czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 12.

- Wyniki badać są dobre. To po prostu zwykłe zatrucie – powiedział z uśmiechem, na co ja odetchnęłam z ulgą. – Zaraz przepiszę pani tabletki na wymioty i będzie dobrze.

Zaczął szukać w notesiku nazwy lekarstwa, a ja w tym czasie spojrzałam na Horana, który również odczuł ulgę. Gdy skończył wszystko wypisywać oddał mi dokumenty.
- Bardzo dziękuję – powiedziałam biorąc od niego receptę.
- Czy mógłbym państwa jeszcze o coś prosić? – zapytał doktor, a my spojrzeliśmy na siebie, a później na niego pytająco.
- Jak już pani wspominałem, mam córkę i czy mogliby państwo dać mi dla niej autografy?
- Oczywiście, żaden problem – powiedział Niall biorąc od niego długopis i podpisując karteczkę.
- Czy pani również, by mogła?
- Ale ja przecież nie jestem nikim ważnym.
- Myli się pani. Odkąd pojawiła się pani w Londynie, każdy o pani mówi. Moja córka czyta o was wszystko. Nawet zaczęła na was mówić Natrin. Nie mam pojęcia skąd jej się to wzięło, ale gdy tylko was zobaczy w jakiejś gazecie od razu tak mówi.
- W takim razie nie ma problemu – podpisałam się pod moim chłopakiem i oddałam lekarzowi długopis. – Dowidzenia. Niech pan pozdrowi córkę.
- Dowidzenia. Oczywiście, że ją pozdrowię, dziękuję.

Wyszliśmy z gabinetu i zamknęliśmy drzwi. Schowałam wszystkie kartki do kieszeni w spodniach i złapałam Niallera za rękę. Przed przychodnią było już pełno reporterów. Przepchnęliśmy się i z trudem wsiedliśmy do samochodu. Podjechaliśmy pod aptekę, wykupiliśmy to, co było potrzebne i wróciliśmy do domu.
- Już jesteśmy – krzyknęłam wchodząc.
- No i co z tobą? – zapytał Hazz.
- Jest dobrze. To tylko zatrucie – poinformowałam go i poszłam do kuchni po wodę, aby wziąć tabletkę. Chłopaki odetchnęli i zaczęli wypytywać jak było. Opowiedziałam im razem z blondynem całą historię, przez co wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Później poszliśmy do McDonalda, bo zgłodniałam. Świetnie się bawiliśmy, zaczepiło nas parę fanek i chłopaki rozdawali im autografy. Zdziwił mnie fakt, że niektóre chciały je również ode mnie. Jedna mała dziewczynka podeszła do nas z mamą i zaczęła mi opowiadać, że bardzo mi zazdrości, po czym mocno mnie przytuliła. To był wspaniały dzień, gdy wróciliśmy do domu była 19:00. Poszliśmy do kuchni i robiłam wszystkim kawę. Stałam przy blacie z Horanem, który obejmował mnie od tyłu, gdy do mieszkania wpadł ich manager. Zmierzył wzrokiem najpierw mnie i Niallera, a później spojrzał na całą resztę.
- Cześć Paul – powiedzieli chłopcy dość nierówno, co było trochę śmieszne.
- Cześć – powiedział do chłopaków i zwrócił się do mnie. – Jestem Paul ich ochroniarz i manager.
- A ja jestem Katrin – powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
- Moja siostra – krzyknął Josh.
- A moja dziewczyna – pochwalił się Horan wystawiając język do mojego brata.
- Tak, słyszałem już o Natrin – powiedział Paul. – Przyszedłem was poinformować o nowym koncercie, który jest w Paryżu w piątek, a i nie zapominajcie, że w środę gracie w Berlinie.
- Tak pamiętamy. Fajnie, że udało ci się z tym koncertem we Francji – powiedział loczek.
- Też się cieszę, bilety są już wyprzedane – odpowiedział z uśmiechem. – Dobra, to ja już będę leciał, jutro wylatujemy do Niemiec, bądźcie gotowi około 16:00. Miło było cię poznać Katrin.
- Mi również – uśmiechnęłam się.
- Do zobaczenia – krzyknęli chłopcy, znowu dość nierówno.
- Jak to wylatujecie? – zapytałam, gdy Paul wyszedł z mieszkania.
- Poprawka, wylatujemy – uśmiechnął się Zayn.
- Czyli, że zabieracie mnie ze sobą?
- Chyba nie sądziłaś, że zostaniesz tutaj sama? – zapytał retorycznie Josh.
- Szczególnie, gdy wiemy, że ten psychol tu jest – dodał Dan.
- Ej, czekajcie – zaczął brat. – Kiedy gramy tutaj w Londynie?
- Najbliższy jest 19 lipca – powiedział Liam sprawdzając kalendarz w telefonie.
- Zaraz wracamy – powiedział Josh i dał Hazzie porozumiewawcze spojrzenie. 
Loczek szybko wyszedł razem z nim. Ciekawe, o co chodziło. Spojrzałam zaskoczona na chłopaków, a oni na mnie tym samym wzrokiem. 19 lipca… Moje urodziny! Ale na pewno nie o to chodziło. Nie widziałam się z bratem prawie 3 lata, poza tym on zawsze zapominał o moich urodzinach, więc to nie mogło być. Ciekawe, co takiego się stało, że wyszli we dwóch. Moje rozmyślania przerwał dźwięk mojego telefonu, szybko pobiegłam na górę, żeby go odebrać. Na wyświetlaczu pojawił mi się napis „Eryk. <3”. Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Już się stęskniłeś? – zapytałam śmiejąc się.
- Za tobą? Oczywiście, że nie – również wybuchł śmiechem. – Chciałem zapytać, co się stało, że byłaś u lekarza, chyba nie jesteś w ciąży?
- Skąd to wiesz? Oczywiście, że nie jestem!
- W necie trochę tego jest.
- Źle się czułam i od rana wymiotowałam, więc Niall zabrał mnie do lekarza.
- Już się przestraszyłem, że coś się stało. Katrin właściwie to dlaczego nie zadzwoniłaś i nie chwaliłaś się Natrin?!
- Jakoś nie miałam kiedy, przepraszam.
- No dobra, ja nic nie mówię, ale lepiej zadzwoń do Alex, bo ona jest wściekła, że jej nie powiedziałaś. Jak wam się układa? Naprawdę go kochasz?
- Zadzwonię do niej jutro, przed wyjazdem. Jest świetnie, tak kocham go, on jest cudowny.
- Jakim wyjazdem?! W takim razie szczęścia wam życzę.
- Wyjazdem z chłopakami na ich koncert do Niemiec. Dziękujemy.
- Do Niemiec? Jakie miasto?
- Berlin.
- Kitty, ja właśnie jestem w Berlinie, może się jakoś spotkamy?
- Naprawdę? To cudownie. Pogadam z chłopakami, żeby cię jakoś wcisnęli i zadzwonię do ciebie jutro.

*perspektywa Josha*


- Więc słuchajcie, robimy wielką imprezę – powiedziałem szeptem do chłopaków.
- Dlaczego? – zapytał zdezorientowany Louis.
- Kat 19 lipca będzie miała 17 urodziny, czyli na koncercie można by było złożyć jej życzenia i żeby publiczność zaśpiewała 100 lat, a później robimy party hard w domu. Musimy zaprosić bardzo dużo osób i trzeba ściągnąć jej przyjaciół z Polski.
- Damy radę, wszystko się zorganizuje – powiedział z szerokim uśmiechem Niall.
- No tak jakoś – urwałem i spojrzałem na wejście do kuchni gdzie stała Katrin.
- Więc wyjeżdżamy jutro dokładnie o 16:00 chłopaki – próbował ratować sytuacje Liam.

*perspektywa Eryka*


Rozłączyłem telefon i uśmiech sam wymalował mi się na twarzy. Dopiero tydzień się nie widzimy, a ja już tak za nią tęsknię. Za Alex również, ale z nią gadałem rano, więc na razie dam jej spokój. Brakuje mi ich towarzystwa, ale ja jestem w Berlinie tylko 2 tygodnie. Jestem u Rosalie(na zdjęciu), mojej siostry ciotecznej. Na szczęście ona jest tylko rok młodsza, więc jest dobrze.
- Rosie – zawołałem ją wychodząc z pokoju.
- Co jest? – krzyknęła z salonu.
- Idziesz na koncert One Direction pojutrze?
- Pewnie, że tak, ale dlaczego pytasz, przecież ich nie lubisz – spojrzała na mnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No tak, ale jeżeli idziesz to idę z tobą, bo tam będzie Kitty – uśmiechnąłem się na wspomnienie o niej.
- Kto to jest?
- Katrin Devine.
- Nie mów mi, że ona tam będzie – powiedziała z grymasem.
- Nie lubisz Natrin?
- Oczywiście, że nie. Niall jest taki kochany, zasługuje na kogoś lepszego!
- Rose, ty nawet jej nie znasz. Ona jest wyjątkowa.
- Ja bym tego nie powiedziała, ale nie chcę się z tobą kłócić.
- To dobrze, bo możliwe, że po koncercie, gdzieś z nimi wyskoczymy. 
- Naprawdę? Mój Boże, ale genialnie. Ale Eryk! Przecież ty nie masz biletu!
- To nic. Kitty mnie wkręci za scenę, a później ty przyjdziesz z VIPami, bo chyba masz VIPa, tak?
- Pewnie, że tak.
- No właśnie, będzie ok, zobaczysz – uśmiechnąłem się, co ona odwzajemniła.

*perspektywa Katrin*


Jakoś na marne próbowali ratować swoją sytuację. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nie chcieli mi powiedzieć, co. Denerwowali mnie.
- Dajcie mi lepiej marchewkę! – rozdarł się nagle Lou.
Sięgnął w głąb lodówki i nagle krzyknął na cały dom. Wszyscy spojrzeliśmy na niego przerażeni, że coś się stało, a on nadal tylko się darł.
- Ubierajcie się wszyscy! Jedziemy! – krzyknął nagle.
- Tommo, ale gdzie? Co się stało? – próbowałam coś z niego wyciągnąć.
- Marchewki się skończyły!
Gdy wypowiedział to zdanie wszyscy wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Louis był lekko zdezorientowany, a my nie mogliśmy się opanować.
- Skończyliście?! No szybko, bo wszystkie wykupią! – krzyknął i pobiegł założyć buty, a my za nim.
Liam jeszcze po drodze chwycił kartę kredytową i całą grupą wpadliśmy do samochodu, a Lou już siedział za kierownicą. Podjechaliśmy do TESCO i zrobiliśmy wielkie zakupy. Oczywiście wśród nich zapas marchewek. Było zabawnie, bo chłopaki zaczęli wariować w sklepie. Kilka fanek nas zaczepiło, chłopcy zrobili sobie z nimi zdjęcia i poszliśmy dalej. Nawet większość dziewczyn chciała zdjęcie z Natrin. Nie chciałam być nie miła, więc robiłam sobie, razem z Niallem, z nimi zdjęcia. W drodze powrotnej planowałam powiedzieć chłopakom o Eryku.
- Chłopaki – zaczęłam. – Możecie załatwić coś dla mnie w tym Berlinie?
- Pewnie, ale co takiego? – zapytał Harry.
- Bo widzicie, mój przyjaciel Eryk jest tam teraz na wakacjach, a ja bardzo się za nim stęskniłam i chciałam zapytać, czy moglibyście zrobić coś, żeby podczas waszego koncertu, on był ze mną za sceną?
- Pewnie, że tak, poza tym z przyjemnością poznamy twojego przyjaciela – powiedział Zayn.
- Eryk? – zapytał Josh. – Eryk Nowak? To ty z nim jeszcze utrzymujesz kontakt?
- Oczywiście, że tak. Z Alex tak samo – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę? Johnson teraz pewnie jeszcze lepsza jest niż w dzieciństwie – zaśmiał się. – Jak ja dawno ich nie widziałem. Ona też jest w Niemczech?
- Nie. Ona spędza wakacje w Polsce, niestety.
- A nie mogłabyś ściągnąć ją w sierpniu do nas? Chłopaki, co wy na to? Ta dziewczyna jest genialna. Nie licząc, że zawsze wciągała Kat w najgłupsze pomysły i później musiałem ich jakoś ratować.
- To genialny pomysł – wrzasnął Hazz. – Czyli w środę poznamy waszego znajomego, a wasza szalona znajoma zamieszka z nami w sierpniu? Ja jestem za!
- My też – krzyknęli razem chłopcy.
- Super – ucieszyłam się. – Jesteście cudowni, dziękuję wam.
- Hm, więc Eryk – zamyślił się Horan.
- Uu… Czyżbyś był zazdrosny, kotku?
- Ja? Ależ skąd?
- To znaczy, że jest – szepnął Liam.
- Nie masz, o co – powiedziałam do niego.
- Skoro tak sądzisz kochanie to ci wierzę – powiedział i delikatnie musnął moje usta.

- Jesteście obrzydliwi! – krzyknął Louis patrząc w lusterko.
- Zgadzam się z marchewkowym potworem – powiedział Harry.
- Fuuu – krzyknęła reszta i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
W domu oczywiście wpadliśmy jak stado dzikusów do kuchni i zaczęliśmy rozpakowywać torby, a następnie każdy szperał w szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
- Może naleśniki? – zapytałam.
- A umiesz je zrobić? – odezwał się Harry.
- Jak mi pomożesz kucharzyno, to jakoś zrobimy – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Czyli będą naleśniki! – krzyknął Hazz.
- Dobra, to my was zostawimy – powiedział Liam patrząc znacząco na chłopaków.
Wszyscy spojrzeli na niego i opuścili kuchnię, a ja i loczkiem wybuchliśmy śmiechem i zaczęliśmy przygotowywać składniki na ciasto.

*perspektywa Harrego*


Jest cudownie. Przyrządzam naleśniki. Ja, a ze mną tylko Katrin. Niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Oczywiście musiałem zrobić coś, żeby nie zauważyła narastającej we mnie, wręcz ogromnej fali euforii i chyba mi się to udało. Chwilami robiłem coś, żeby stać bliżej niej, czy coś w tym stylu i wtedy zrobiłem wielki błąd. Przybliżyłem się do niej, a ona od razu na mnie spojrzała. Utonąłem w jej oczach i pod wpływem impulsu zbliżyłem się jeszcze bardziej i wtedy… 






______________________________________

Więc mamy już 12. widziałam, że dostałam nominację, już drugą i dziękuję za nią, ale odpowiem na nią dopiero wieczorem. <3
miłego czytania. ;3

3 komentarze:

  1. Tylko proszę, niech Niall tego nie widzi! ;d genialny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak wszystkie ;) Mam nadzieję,że w wolnej chwili wpadniesz do mnie http://ojojojojojojo.blogspot.com/ Nie mogę się doczekać kolejnego !;)


    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę, niech tylko oni się nie całują! Katrin jest z Niall'em i tak jest dobrze. :D Chyba lubisz kończyć w takich momentach. Każdy potem chce jak najszybciej kolejny. ;>

    http://marzeniaopowiadanieo1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń