środa, 27 marca 2013

Rozdział 43.

Pociągnęłam je do siebie i ujrzałam wysoką blondynkę. Stała przed drzwiami i wrogo mierzyła mnie wzrokiem. Skądś ją chyba kojarzyłam, a może tylko mi się wydawało?
- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Ty jesteś tą dziewczyną, która na zdjęciach w necie przytula się do Harrego?
Mówiła na jednym tchu, poza tym jej wypowiedź była tak przesiąknięta złością, że dało się ją wyczuć na parę kilometrów. Otworzyłam szerzej oczy i z uwagą jej się przyglądałam. Czyżby to była dziewczyna Hazzy? Ale przecież nic nie wspominał. Mi by powiedział, prawda? Uniosłam jedną brew i już chciałam coś powiedzieć, ale pod mieszkaniem pojawił się samochód Louisa, z którego chłopak po chwili wysiadł i zaczął kierować się w naszą stronę. Gdy zobaczył blondynkę na chwilę przystanął i zrobił wielkie oczy, po czym szybkim krokiem podszedł do nas.
- Taylor? – zapytał jakby niedowierzał. – Czego chcesz?
- To ty ją znasz? – zapytałam zdezorientowana.
- Ty pewnie też. Jestem przecież Taylor Swift – wtrąciła dziewczyna, a ja popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem.
- Taylor... jak?
- Taylor Swift, najlepsza piosenkarka pod słońcem – wyszczerzyła się, a ja nadal patrzyłam na nią dziwnym wzrokiem.
- Czekaj chwilę – wyjęłam telefon i wybrałam numer Alex, dziewczyna po sygnale odebrała. – Hej Alex. Powiesz mi kto to jest Taylor Swift?
- Hej Kitty, pewnie już mówię – usłyszałam głos przyjaciółki, a Swift prawie zabijała mnie wzrokiem podczas, gdy Lou ledwo co opanowywał śmiech. – Więc pamiętasz, co pokazywałam ci zdjęcia blondynki w necie i mówiłam, że jej nienawidzę? No to właśnie jest ona. Później puściłam ci jej piosenkę...
- Czekaj to ta, co pisze piosenki o swoich byłych i miała ten teledysk z kozą?
- Tak, tak! To ta!
- Boże. Zdecydowanie wolałam tę kozę. Dobra kończę, dzięki za info, do zobaczenia jutro!
- No pa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Tomlinsona, który już od powstrzymywania śmiechu miał świeczki w oczach, natomiast wierzcie mi, że gdyby wzrok mógł zabijać to "wielka" Swift, by mnie zamordowała. Jeszcze nikt nie patrzył na mnie z takim szaleństwem w oczach jak ona. Może powinna się leczyć?
- Więc droga des... Znaczy Taylor. Tak bardzo miło mi cię poznać – mój głos był tak przesiąknięty ironią, że byłaby naprawdę głupia gdyby tego nie wyczuła.
- Nieważne – powiedziała oburzona, a Louis wybuchł śmiechem już nie wytrzymując. – Przyszłam do Harrego.
- Niezmiernie mi przykro, ale Hazz śpi. Co za pech. W takim razie już czas na ciebie, prawda?
- Nie. Obudź go.
- Chciałabym, ale nie mam ważnych uprawnień na to, by wyrywać go z jego wyimaginowanego i cudownego świata, który sobie zapewne teraz wyśnił, bo tak ślicznie uśmiecha się przez sen.
- Sądzisz, że to zabawne?
- Nawet bardzo – wtrącił Tommo. – Kat zrobisz dziś z Hazzą naleśniki?
- Nie. Dziś robimy gofry, przecież jutro będzie Alex – oznajmiłam z uśmiechem.
- To już jutro? Super! Wreszcie ją poznam. Właśnie! Zapomniałbym – powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. – Elka kazała cię od niej mocno uściskać i powiedzieć, że będzie tęskniła.
- O, jakie to miłe z jej strony. Też będę za nią tęskniła.
- Ekhem. Ja tu jestem – wywróciła oczami blondynka.
- To jeszcze nie poszłaś?
- Tomlinson. Wyjaśnij kim jest wasza nowa zabaweczka.
- Ja mam imię – skrzywił się Lou. – Poza tym Kat nie jest zabawką, jest dziewczyną Nialla.
- No tak. Devine, tak? Wiedziałam, że gdzieś już ją widziałam.
- Super. Coś jeszcze? – zapytałam znudzona.
- Chcę rozmawiać z Harrym.
- To przyjdź później, bo nie będziemy go budzić. Było miło, cześć – chłopak dosłownie wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi przed nosem Taylor.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego, tej wspaniałej gwieździe?! Taylor Swift to legenda, a ty ją tak potraktowałeś. Oj, wstydź się Lou – groziłam mu palcem i chciałam zachować powagę, ale nie udało mi się to i wybuchłam śmiechem, a Louis ze mną.
Na szczęście nikogo nie obudziliśmy. Tym razem w ciszy ruszyliśmy do kuchni, by przygotować jakieś śniadanie. Przygotowaliśmy wielki stos kanapek. Kilka zrobiliśmy z serem, inne z wędliną i niektóre z pomidorem. Wszystko ułożyliśmy na stole w jadalni i przygotowaliśmy szatański plan pobudki dla naszych śpiochów. Okazało się, że Tommo zawsze w swoim pokoju ma nienadmuchane balony w razie jakiejś imprezy. Wzięliśmy więc dość duży zapas i zaczęliśmy je napełniać. Było po 10 z jednym płynem. Najpierw napełniliśmy je ketchupem, później kolejne musztardą, następne farbą i ostatnie lodowatą wodą. Na poręczy schodów rozłożyliśmy duży koc i schowaliśmy się za nim z całą naszą amunicją.

*perspektywa Louisa*

Trzeba przyznać, że razem z Katrin zgotujemy naszym śpioszkom wspaniałą pobudkę. Ułożyliśmy dookoła siebie balony, aby z łatwością po nie sięgnąć w razie potrzeby. Usiedliśmy i spojrzeliśmy na siebie z szerokimi uśmiechami.
- To jak Tommo? Na trzy? – zaśmiała się cicho.
- No jasne – powiedziałem z entuzjazmem. – Raz... Dwa... TRZY!
Zaczęliśmy rzucać śmiejąc się przy tym bardzo głośno, a nasze ofiary po chwili budziły się z wielkim piskiem, co nas rozśmieszało jeszcze bardziej. Wszyscy zaczęli uciekać, a my rzucaliśmy ich podczas ich marnych prób ucieczki. W końcu gdy cały salon był już w różnych kolorach i miejscami ociekał wodą tak jak nasze ofiary skończyła nam się amunicja i wyłoniliśmy się zza koca, przy tym cały czas się śmiejąc. Brzuchy bolały nas od śmiechu, ale nie mogliśmy przestać.
- Bardzo śmieszne – pierwsza odezwała się Perrie, której włosy były całe najprawdopodobniej w musztardzie.
- Pięknie wyglądasz Pezz – powiedziała przez śmiech Kat. – Wszyscy wyglądacie pięknie.
- Wy za to będziecie pięknie sprzątać – odparł najwyraźniej dumny z siebie Liam.
- O nie! – krzyknąłem razem z brunetką.
- O tak! – usłyszeliśmy zgodnych przyjaciół.
Niedoczekanie ich! Oburzeni udaliśmy się w stronę kuchni, a nasi przyjaciele pobiegli do swoich pokoi, zapewne by się umyć i zmienić ubrania, które nie nadawały się do użytku.

*perspektywa Katrin*

Usiadłam na blacie i wpatrywałam się w mojego wspólnika, który stał naprzeciwko mnie oparty tyłem o blat i grzebał w telefonie z dziwnym wyrazem twarzy, co nie ukrywam, że odrobine mnie bawiło.
- Lou? Co ty robisz?
- Szukam numeru do ekipy sprzątającej. Chyba nie myślałaś, że naprawdę to będę sprzątał?
- Pewnie, że nie.
- A właśnie Kat?
- Tak?
- Nie wspominaj nic o naszym "gościu". Miejmy nadzieję, że więcej tu nie przyjdzie.
- Nie ma sprawy, ja nic nie wiem.
- Katrin! – usłyszałam krzyk Perrie, która po chwili pojawiła się nadal brudna w kuchni.
- Co jest?
- Nie mam nic na zmianę. Pożyczysz mi coś? Proszę.
- Jasne, chodź.
Pociągnęłam dziewczynę na górę i stanęłam z nią przed moją szafą rozmyślając, co by na nią pasowało. W końcu wyjęłam jedną z sukienek, a do niej szpilki. Na szczęście dziewczyna miała taki sam rozmiar buta jak mój. Zadowolona wzięła ode mnie ubrania i stanęła przed drzwiami od łazienki.
- Mam nadzieję, że nie masz na dziś żadnych planów, bo spędzasz dzień ze mną.
Nim zdążyłam odpowiedzieć zadowolona blondynka wparowała do łazienki. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. W sumie to nawet dobrze. Odkąd ją poznałam nie miałam okazji spędzić z nią czasu sam na sam, więc chętnie to nadrobię. Swoją drogą ciekawe gdzie mnie zaciągnie. Zrobiłam sobie duży kubek kawy i usiadłam na blacie pijąc gorący, przepyszny napój. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to znowu może być?
Byleby nie ta paniusia, bo nie ręczę za siebie – pomyślałam od razu.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Przede mną stało trzech mężczyzn. Jeden z nich, szatyn z bródką, najwyraźniej najstarszy z nich wszystkich. Drugi z nich blondyn z delikatnym zarostem, gdzieś około 25 lat, na pewno nie więcej i ostatni z nich również blondyn, ale około 18 lat, bez zarostu i z czarującym uśmiechem. Wszyscy byli ubrani na czarno i wpatrywali się we mnie, obdarowałam ich pytającym spojrzeniem, na co oni tylko się wyszczerzyli.
- Dzień dobry – przywitał się czarnowłosy. – Jesteśmy ekipą sprzątającą.
- Można było tak od razu – wywróciłam  oczami. – Proszę za mną.
Zaprowadziłam ich do "miejsca zbrodni". Ich miny były bezcenne. Spojrzałam na nich i ledwo, co powstrzymałam się od śmiechu. Oni stali tam tylko i z szeroko otwartymi buziami oraz oczami rozglądali się po całym pomieszczeniu.
- Pani sobie żartuje, prawda? – zapytał najmłodszy.
- Czy wyglądam, jakbym żartowała? – powiedziałam to z udawaną powagą, ale udało się.
- KATRIN! – usłyszałam krzyk blondynki, która po chwili w samej bieliźnie pojawiła się u dołu schodów. – Ja w życiu nie wcisnę tej sukienki.
- Pezz – uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. – Mamy gości.
- O witam – uśmiechnęła się do ekipy stojącej obok mnie, a później znowu obdarowała mnie swoim spojrzeniem. – Proszę cię daj mi coś, co na mnie wejdzie.
- Jasne, już idziemy – powiedziałam do niej i spojrzałam na pracowników i puściłam im oczko. – Jesteście profesjonalistami, poradzicie sobie.
Wyminęłam ich i wepchnęłam na górę dziewczynę, która paradowała w bieliźnie. Otworzyłam jej szafę i kazałam wybrać, co będzie chciała i w czym będzie czuła się dobrze. Następnie wzięłam z mojej szafki nocnej kawę, którą poprzednio tam postawiłam i wyszłam z pokoju. Czytałam różne sms'y sieciowe, które mi przyszły i nagle na kogoś wpadłam, a zawartość mojego wielkiego kubka wylądowała na jego koszulce.
- Moja kawa! – rozdarłam się i gniewnie spojrzałam gniewnie na Stylesa.
- Moja koszulka! – chłopak zmierzył mnie tym samym spojrzeniem. – Tak to jest jak się nie patrzy przed siebie.
- Odezwał się – pokazałam mu język i zwinnie wyminęłam.
Dalej przeglądałam i usuwałam różne wiadomości. Szłam przed siebie i dotarłam do szczytu schodów, gdy usłyszałam za sobą krzyk, a następnie ktoś upadł na mnie i razem ze mną spadł z wysokich schodów. Jeszcze u ich dołu leżał na mnie nie dając dopływu do tlenu.
- Boże, nic ci nie jest? – usłyszałam krzyk Tomlinsona.
- Dzięki, nic mi nie jest – powiedział i wstał ze mnie, oczywiście nie kto inny jak Harold.
- Może dlatego, że zamortyzowałam twój upadek?! – odezwałam się jęcząc.
- Harry ja pytałem Kat – zobaczyłam nad sobą rękę Louisa, której się chwyciłam.
- Hazz, naucz się chodzić – skomentowałam, gdy Tommo mnie podnosił.
- Przepraszam – wymamrotał. – Mam gorszy dzień.
- Co się stało?! Słyszałem huk! – na szczycie schodów pojawił się blondyn i szybko po nich zbiegł.
- Trochę się poobijałam, nic poza tym – wyjęczałam z trudem, plecy strasznie mnie bolały.
- Moja biedactwo – Horan przytulił mnie delikatnie gładząc bolącą część ciała.
- Kto nie umie chodzić? – tym razem na górze pojawił się uśmiechnięty Zayn.
- Harry – wymruczałam złowrogo, a Zayn zaczął klaskać.
Niall zaniósł  mnie do jadalni i posadził obok siebie przy stole. Czekaliśmy aż wszyscy zejdą na dół, a gdy już siedzieliśmy razem przy stole wzięliśmy się za jedzenie. Wszyscy zajadali się kanapkami, ale nie ja. Nie miałam ochoty, w dodatku plecy strasznie mnie bolały.
- Kat, a ty nie jesz? – zapytał zdziwiony brat.
- Nie jestem głodna.
- Uderzyłaś się w głowę, gdy spadłaś? – pytał z troską Liam.
- Nie spadłam tylko zostałam zrzucona! Poza tym to bardzo możliwe – odpowiedziałam obojętnie.
W końcu głos zabrał Nialler. Zaczął paplać, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia i musze je zjeść albo nie odejdę od stołu. Takim sposobem zjadłam dwie kanapki, byleby tylko osiągnąć święty spokój.

*perspektywa Eryka*

- Alex! – zawołałem wchodząc do domu dziewczyny.
- Co jest? – pojawiła się w przedpokoju i zmierzyła mnie wzrokiem. – Ty chyba zbyt dobrze czujesz się w moim domu.
- Też się cieszę, że cię widzę kochana przyjaciółko – rzuciłem jej się na szyję i zacząłem śmiać.
- Dobra, dobra. Nie podlizuj się. To czego chcesz?
- Sama mówiłaś, żebym przyszedł.
- Naprawdę?
- Tak – przeciągnąłem wyraz uważnie jej się przyglądając. – Spakowana?
- Jeszcze nie do końca.
- No to zaraz ci pomogę dokończyć. O której masz jutro samolot?
- No wiesz... Chyba – zacinała się udając, że myśli, bo przecież ona nigdy nie myśli.
- Zapomniałaś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. – Zaraz zadzwonię do Kitty i się dowiem.
- No dobra, ale chodź na górę, bo musze w końcu dopiąć tą walizkę.
Pokiwałem tylko głową na boki i wbiegłem do jej pokoju. Usiadła nas wypchaną, czubata walizką, która wyglądała jakby miała wyjechać na ponad rok, a nie tylko na miesiąc, ale nieważne. Usiadłem na łóżku ki dalej się jej przyglądałem. Musze przyznać, że cała sytuacja wyglądała przekomicznie. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Kitty. Nie odbierała, ponowiłem próbę i tym razem raczyła się odezwać.
- Hej Eryk – usłyszałem jej radosny głos i dziewczęcy śmiech w tle.
- Hej Kitty, przeszkadzam?
- Nie, nie. Jestem z Perrie w kawiarni, możesz mówić.
- Perrie? – pytałem zaskoczony. – Perrie Edrwards?! Ta śliczna blondynka z Little Mix?!
- Eryk. Jesteś na głośnomówiącym – wybuchła śmiechem.
- Kitty! Zabiję cię!
- Też cię kocham.
- Dobra, nieważne. Chciałem zapytać o której Alex ma samolot, bo zapomniała.
- Naprawdę? Az tak bardzo ją ruszył ten wyjazd, że zapomniała, o której ma samolot? Świetnie – zaśmiała się. – O 13:00. Dopilnuj, żeby niczego nie zapomniała i dotarła na lotnisko.
- Ok. To ja już nie przeszkadzasz. Baw się dobrze i pozdrów Perrie.
- Jak miło – usłyszałem piękny, melodyjny głos. – Też cię pozdrawiam.
- Boże, ja nie wierzę. Musze ochłonąć. Pa!
- No, cześć.
Rozłączyłem się i z telefonem przy uchu wpatrywałem się w ścianę, która podczas bitwy moich myśli była naprawdę interesująca. Perrie Edwards zna Katrin? Ciekawe jak się poznały. W dodatku ta piękna blondynka mnie pozdrowiła, nie mogę w to uwierzyć, to takie cudowne.
- Ziemia do idioty! Co ty się tak szczerzysz do tej ściany?!
- Wcale się nie szczerze do ściany! Dlaczego tak w ogóle przerywasz moje rozmyślania wyrywając mnie tym samym z jakże pięknej krainy, w którym jednym z gości była sama Perrie Edwards, która się do mnie odezwała, a w moich marzeniach nawet dotykała, a ty wyrwałaś mnie z tych pięknych marzeń!
- Co za potok słów – zaśmiała się. – A teraz ściągaj swój "zacny" tyłek z mojego łóżka i chodź na ciastko, bo jestem, głodna.
- Na dole jest coś takiego jak kuchnia, nie możesz sobie zrobić kanapki?
- Ale ja chcę ciastko!
- Dobra, już idziemy.
Ściągnąłem się z łóżka i ruszyliśmy w stronę kawiarni. Kupiliśmy ciastka i zaczęliśmy je konsumować. Później trochę pospacerowaliśmy dużo przy tym rozmawiając i umówiliśmy się na jutro, bo mam z nią jechać na lotnisko. No cóż. Będę musiał przeżyć miesiąc bez moich przyjaciółek...
________________________________________________

na dziś to tyle. jutro raczej nie będzie rozdziału, ale postaram się i może mi się uda.
jednak bardzo w to wątpię.
miłego czytania. ;3

4 komentarze:

  1. Nigdy nie doczekam się tego rozdziału w którym do Londynu przyjedzie Alex. I najbardziej spodobałam i się rozmowa Katrin z Taylor, po prostu leże i się śmieje :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny.
    Rozmowa Kat z Taylor - rozwalająca! :D
    Już nie mogę się doczekać co będzie jak do Londynu przyjedzie Alex.
    Czekam na następny. ♥

    http://theway-i-feel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. nie no jak zwykle zawaliste ♥ :D Będę czekać z niecierpliwością :D

    OdpowiedzUsuń