poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 34.

Popatrzyliśmy wszyscy po sobie i mama w końcu wstała i poszła otworzyć drzwi. Po chwili wróciła do nas z kilkoma listami i egzemplarzem dzisiejszej gazety. Wszystko jasne, listonosz przerwał nam nasza rozmowę. Kobieta położyła listy i rozłożyła gazetę, a po chwili zaczęła czytać artykuł tłumacząc wszystko na angielski.
- Najwyraźniej związek Katrin Devine z Niallem Horanem wkracza na poważne tory. W poniedziałek para odwiedziła rodzinne miasto młodej gwiazdy, czyli Mullingar w Irlandii, a dziś wylądowali w Warszawie, polskiej stolicy i zatrzymali się w rodzinnym mieście Katriny. Dowiedzieliśmy się również, że aktualnie Josh też przebywa w rodzinnym domu. Młodzi, zakochani postanowili zapoznać swoje drugie połówki ze swoimi rodzinami. Czy życzycie szczęścia swojemu idolowi z siostrą perkusisty zespołu? – przeczytała i spojrzała na nas.
- Trochę prywatności by nie zaszkodziło – skomentował lekko zdenerwowany Niall.
- Ładne zdjęcie – powiedział z uśmiechem brat wskazując zdjęcie w gazecie, na którym Maura mnie przytula.
- Jak wy z tym wytrzymujecie? – zapytał tata unosząc jedną brew.
- Kwestia przyzwyczajenia – odpowiedziałam, a chłopcy tylko skinęli głowami.
- Chyba trzeba przygotować obiad, pewnie umieracie z głodu – zmieniła nagle temat moja rodzicielka.
- Pomogę ci – powiedziałam posyłając reszcie znaczące spojrzenie.
- To my pójdziemy do salonu – jedynie Josh mnie zrozumiał.
- Już tęsknię – szepnął Niall, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
- Uroczo – rzuciła mam, gdy ten znikł za futryną.
- Wiem, jest kochany – powiedziałam myjąc ręce. – To, co robimy?
- Może rosołek?
- Tak, dawno go nie jadłam.
- Jak to? Chłopcy nie gotują?
- Zazwyczaj jemy na mieście, ewentualnie pizza i inne takie. Jedyny kto tam coś czasami upichci to Harry, ostatnio robiliśmy naleśniki.
- Naprawdę go kochasz? Czy będzie tak jak ostatnio?
- Mamo nawet nie wspominaj o Dylanie, on mieszka w Londynie.
- Jak to?!
- Spokojnie. Chłopcy nie dają mi wyjść samej z domu. Zawsze któryś z nich mi towarzyszy. Tłumaczą, że to zwykły zbieg okoliczności, ale ja wiem, że robią to, bo po prostu się o mnie boją, co jest słodkie z ich strony.
- Czyli Josh to jednak dobra opieka – zamyśliła się z uśmiechem. – A wracając do Nialla.
- Mamo naprawdę go kocham. On jest inny niż Dylan. Jest kochany, opiekuńczy troskliwy, uprzejmy i taki słodki.
- Tylko, że on jest gwiazdą. Nie chciałabym, żebyś przez niego cierpiała.

*perspektywa Josha*

No cóż atmosfera w salonie była nieco spięta, ale powoli się rozluźniała. Wiedziałem, że dla Nialla ani trochę nie jest to komfortowa sytuacja, bo siedzi właśnie twarzą w twarz z ojcem swojej dziewczyny, który zadaje mu bardzo dużo pytań. Rozumiem, że boi się o Kat, ale bez przesady. Chyba trzeba ratować biednego chłopaka…
- Tato – zaśmiałem się. – Odpuść. Gdyby Niall nie był dla niej odpowiedni to już dawno bym jakoś zareagował, więc nie musisz się przejmować.
- Może i masz racje, ale ja po prostu się o nią martwię.
- Rozumiem pana – wtrącił nagle Horan. – Ale naprawdę nie musi się pan o nią martwić, przy mnie jest bezpieczna. Nie dam jej skrzywdzić i sam również nie potrafiłbym tego zrobić.
Oho. W taki oto sposób blondyn chyba zaplusował u mojego ojczulka, bo na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a po chwili poklepał chłopaka po ramieniu mówiąc, że cieszą go te słowa.
Ten to wie jak podejść człowieka – zaśmiałem się w duchu.
Spojrzałem na zegarek, dochodziła 12:00, a o 16:00 miałem samolot. Posiedzę jeszcze chwilę i będzie trzeba się powoli zbierać. Szkoda trochę opuszczać rodzinny dom, w którym zacząłem czuć się tak dobrze jak kiedyś. Rodzice powiedzieli mi, że popełnili błąd, ale w końcu dotarło do nich, że mimo to mnie kochają, ale nie mieli odwagi po tym wszystkim do mnie zadzwonić i pewnie, gdyby nie Katrina to nie byłoby mnie tu teraz. Pomyśleć, że jedne wakacje potrafią zmienić wszystko. Najlepsze wakacje w całym życiu, zdecydowanie tak.

*perspektywa Katrin*

Rozmawiałam z mamą bardzo długo. Opowiedziałam jej jacy są chłopcy i jak się z nimi mieszka. Poinformowałam ją również na ile dni przyjechaliśmy, co ją trochę zasmuciło, ale wyjaśniłam jej, że musze jeszcze przygotować psychicznie chłopców na przyjazd mojej przyjaciółki. Oczywiście mama o tym też nie wiedziała, więc musiałam jej opowiadać o co chodzi od początku. Gdy już skończyłam akurat nalewaliśmy każdemu na talerz przygotowany obiad. Zastanawiałam się jak się czuję Niall, bo pewnie jest zakopywany pytaniami przez mojego ojczulka, ale dobrze, że jest tam Josh, to pewni uratuje sytuacje w razie potrzeby. Nakryłyśmy szybko do stołu i zawołałyśmy męską część domu. Jedliśmy cały czas rozmawiając. Następnie mama stwierdziła, że sama pozmywa, bo oczywiście chciałam jej pomóc, ale ostatecznie odpuściłam, wiedziałam, że z nią nie wygram.
- Do zobaczenia  w Londynie, braciszku – powiedziałam nagle  uśmiechem zakładając buty.
- Ale ja jeszcze nie jadę – powiedział zdezorientowany, na co ja i blondyn się zaśmialiśmy.
- Wiem, ale my jedziemy do babci, a jak wrócimy to ciebie pewnie już nie będzie.
- No chyba, że tak.
- Tato! Możemy pożyczyć twój samochód?
- Jasne, bierzcie – usłyszałam głos taty i po chwili rzucił mi kluczyki do swojego czarnego BMW.
- Dzięki! To do zobaczenia Josh – przytuliłam go mocno. – Miłego lotu.
- Niedługo się zobaczymy – powiedział Niall i uścisnął brata.
- Bawcie się dobrze – puścił nam oczko i wrócił do pomieszczenia, w którym siedzieli rodzice.
- Niedługo będziemy! – krzyknęłam i wyszliśmy na zewnątrz.
Wsiedliśmy do auta stojącego przy garażu, oczywiście blondyn prowadził, bo ja nie miałam prawka. Jechaliśmy słuchając piosenek z radia i śpiewając je, co wychodziło dość zabawnie. Jechaliśmy polnymi uliczkami do domku babci, na szczęście ona jest w połowie angielka i kiedyś również mieszkała w Anglii, więc bez problemu dogada się z moim chłopakiem, co mnie bardzo cieszyło, bo nie chciałabym robić za tłumacza. Gdy byliśmy na miejscu, wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z samolotu. Horan po chwili zjawił się tuż obok mnie, chwyciłam jego dłoń i ruszyłam w stronę niewielkiego domku kochanej babci. Otworzyłam drzwi, było cicho, zbyt cicho. Rozejrzałam się po mieszkaniu, było pusto… No tak! Taras! Nagle mnie oświeciło, ona uwielbiała przesiadywać na tarasie. Doszliśmy powoli do jego drzwi, wyjrzałam i zobaczyłam ją siedzącą w swoim dużym, drewnianym fotelu. Nawet nie zauważyła, że stoję w drzwiach.
- Cześć babciu – powiedziałam cicho patrząc na nią z uśmiechem.
- Wnusiu – szepnęła wstając, a po jej policzku słynęła pojedyncza łza.
Od razu podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam, poczułam jak bije od niej szczęście. To kochane, ona zawsze tak bardzo cieszyła się z tego, że do niej przychodziłam. Wystarczyło, że się pojawiłam, a na jej twarzy malował się promienny uśmiech. Nieważne czy właśnie była zmartwiona, przerażona, czy zagubiona we wspomnieniach, gdy tylko się pojawiłam wszystkie jej smutki odchodziły i był tylko ten wielki uśmiech.
Dlatego lubiłam z nią przebywać, nikt inny nie cieszył się z mojego przyjścia tak, jak ona. Przedstawiłam jej Niallera, a ona z uśmiechem go przytuliła. Wyglądało to niesamowicie. Po przywitaniu usiedli na tarasie, a ja poszłam zrobić coś do picia. Pamiętałam, że blondyn nie lubi herbaty, więc jemu nalałam do szklanki soku, a mi i babci zrobiłam po filiżance mocnej, gorącej herbatki. Gdy do nich wróciłam byli tak zagadani, że nawet mnie nie zauważyli. Zobaczyli mnie dopiero, gdy podałam im szklanki z ich piciem. Cieszyłam się, że mają o czym rozmawiać i że babcia najwyraźniej polubiła blondaska, to wiele dla mnie znaczyło. Rozmawialiśmy bardzo długo. Gdy zaczęło robić się ciemno pożegnaliśmy się z babcią i wróciliśmy do domu. Zjedliśmy kanapki, które wcześniej przygotowaliśmy doskonale się przy tym bawiąc i wyszliśmy na wieczorny spacer. Zaczepiło nas parę dziewczyn, które dosłownie piszczały nam w twarz. Nie powiem, żeby to było przyjemne. Poza tym niektóre były strasznie irytujące. Próbowały podrywać Niallera i to w dodatku na moich oczach. Przeszliśmy się po mieście i wróciliśmy do domu. Niall wniósł bagaże na górę, a ja w tym czasie poszłam do kuchni, by przygotować coś do jedzenia.

*perspektywa Nialla*


Doszedłem do białych drzwi, na których widniał w prawym górnym roku mały, czarny napis Katrin i małe, różowe serduszko obok niego. Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do środka. Zachwycałem się jakże pięknie wystrojonym pokojem. Postawiłem walizki obok szafy i w oczy rzuciły mi się kartki leżące na biurku. Zobaczyłem śliczne rysunki. Czy to narysowała Kat? Nie wspominała, że rysuje i że wychodzi jej to tak wspaniale. Zachwycałem się jej pracami cały czas zastanawiając się dlaczego nic nie powiedziała. Może to nie jej, a ona to tylko przechowywała? Tyle pytań kłębiło się teraz w mojej głowie. Czekałem aż wróci, chciałem się dowiedzieć, ale rozejrzałem się jeszcze po pokoju. Obok łóżka leżała gitara. Gra? Nic nie mówiła. Nad łóżkiem były zdjęcia. Rozpoznałem na nich Alex, Eryka, Katrinę i na niektórych Josha, ale były tam jeszcze dwie osoby. Jeden chłopak i dziewczyna… nie, dziewczynę kojarzyłem to była Carmen, rozmawialiśmy z nią na skype. Ale chłopaka nie kojarzyłem. Przyglądałem się zdjęciom, gdy usłyszałem lekki skrzyp otwieranych drzwi, w których stała Kat z dwoma miseczkami płatków czekoladowych. Położyła je na biurku i stanęła obok mnie.
- To moja ulubiona ściana – powiedziała z lekkim uśmiechem. – To zdjęcia z najlepszych etapów mojego życia. Pewnie niektóre osoby już kojarzysz.
- Wspaniale to wygląda. Niektórych tak, ale jego nie – wskazałem na blondyna.
- To jest Bartek. Przyjaźnił się z nami, ale później poznał Dylana i zmienił się, zostawił nas.
- Rozumiem, ale wszystko wygląda wspaniale.
- Zaraz będzie wyglądało jeszcze lepiej – uśmiechnęła się i chwyciła swoją walizkę.
Wyjęła z niej kilka kartek, a z szuflady przy biurku pineski. Stanęła na łóżku i zaczęła przyczepiać, jak się okazało – zdjęcia, do tablicy. Na kilku byłem z nią ja, na Kiku Josh, a na innych wszyscy razem. Gdy zorientowałem się, że przyczepia zdjęcie ze mną do swojej ulubionej ściany gdzie znajdują się „najlepsze etapy jej życia” na mojej twarzy namalował się ogromny uśmiech. Była taka kochana.

*perspektywa Katrin*

Przyczepiałam te zdjęcia szerokim uśmiechem, a jutro miało być przyjęcie, na którym Nialler miał poznać moich najbliższych. Mam nadzieję, że nie będą piszczeć na jego widok, bo mam tego serdecznie dosyć. Gdy skończyłam odwróciłam się do niego i zobaczyłam tak cudowny uśmiech jakiego jeszcze nigdy nei widziałam. Szczęście biło od niego na kilkanaście kilometrów. Zeszłam z łóżka i odłożyłam pineski, następnie sojrzałam głęboko w cudne, niebieskie tęczówki wypełnione euforią. Bez wahania przybliżył się do mnie i złapał w talii przyciągając do siebie jeszcze bardziej, a po chwili złączył nasze usta. Pocałunek trwał bardzo długo i był wypełniony miłością, szczęściem oraz… zaufaniem? Tak, to chyba było to. Był jednym z najlepszych naszych pocałunków. Gdy się od siebie oderwaliśmy nadal patrzyliśmy w swoje oczy, a nasze czoła się stykały.
- Chyba powinniśmy już jeść płatki, mleko wystygło – zaśmiałam się.
- Masz racje – powiedział i podał mi jedną miseczkę.
Usiedliśmy na łóżku, tuż obok siebie i jedliśmy w ciszy.
- Kat – zaczął nagle Niall wskazując na gitarę. – Grasz? 


5 komentarzy: