czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 37.



Wyszliśmy i zaczęliśmy kierować się w stronę taksówek, ale nagle kilka metrów od nas pojawił się czarny, duży samochód. Na sam jego widok pojawił się na mojej twarzy szeroki uśmiech, który powoli stawał się coraz szerszy. Z samochodu wysiedli chłopcy razem z Pezz. Wszyscy byli uśmiechnięci. Pierwszy naprzeciw wybiegł mi Hazz, od razu podbiegłam do niego i rzuciłam się w jego ramiona, na co on tylko lekko podniósł mnie wyżej cały czas przytulając, później to samo zrobił Liam. Następne uściski były trochę lżejsze, nie licząc Perrie, która z piskiem się na mnie rzuciła, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Cieszyłam się, że przyjechała z nimi. Na samym końcu przytuliłam się do Josha, który lekko pocałował mnie w głowę... coś było nie tak. Biła od niego niepewność i lekki strach. Na razie nie chciałam zaczynać tematu, co się stało, ale na pewno będę próbowała to z niego wyciągnąć, ale później. Wszyscy przywitali jeszcze blondyna i zrobiliśmy wielkiego, grupowego miśka. O tak, tego mi brakowało! Szybko wpakowaliśmy walizki do bagażnika i weszliśmy do auta. Cały czas pojawiały się pytania od reporterów zgromadzonych dookoła, ale nie zwracaliśmy na nie uwagi i po prostu cieszyliśmy się sobą. Gdy jakaś dziewczyna się na mnie rzuciła, chłopcy siłą ją ode mnie odciągnęli i czym prędzej odjechaliśmy z przepełnionego lotniska. Po drodze cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się, ale chłopcy byli jacyś dziwni. Jakby tylko w połowie obecni ze mną, a w połowie bili się z własnymi myślami. Zastanawiałam się tylko dlaczego, ale sądziłam, że to nie jest odpowiedni czas na zaczęcie takiej rozmowy. Dochodziła 22:00 i sama nie miałam na nią siły, byłam zmęczona i czym prędzej chciałam znaleźć się już w swoim łóżku i odpłynąć. Moje błagania zostały wysłuchane dość szybko. W samochodzie zaczęłam powoli zasypiać, aż w końcu usnęłam na oparta o Niallera.

*perspektywa Nialla*

- Więc Kat jak ci się podobała podróż? – zapytał nagle Louis.
Nie usłyszeliśmy odpowiedzi. Wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę, która smacznie spała oparta o moje ramie. Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy, natomiast zniknął z twarzy chłopaków. Spojrzałem na nich pytająco jednak oni to zignorowali.
- Co jest? – zapytałem po dość długiej ciszy.
- Zaraz pogadamy – wyjaśnił Dan parkując pod naszym domem.
- Niall możesz zanieść Kat? Ja wezmę wasze walizki – usłyszałem głos Josha.
Skinąłem tylko głową i delikatnie wysiadłem z dziewczyną w ramionach, jej głowa oparta była na moim torsie, miała lekko rozchylone usta i spokojnie oddychała. Z szerokim uśmiechem wniosłem ją po schodach, a następnie dokładnie okryłem ciemnozieloną kołdrą. Pocałowałem ją w czoło i zszedłem na dół. Chłopaki siedzieli w salonie, mieli dziwne miny, jakby zastanawiali się od czego wszystko zacząć.
- Dobra, możecie mówić co z wami – zacząłem siadając w wolnym fotelu.
- Chodzi o Katrin – zaczął Liam.
- Co się stało? – teraz się trochę przestraszyłem.
- Ten cały Dylan, w dodatku jeszcze Ashton – wymamrotał Josh.
- Zaraz, stop. Jaki Ashton?
- Blondyn od pytań przed wyjazdem do Berlina i ten od wisiorka.
- Co oni zrobili?
- Uwzięli się na Kat. Martwimy się, bo nie wiemy co im przyjdzie do głowy. Cały czas tu przychodzili jak was nie było i o nią bezczelnie pytali – powiedział Lou.
- Dopóki Josh nie przywalił Dylanowi to cały czas tu przychodził, później nie osobiście, ale cały czas przysyłał Ashtona. Jutro mamy wywiad, trzeba załatwić jej ochronę – zareagował Harry.
- Przywaliłeś mu? Brawo stary. Po co ochrona? Przecież Josh i Dan z nią będą, prawda? – pytałem zdziwiony.
- Należało mu się – powiedział dumnie Josh. – Nie, my musimy coś jutro załatwić, to ważne.
- W takim razie Kat jedzie z nami. Nie zostawię jej nawet z ochroniarzem.
- W sumie to dobry pomysł – udzielił się Zayn. – Niech jedzie.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, chłopaki opowiedzieli mi wszystko, co wydarzyło się, gdy nas nie było. Przyznam, że ten cały Dylan już strasznie mnie irytował i byłem na skraju wytrzymania. Chwilami miałem naprawdę wielka ochotę mu przywalić. W połowie naszej rozmowy moje zmęczenie zaczęło dawać się we znaki, więc stwierdziłem, że jeszcze wrócimy kiedyś do tej rozmowy i powędrowałem na górę. Położyłem się obok Kat wtulając się w nią delikatnie i odpłynąłem.

*perspektywa Katrin*

- Wstawać! – rozdarł się Louis wskakując na łóżko.
- Wstawać! – powtórzył za nim loczek strzelając z pistoletu z wodą.
- Boże, żyję wśród idiotów – powiedziałam podnosząc się do poziomu siedzącego.
- Ej! – rozdarł się Harry i zaczął pryskać mnie wodą.
- Hazz, przestań – krzyczałam przez śmiech uciekając z pokoju.
- O nie! Nie przestanę! Następnym razem proponuje przemyśleć zanim coś powiesz!
Wybiegłam z pokoju i zaczęłam uciekać po całym domu, przy czym głośno się śmiałam. Hazza gdy mnie dogonił miał już pusty pistolecik.
- Dobrze ci tak – śmiałam się wymijając go.
- Zobaczymy, czy tobie też będzie – doszedł do mnie, przerzucił przez ramię i przechodził przez pokój.
- Harry! Puść mnie – krzyczałam przez śmiech, ale mnie nie słuchał tylko szedł dalej.
- Zaraz cię puszczę – powiedział, a po chwili krzyknął. – Lou?
- Marchewki! – usłyszałam krzyk z góry, przez co jeszcze bardziej się śmiałam.
Nagle loczek wszedł ze mną do łazienki, a po chwili wylądowałam w wannie pełnej wody, co spowodowało, że większa połowa łazienki była zalana, a Louis i Harry zaczęli się głośno śmiać. Ja tylko spiorunowałam ich wzrokiem i wyplułam wodę, która podczas mojego wrzucenia nalała mi się do buzi.
- Naprawdę bardzo śmieszne – mówiłam wychodząc z wody i zostawiając za sobą wielkie kałuże.
- Mówił ci ktoś, że mocna jesteś śliczna? – odezwał się nagle Hazza.
- Parę razy się zdarzyło – rzuciłam obojętnie.
- W takim razie już o jeden więcej.
- Wiesz, to bardzo słodkie, co mówisz, a teraz chodź i mnie przytul – wystawiłam do niego ręce z szerokim uśmiechem.
- O nie! Nie jestem taki głupi, przytulę cię jak wyschniesz – wybiegł z łazienki, a zaraz za nim Lou.
- Co za kretyn – powiedziałam do siebie i weszłam na górę.
- A tobie, co się stało? – powstrzymywał się od śmiechu Horan.
- Harry się stał – mówiłam ze smutną minką. – A później nie chciał mnie przytulić.
- Jego strata – podszedł i mimo, że ociekałam wodą, to mocno mnie do siebie przytulił lekko kołysząc w ramionach. – Ubierz się, wysusz i zejdź na dół, a ja zrobię śniadanie.
- Dziękuję, jesteś kochany.
- Wiem, ale pośpiesz się, bo zostało mało czasu.
- Mało czasu?
- Jedziesz z nami na wywiad.
- Dlaczego? – spytałam podejrzliwie.
- Bo chcę cię mieć przy sobie – pocałował mnie w czoło. – Szybko, skarbie.
Teraz to on zachowywał się dziwnie. Wczoraj chłopcy, dzisiaj on. Co z nimi? Postanowiłam na razie się tym nie przejmować i szybko wyjęłam z szafki jakieś luźne ubrania, żeby było mi wygodnie. Wzięłam jeszcze szybki prysznic, wyprostowałam włosy, ubrałam się, umalowałam rzęsy i zeszłam na dół. Na talerzu, przy stole, czekał na mnie omlet z dżemem. Przywitałam wszystkich uśmiechem, na co oni zareagowali tak samo, ale ich uśmiech był jakby wymuszony i usiadłam do stołu. Od razu wzięłam się za konsumowanie posiłku.
- Kat – usłyszałam głos brata i szybko podniosłam wzrok. – Kto pojedzie po Alex?
- Ja – odpowiedziałam szybko i wróciłam do jedzenia, a chłopcy wybuchli śmiechem. – Co z wami? Mówię poważnie.
- Chyba sobie kpisz, że pojedziesz po nią sama – poinformował mnie Dan, a ja spojrzałam na niego gniewnie.
- No to niech któryś z was jedzie ze mną.
- O której ona ma samolot? – zapytał spokojnie Josh.
- O 13:00.
- Odbierze ją jeden z ochroniarzy - zareagował Zayn. – Mamy próbę od 12:00.
- To pojadę sama, dam radę.
- Nie pojedziesz po nią sama, kotku – powiedział stanowczo blondyn.
- Dlaczego?
- Bo się o ciebie boimy – tym razem odezwał się Harry, a wszyscy zmierzyli go wzrokiem.
- Jeden z ochroniarzy może z nią pojechać, co wy na to? – zapytał brat.
- To będzie najlepsze wyjście – poparł go loczek.
- Tylko nie rozumiem dlaczego nie mogę pojechać tam sama – nie dawałam za wygraną.
- Musimy się zbierać – zmienił temat Liam. – Jak zaraz nie wyjdziemy to się spóźnimy. Szybko!

Zdenerwowała mnie ta jakże krótka wymiana zdań. Ewidentnie o czymś nie chcieli mi powiedzieć, tylko dlaczego? Co się z nimi stało? Założyłam buty i weszłam do limuzyny, która na nas czekała. Usiadłam i całą drogę tępo patrzyłam w okno całkowicie ignorując chłopaków, którzy próbowali jakoś zwrócić moją uwagę. Byłam na nich zła i nie miałam ochoty udawać, że nic się nie stało. Weszliśmy do studia, w którym nagrywany był wywiad. Usiadłam na jednym z bocznych krzesełek i zaczęłam pisać z Alex. Dowiedziałam się, że właśnie siedzi przed komputerem i nie może się doczekać kiedy zacznie się wywiad. W końcu się zaczęło. Trwał ponad godzinę i był strasznie nudny, chwilami myślałam, że usnę. Było tam bardzo dużo pytan o mnie, zdecydowanie zbyt dużo, w dodatku dowiedziałam się, że Directioners chcą rozpadu naszego związku. Świetnie, prawda? Lepiej być nie może. Nieważne. Wywiad wreszcie dobiegł końca i chłopcy szybko podnieśli się z kanapy i biegli w moją stronę, a po chwili dosłownie się na mnie rzucili, przez co razem z krzesłem się przewróciła, a oni leżeli na mnie. Dookoła zaczęli robić nam zdjęcia, a my tylko się śmialiśmy. Mimo, że jeszcze przed chwilą byłam na nich wściekła, ale po tym dosłownie nie mogłam. Poprosiłam chłopców, żebyśmy wrócili na pieszo, a oni z chęcią przystali na moją propozycję. Po kilku minutach zorientowałam się, że to jednak nie był najlepszy pomysł. Chłopcy znowu się spinali i atmosfera była tak nabuzowana, że miałam dość. Na rozluźnienie atmosfery, bo myślałam, że to pomoże, wstąpiliśmy na shake.
- To wy macie swój smak? – pytałam zdziwiona.
- Nie wiedziałaś? – spojrzał na mnie Zayn.
- Nie zapominaj, że dopóki was nie poznałam to kompletnie nic o was nie wiedziałam.
- No tak – otrząsnął się Lou. – Więc mamy i jest najlepszy o czym zaraz się przekonasz.
Po chwili dostaliśmy po shake i siedzieliśmy przy stoliku, właściwie to ja siedziałam, bo chłopaki musieli, co chwilę wstawać do fanek, co nie ukrywam, że potwornie mnie irytowało.
- Zbierajmy się już – wypaliłam nagle.
- Więc idziemy – powiedział blondyn podając mi rękę.
Jakimś cudem udało nam się wyjść z pomieszczenia, ale atmosfera nadal była napięta. Nie potrafiłam tego znieść. Co się stało z tymi moimi, kochanymi wariatami? Gdzie się podziali wiecznie weseli chłopcy? To zdecydowanie nie było na moje nerwy.
- Wracajcie do domu, a ja zrobię zakupy. Nasza lodówka znowu świeci pustkami – zwróciłam się do przyjaciół.
- Możemy pójść z tobą – zaoferował Liam.
- Nie, chcę pobyć sama.
Pocałowałam Niallera w policzek, zrobiliśmy grupowego miśka i poszłam w przeciwną stronę niż chłopcy. Tego potrzebowałam, chwili sam na sam ze swoimi myślami.

*perspektywa Harrego*

Odwróciła się i tak po prostu poszła. Coś było nie tak i obawiałem się, że to przez nas. To nie jest ta Katrin, która z nami mieszka. Strasznie boję się, że coś jej się stanie, tym bardziej, że ten psychol cały czas jest w pobliżu, ale przecież nie możemy jej aż tak ograniczać, żeby nie mogła sama nigdzie iść.
- Nie możemy jej wiecznie chronić – zaczął nagle Zayn.
- Jeżeli trzeba to możemy – szybko dopowiedział Niall.
- Nie widzisz, że ją to męczy? – zmierzył blondyna wzrokiem Lou. – Ona ma dopiero 16 lat, musi korzystać z życia, nie możemy jej trzymać w domu.
- Zgadzam się z Louisem – powiedziałem.
- Nie rozumiecie – zaczął Niall. – Nie chcę jej stracić, jest dla mnie wszystkim.
- Ale postaw się na jej miejscu. Nie wie o tym, że on był u nas i nagle zaczęliśmy się inaczej zachowywać, bo tak jest i na pewno to zauważyła. Wszyscy próbujemy to przed nią ukryć i dlatego ograniczamy rozmowy z nią. Pewnie męczy ją to tak samo jak i nas – wypowiedział się Liam.


*perspektywa Katrin*

Chodziłam między sklepowymi półkami zapełniając wózek, który i tak już z trudem pchałam. Rozglądałam się czy czegoś nie zapomniałam i wtedy usłyszałam za sobą głos.
- Kogo my tu mamy – usłyszałam męski głos i odwróciłam się, by ujrzeć kto to.
___________________________________

na dziś to tyle. :):)
Miłego czytania. ;3

3 komentarze: