jeszcze nie przyzwyczaił, a teraz jeszcze skacze po mnie łamiąc mi przy tym chyba wszystkie kości. Czemu ja musze żyć z takim idiotą? Za jakie grzechy?
- Dobra wstanę! – rozdarłam się w końcu. – Ale najpierw ze mnie zejdź i wyjdź z pokoju.
- Alex, serio sądzisz, że jestem taki głupi?
- A nie jesteś?
- Masz 10 minut, a jak za tyle nie będzie cię na dole to załatwimy to inaczej – mówił udając poważnego, aby mnie przestraszyć, ale jakoś mu to nie wychodziło.
- 30 minut.
- 15.
- 20 – podniosłam głowę i na niego spojrzałam.
- No dobra, ale nawet sekundy dłużej.

Wyszedł z pokoju, a ja musiałam się wreszcie ściągnąć z cieplutkiego łóżeczka. Spojrzałam przez okno. Słonecznie, o tak, moja ulubiona pogoda. Wybrałam szybko jakieś ubrania i zmierzałam do łazienki.
- Zrób mi śniadanie, idioto! – krzyknęłam wchodząc do pomieszczenia.
W odpowiedzi dostałam tylko głośny śmiech, ale zignorowałam go. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam i wysuszyłam moje proste włosy, a następnie lekko się umalowałam. Założyłam wybrany strój i zbiegłam na dół.
- To gdzie moje śniadanko? – zapytałam z wielkim uśmiechem.
- Zjesz na mieście.
- No tak, żadnego pożytku z ciebie. Twoja kochana przyjaciółka prosi tylko o zwykłe śniadanie, a ty nawet tyle nie możesz dla niej zrobić. A ja? Tyle dobrego dla ciebie zrobiłam, a ty co? – udałam zrozpaczoną, na co on popatrzył na mnie jak na debila.
- Skończyłaś? – zapytał rozbawiony. – Oj, no chodź. Kupimy pizzę, też jestem głodny.
- Chciałeś powiedzieć. Kupię ci pizzę. O tak, to dobry pomysł, co u ciebie jest rzadkością, więc chodźmy już – pociągnęłam go w stronę drzwi. – Mamo wychodzę.
- Gdzie? – usłyszałam głos z salonu.
- Gdzieś z idiotą. Niedługo wrócę.
- No dobra. Bawcie się dobrze.
Wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się do pizzerii. No cóż. Wszyscy nas tam znają, bo dość często tam jesteśmy. Podszedł do nas jeden z pracowników. Jak dobrze pamiętam to nazywa się Hubert. Jakoś tak.
- No cześć, to jaki specjał dziś? – zapytał z uśmiechem.
- To co zawsze, tylko dwie, bo ktoś mi nie dał zjeść śniadania – obdarzyłam Eryka złowrogim spojrzeniem, a drugiemu posłałam uśmiech.
- A gdzie wasza koleżanka? – no tak, on zawsze on nią pyta.
- W Londynie – odpowiedziałam obojętnie. – To przyniesiesz dziś te pizzę?
- Jasne, już idę.
Nie lubiłam go. Zawsze wypytywał się o jakieś rzeczy. Próbował poderwać Kat, ale jakoś mu to nie wychodziło. No tak, co tu się dziwić. Kto normalny nabrałby się na teksty typu "co ślicznotka sobie życzy?" ewentualnie "witam ponownie piękną panią". Ręce opadają. Z resztą do najpiękniejszych to on nie należy, mimo, że ważniejszy jest dla mnie charakter to na to chyba też każdy zwraca uwagę, prawda? Nie dość, że charakter słaby, to urodą nie grzeszy.
- Alex, mam ważną wiadomość. Dzwonił do mnie Josh. Jest pewien plan.

*perspektywa Katrin*

- Josh – zawołał nagle Louis, gdy mieli próbę. – Założę się o 50£, że nie zrobisz szpagatu.
- No to szykuj kasę – powiedział pewnie brat ściskając rękę Tomlinsona.
No ciekawie się zapowiada, nie powiem, że nie. Lou był pewny siebie, nawet bardzo. Josh podciągnął spodnie i chciał zrobić szpagat. Gdzieś w jego połowie runął na ziemię, co wywołało śmiech u wszystkich, nawet brat leżąc na ziemi śmiał się sam z siebie. Po kilku minutach udało nam się wreszcie opanować i wszyscy poocierali łzy z oczu, bo każdy ze śmiechu się popłakał.
- No Josh – nadal śmiał się Tommo. – Dawaj moje 50£.
- Masz – odparł brat z grymasem podając mu pieniądze.
- Ach. Interesy z tobą to przyjemność – powiedział Louis głosem biznesmena, co znowu wywołało u nas napad śmiechu.
Ze studia wyszliśmy po około 2h. Wracaliśmy na pieszo, oczywiście na moją prośbę. Wstąpiliśmy jeszcze do Starbucksa po kawę i wracaliśmy do domu.
- Eleanor dziś przyleci – poinformował nas Louis z szerokim uśmiechem.
- Wreszcie ją poznam – powiedziałam również z uśmiechem.
Weszliśmy do domu i oczywiście rozsiedliśmy się na kanapie, przed telewizorem. Liam włączył jakiś film, który wszyscy oglądaliśmy, ale nikt nie orientował się o co w nim chodzi. Tak to jest, jak co chwilę ktoś wtyka swój głupi komentarz.
- Zjadłbym coś słodkiego – wypalił nagle Zayn patrząc znacząco na mnie i na loczka.
- Ja w sumie też – poparł go Dan, a następnie cała reszta.
- Chodź Hazz – wstałam i złapałam chłopaka za przedramię. – Nie chcą nas tutaj.
Udałam obrażona i powędrowałam z chłopakiem do kuchni w towarzystwie śmiechów pozostałych osób. Przyzwyczaiłam się już do tego. Weszliśmy do kuchni i zaczęliśmy rozmyślać, co moglibyśmy przygotować. Zaproponowałam czekoladowo-miętowy mix, na co loczek ochoczo skinął głową. Wyjaśniłam mu, co jest nam potrzebne, na szczęście wszystko było w domu i nie musieliśmy wychodzić na zakupy. Zanim jeszcze wzięliśmy się za robienie lodowych pucharków włączyłam telefon, żeby sprawdzić czy ktoś się nie dobijał. Dzwoniła mama, na co szybko oddzwoniłam i porozmawiałam z nią chwilę, oczywiście nie powiedziałam jej o głuchych telefonach, bo zaraz zaczęłaby panikować. Po skończonej rozmowie zostawiłam telefon na blacie i razem z loczkiem wzięliśmy się za deser. Oczywiście nie obyło się bez rozmów i głośnych śmiechów. Zrobiliśmy jeden pucharek więcej pamiętając o przyjeździe Eleanor i schowaliśmy wszystkie do lodówki, aby jeszcze trochę stężały. Usiadłam na blacie kuchennym, a chłopak poszedł zobaczyć, czy jest coś ciekawego w telewizji. Siedziałam pogrążona w myślach oczywiście jedząc jedno z jabłek, które już powoli się kończyły, gdy nagle usłyszałam wibrację telefonu. Numer zastrzeżony, zaczęłam żałować, że włączyłam telefon, ale jednak postanowiłam odebrać.
- Słucham? – powiedziałam trochę znudzona do słuchawki.
- Nad czym tak rozmyślasz, księżniczko? – usłyszałam szept.
Spojrzałam w duże, kuchenne okno i zaczęłam dokładnie rozglądać się dookoła. Obserwuje mnie, tylko jak? Gdzie się schował i dlaczego to robi? Rozłączyłam się, podciągnęłam nogi i schowałam głowę w kolanach. Bałam się. Dlaczego to zawsze mnie spotyka? Nagle poczułam ciepły dotyk na ramieniu, lekko podskoczyłam i uniosłam głowę. Harry.

*perspektywa Harrego*

Nie wiedziałem, co się stało. Położyłem delikatnie rękę na jej drobnym ramieniu, na co ona chyba trochę się przestraszyła. Podniosła głowę i spojrzała w moje oczy. Jej tęczówki lśniły, bił z nich strach taki jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. Przytuliłem ją do siebie i poczułem wibracje jej telefonu. Ona tylko tępo wpatrywała się w napis widniejący na ekranie. Wziąłem od niej telefon i przytuliłem ją, na co ona tylko mocniej się we mnie wtuliła, a ja odebrałem komórkę.
- Słucham? – rzuciłem po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Jeśli ci życie miłe to jej nie dotykaj – zastałem tylko szept.
- Kim jesteś? – ignorowałem jego słowo.
- Puść Katrin.
Gdy usłyszałem jego słowa zorientowałem się, że musi obserwować nas przez szybę. Szybkim ruchem chwyciłem dziewczynę i zaniosłem do salonu. Posadziłem ja pomiędzy Niallem, a Joshem, a ona tylko przerażona wtuliła się w tego pierwszego. Cała drgała, to było straszne.
- Miałeś ją puścić, a nie przenosić.
- Kim jesteś? – powtórzyłem bardziej zdenerwowany.
- Nie zbliżaj się do niej jeżeli chcesz żyć.
Wyszeptał groźnie i rozłączył się. Spojrzałem na Kat, nie widziałem jej jeszcze w takim stanie jak teraz. Kurczowo trzymała się koszulki blondyna, jej oczy były znacznie większe i bił z nich naprawdę ogromny strach, w dodatku miała przyśpieszony oddech. Horan gładził jej plecy, próbując ją uspokoić, ale nie udawało się to.
- Katrin, jestem przy tobie. Wszystko jest dobrze – starał się ją uspokoić, ale sam powoli tracił nerwy, spojrzał na mnie. – Harry, do cholery, co się stało?
- Telefon – odpowiedziałem krótko, ale on najwyraźniej się domyślił, o co chodzi.
- Kat, słonko, spójrz na mnie – mówił blondyn, a dziewczyna wbiła w niego swoje oczy. – Nie dam cię skrzywdzić, rozumiesz? Przy mnie nic ci nie grozi. Obiecuję.
Złapał jej rękę a ona pokiwała głową i bez słowa się w niego wtuliła. Po kilku minutach ciszy wszyscy na nią spojrzeliśmy. Zasnęła. Cały czas leżała na kolanach chłopaka. Była taka śliczna i taka bezbronna. Jak ktoś może robić jej coś takiego? Wpatrywałem się w nią, gdy usłyszałem dźwięk dzwonka. Tomlinson zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi. Po chwili wrócił trzymając w jednej ręce różową walizkę, a drugą rękę miał splecioną z brunetką.
- Eleanor – powiedziałem radośnie.
- Harry – odpowiedziała z tym samym entuzjazmem i podeszła do mnie.
Przytuliłem ją mocno. Bardzo ją lubiłem, ale rzadko kiedy się z nią widywałem. Zawsze gdy przyjeżdża Lou porywa ją. Nie dziwię się, rzadko się widują i chce się nią nacieszyć, on strasznie ją kocha, tak jak ona jego. Przywitała się z każdym po kolei tak samo i popatrzyła na śpiącą Kat. Lekko się uśmiechnęła i przysiadła się na fotel obok Louisa.
- Co się stało? – zapytała patrząc na nas wszystkich i na Katrin.
- Nie, nic takiego – zapewnił ja Tommo. – Tylko martwimy się o Kat.
- Dlaczego? Coś jej jest?
- Ktoś ją prześladuje – wyjaśnił Josh, a po chwili dodał sam do siebie. – Musze się dowiedzieć kto.
- Josh, daj spokój – zareagowałem przypominając sobie jego ostatnie spotkanie z byłym siostry.
- Macie jakieś podejrzenia kto?
- Dylan – szepnął blondyn jakby oświecony.
- Sądzisz, że to on? – pytał Josh.
- Tak myślę.
- Znajdę go – powiedział szybko wstając z miejsca, ale zdążyłem złapać go za ramię.
- Josh, nie – próbowałem go opanować. – Nie masz pewności, ze to on. Żadnych dowodów. Pamiętasz ostatnie wydarzenie? Ona nie chciałaby, żeby to się powtórzyło.
- Należało mu się, za to co jej zrobił. Powinien się cieszyć, że go nie zabiłem.
- Uspokój się i myśl o niej. Wiesz jak reaguje na agresję.
- Wiem, ale przysięgam, że jeżeli on ją tknie, to ja za siebie nie ręczę.
Usiadł zdenerwowany, a ja obok niego i cały czas próbowałem go uspokoić, ale nie udawało mi się to. Wiedziałem, że dla niego to jest najtrudniejsze. W końcu to jego siostra, młodsza siostra, którą kocha nad życie i nie chce jej znowu stracić. Po prostu się o nią boi. Chce ją chronić, ale nie może i to go męczy.
_________________________________________

mamy 40 rozdział i grubo ponad 3000 wyświetleń. jesteście genialni. *,*
miłego czytania. ;3

5 komentarzy: