czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 44.

*perspektywa Katrin*

Wracałam do domu po całodziennym chodzeniu po sklepach, kawiarniach i różnych innych tego typu rzeczach. Perrie skręciła w inną uliczkę około 3 minut temu, więc założyłam słuchawki i kierowałam się w stronę willi chłopaków. Puściłam w słuchawkach "Born Of Fire" grupy Slayer i wędrowałam oświetlonymi uliczkami Londynu. Było już po 22:00, więc na dworze było ciemno. Lubiłam takie spacery, w Polsce zazwyczaj wychodziłam tylko po zmroku. Jest wtedy tak spokojnie. Muzyka rozbrzmiewała w słuchawkach, a ja myślami byłam już przy jutrzejszym dniu. Czy Alex polubi chłopaków? O czym ja myślę?! To jej idole, na pewno ich polubi. Nagle poczułam czyjąś rękę na nodze, przestraszyłam się. Spojrzałam w dół i zauważyłam małą, zapłakaną dziewczynkę, szybko zdjęłam słuchawki i przykucnęłam obok niej.
- Nie płacz – złapałam jej podbródek i uniosłam by na mnie spojrzała. – Co robisz sama o tak później porze?
- Zgubiłam mamusie – rozpłakała się jeszcze bardziej. – Myślałam, że pani nią jest.
- Nie płacz. Zaraz ją znajdziemy.
Otarłam dziewczynce policzki i powiedziałam jej, żeby powiedziała gdzie ostatni raz widziała swoją mamę. Opowiedziała mi, więc jak kobieta wygląda oraz gdzie były. Dochodziłam do parku, gdy ujrzałam biegającą dookoła zapłakaną i wysoką szatynkę. Wyglądała dokładnie tak samo jak mała, którą trzymałam za rękę tylko, że była starsza.
- Przepraszam! – krzyknęłam, żeby kobieta nas zauważyła.
- Mamo! – wykrzyczała dziewczynka i podbiegła do kobiety, która była już nieco bliżej.
- Skarbie, gdzieś ty była? – pytała zapłakana matka dziewczynkę, a później podeszła z nią do mnie.
- Szukałam cię i wtedy znalazłam Katrin i myślałam, że to ty, ale to nie byłaś ty i Katrin pomogła mi cię znaleźć – dziewczynka przytuliła mnie w podzięce.
- Bardzo ci dziękuję. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie ty.
- Nie ma, za co. Sasha jest uroczą dziewczynką – mówiłam, gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu. – Przepraszam, ja już powinnam iść. Słucham?
- Skarbie, gdzie ty jesteś? – usłyszałam głos zmartwionego Horana, na co się uśmiechnęłam.
- Spokojnie. Już wracam do domu, jestem koło parku.
- No dobrze, czekam.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mieszkania, w którym już po chwili byłam. Wszyscy zmierzyli mnie wzrokiem, a później rzucili się na mnie bardzo mocno ściskając, przez co ledwo mogłam złapać powietrze. W końcu chłopaki mnie puścili i zasiedliśmy przed telewizorem. Zaczęli oglądać jakiś serial, a ja razem z Harrym poszłam do kuchni. Mieliśmy przecież zrobić gofry na przyjazd Alex, po dwóch godzinach był już ich wielki stos, a ja byłam wykończona i poszłam wziąć prysznic, a następnie położyłam się do łóżka. Blondyn brał jeszcze prysznic, więc jak na razie miałam całe łóżko dla siebie, jednak moja ulubiona jego część była tuż obok Niallera. Czekałam na niego i czekałam, aż w końcu nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Jest dość chłodno. Jesień. Rozglądam się dookoła, a do mojego pokoju nagle wpada Eryk, a za nim oczywiście Alex. Od razu zastanawiamy się, co dziś będziemy robili i wtedy dzwoni mój telefon. Krystian, nasz kolega z klasy ma dziś urodziny i nas zaprasza. Jest weekend, więc żaden problem, żeby nie pójść. Rodzice na pewno się zgodzą, pewnie nawet nie będą mnie słuchali gdy o to zapytam. Zeszłam szybko na dół i złapałam krzątającą się po kuchni mamę. Miałam rację. Ta rozmowa nie miała sensu. Przecież ona na każde moje pytanie odpowiada "dobrze", "nie mam teraz czasu", "tak" albo "mhm". Tak wyglądają rozmowy z nią albo z tatą. Weszłam na górę i oznajmiłam przyjaciołom, że już wszystko załatwione. Szykujemy ubrania, rozmawiamy i namawiamy rodziców pozostałej dwójki, a następnie kierujemy się w stronę mieszkania znajomego. Ta feralna impreza. Niestety. Wszyscy tańczą, a ja jakoś nie mam ochoty. Jest tu dużo więcej osób niż się spodziewałam, większej połowy z nich nie znam. Nalewam sobie soku do szklanki i czuję jak ktoś jedną ręką dotyka mnie w okolicach talii, nerwowo się odwracam i widzę szatyna. Szatyna z przepięknymi, ciemnoniebieskimi tęczówkami. Przez przypadek, gdy się odwracałam wylałam na niego zawartość mojej, pełnej szklanki. No tak, chcę zrobić dobre wrażenie, ale oczywiście mi to nie wychodzi.
- Przepraszam, nie chciałam – mówię jak zahipnotyzowana cały czas patrząc w jego oczy.
- Nie będę się gniewał, jeżeli ty nie pogniewasz się za to.
Wtedy złączył nasze usta. Całował delikatnie, ale zarazem miało to swój ukryty przekaz, przekaz, którego jeszcze wtedy nie znałam. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze.
- Jesteś inna niż te wszystkie dziewczyny – usłyszałam od szatyna. – Dlatego mi się podobasz. Już zawsze będziesz ze mną, prawda ślicznotko?

W tym momencie się obudziłam. Jak dobrze, że akurat tutaj. Nie chciałam przypominać sobie dalszej części. Jest to jedno ze wspomnień, które chcę wymazać ze swojej pamięci. Głupi sok, głupia impreza. Wszystko przez to. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 10:02. Chłopcy za dwie godziny mają próbę, a Alex za trzy samolot, czyli za około siedem powinna już tu być. Och, wreszcie. Wyswobodziłam się z objęć blondyna i podeszłam do szafy. Za oknem zbiera się na ulewę i pewnie jest dość chłodno. Wyjęłam, więc pasujące do pogody ubrania i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam swój strój, wyprostowałam włosy i umalowałam rzęsy. Spojrzałam jeszcze na zegarek 10:57. Wróciłam do pokoju, ale nie zastałam tak już Horana. Szkoda, lubiłam  patrzeć jak słodko śpi. Zeszłam na dół, żeby zjeść śniadanie, a w jadalni zastałam już chłopców, byli ubrani, cóż za miła odmiana.
- O cześć Kat – zawołał Liam. – Tu jest twoje jedzenie.
- Dziękuję – powiedziałam i usiadłam przy stole.
- Jedziesz z nami? – zapytał Zayn.
- Nie. Posiedzę w domu, a później stąd pojadę na lotnisko. Będzie dobrze.
- O 16:00 przyjedzie ochroniarz, który z tobą pojedzie – poinformował mnie Josh.
- Jeżeli to konieczne.
- Konieczne, dla twojego dobra – oznajmił Niall i delikatnie mnie pocałował.
- Dobra – usłyszeliśmy Harrego. – Przykro mi, że muszę wam przerwać, ale musimy się zbierać. Samochód już czeka.
Wszyscy wyszli, a Nialler jeszcze raz krótko mnie pocałował i wstał z miejsca. Stanął jeszcze przy wyjściu z jadalni i spojrzał na mnie z grymasem, na co ja odpowiedziałam tym samym. Oby czas mi szybko zleciał w samotności.
- Już tęsknię – usłyszałam jęk blondyna.
- Ja też – wyszeptałam i wyszedł.

*perspektywa Alex*

Jechałam właśnie taksówką z Erykiem na lotnisko. Pożegnałam się już z mamą, która jest pewna, że Kitty mieszka tylko z Joshem i na razie nie mam zamiaru wyprowadzać ją z jej błędu. W końcu i tak się dowie, ale może później. Bardzo cieszę się z tego wyjazdu. Taksówkarz wreszcie dojechał na miejsce. Wysiadłam z samochodu i razem z Erykiem wypakowałam moje walizki z bagażnika. On wziął jedną, a ja druga i ruszyliśmy.
- No cóż. Zaraz odlatujesz i no wiesz – jąkał się trochę, ale już się do tego przyzwyczaiłam.
- Wiem, nienawidzisz pożegnać, ale my się nie żegnamy. To tylko miesiąc. Poza tym będziemy gadać. Masz przecież telefon, no i zawsze jest skype – powiedziałam pocieszając go.
- Wiem, ale będę tęsknił.
- Ja też idioto, ja też.
- Nawet przy pożegnaniach musisz mnie wyzywać?
- Muszę. Tam raczej nie będę miała kogo – puściłam  mu oczko i przytuliłam go do siebie. – Do zobaczenia za 19 dni.
- Baw się dobrze, a ja zaraz zadzwonię do Kitty, że już odleciałaś. Obiecałem.
Pogadałam z nim jeszcze chwilę, przytuliłam drugi raz i weszłam do samolotu. Będę tęsknić za tym kretynem. Kto będzie mnie rozśmieszał swoją twarzą jak nie on? Swoją drogą ciekawe jacy są One Direction prywatnie. Założyłam słuchawki, włączyłam moja ulubioną playlistę czyli oczywiście zespół, który za kilka godzin zobaczę i zasnęłam.

*perspektywa Katrin*

- No już idę! Ileż można dzwonić! Usłyszałam za pierwszym razem – mówiłam podirytowana faktem, że ktoś chyba nigdy nie widział czegoś takiego jak dzwonek do drzwi. – O, to ty Bob.
- Witaj Katrin – zaśmiał się widząc moją minę. – Gotowa?
- Już prawię, tylko pójdę po buty i możemy jechać, wejdź.
Wbiegłam szybko po schodach i wygrzebałam z szafy swoje buty na obcasie. Założyłam je, odgarnęłam z twarzy włosy i zbiegłam na dół. Strasznie się cieszyłam, że już za chwilę zobaczę swoją przyjaciółkę i będzie ze mną aż miesiąc. Cudownie. Bob czekał na mnie w salonie. Gdy zobaczył, że zbiegam po schodach od razu wstał i pokierował się w stronę drzwi. Wzięłam klucze z szafki i podbiegłam do niego. Wyszliśmy, zamknęłam drzwi i wsiedliśmy do czarnego samochodu z przyciemnianymi szybkami. Szybko dojechaliśmy na lotnisko. Wysiadłam z samochodu i oślepiły mnie flesze, a po chwili zostałam zalana falą pytań. Pamiętałam słowa Nialla, żeby na nic nie odpowiadać, więc stałam oparta tyłem o samochód i słuchałam, co oni wygadują.
- To prawda, że bierzesz ślub z Niallem? Jesteś tu, ponieważ wracasz do Polski? Czy masz zamiar kontynuować edukację? Czy rodzina Nialla cię zaakceptowała? – przekrzykiwali siebie nawzajem dziennikarze.
Starałam się ich ignorować, ale oni krzyczeli coraz głośniej, niektóre teksty tak mnie śmieszyły, że spuszczałam głowę i śmiałam się pod nosem. W dodatku po drogiej stronie jakieś dziewczyny uważnie mi się przyglądały. Chyba miały nadzieję, że razem ze mną przyjadą chłopcy. Tylko kilka z dziewczyn stojących z boku podeszły do mnie i zapytały czy dam im autograf. Na początku nie chciałam, bo przecież nie jestem nikim ważnym, ale tak ładnie poprosiły, że nie potrafiłam się oprzeć ich urokowi. Po nich podchodziły następne i następne. W końcu dziewczęta zniknęły i zostali tylko reporterzy. Spoglądałam nerwowo na zegarek. Samolot opóźniał się już ponad pół godziny bez żadnych informacji, a co jeżeli coś się stało? Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- Cześć kotku, ślicznie wyglądasz – usłyszałam głos Horana i od razu się uśmiechnęłam.
- Skąd wiesz? – zapytałam z uśmiechem.
- Oglądam zdjęcia. Dużo ich. Jedziesz już do domu.
- Właściwie to nie.
- Co się dzieje?
- Martwię się. Jest ponad pół godziny opóźnienia, boję się, że coś się stało.
- Kotku, nie myśl tak. Zaraz tam będę.
- Masz próbę, nie możesz.
- Już skończyliśmy. Przyjedziemy i zaczekamy na nią z tobą. Zaraz będziemy.
- No dobrze. Czekam. Kocham cię.
- Ja ciebie też – powiedział i rozłączył się, a ja schowałam telefon.
- Chłopaki? – zapytał Bob stając obok.
- Tak, zaraz będą.
Wyczekiwałam na samolot. Z minuty na minutę coraz bardziej bałam się, że coś się stało. Chłopaki przyszli i mocno mnie wyściskali. Staliśmy teraz wszyscy i oczekiwaliśmy. Dlaczego on tak długo nie przylatuje?! Stałam wtulona w Niallera, a w moich oczach zaczęły stawać łzy. Miałam złe przeczucia i wtedy zauważyłam lądujący samolot. Wyszeptałam ciche "wreszcie" na co chłopaki się zaśmiali i czekałam, aż zobaczę moją przyjaciółkę z wielkim bagażem. Rozglądałam się na wszystkie strony i nagle zobaczyłam te różowe pasma włosów na tle pięknego blondu. Pobiegłam w stronę dziewczyny i rzuciłam jej się na szyję, a ona mocno mnie uścisnęła.
- Wreszcie jesteś! Tak się bałam – mówiłam cały czas ją ściskając.
- Tak, tak jestem, ale za chwilę pewnie zginę przez uduszenie.
- Przepraszam – puściłam dziewczynę i szeroko się uśmiechnęłam, a po chwili obok mnie stanęli chłopcy.
- Alex! – pierwszy rozdarł się Josh i mocno przytulił blondynkę.
- Josh! Tyle lat! – zaśmiała się.
- Witaj znowu Alex – tym razem przytulił dziewczynę Niall.
- Cześć Niall – znowu się śmiała, a po chwili puściła chłopaka z objęć. – A wy mnie nie przytulicie?
- Pewnie, że przytulimy ślicznotko – wyrwał się Harry, a Alex spojrzała na mnie z grymasem.
- Idiota – skomentowała kiwając głową.
- Harry – spojrzałam na niego znacząco.
Jednak on całkowicie zignorował moje spojrzenie i przytulił dziewczynę. Następnie przytulił ją Liam, Dan, a na samym końcu Louis. Całkiem przyjemnie gdyby nie to, że Hazz mimo moich próśb jednak zaczął flirtować z Alex. Wolałabym, żeby nie narażał się już pierwszego dnia. Znam ją i wiem, że jest zdolna do wszystkiego. Wsiedliśmy do samochodu. Siedziałam między Zaynem, a Niallem, a naprzeciwko mnie siedziała Alex pomiędzy Harrym i Joshem.
- Kitty – powiedziała już zirytowana dziewczyna. – Ja go zaraz uszkodzę.
- Zayn, proszę – popatrzyłam znacząco na mulata, a on tylko szeroko się uśmiechnął.
- Harry, zamień się miejscami – wypalił Malik, ale loczek nie zwrócił na niego uwagi.
- Mi się tu dobrze siedzi – wyszczerzył się.
- Hazz – zaczęłam spokojnie, ale w środku już powoli się we mnie gotowało. – Jeżeli chcesz żyć to w tej chwili masz usiąść na miejscu Zayna.
- Dobra, spokojnie, już.
- Więc Alex, jesteś starsza od Kat? – zapytał Liam.
- Tak, o rok – uśmiechnęła się blondynka.
- Masz chłopaka? – pytał Harry.
- Nie i nie szukam.
- Dlaczego?
- Bo pewnie byłbyś chętny na to miejsce.
- Śliczna i pewna siebie, mam cały miesiąc – rozłożył się na swoim miejscu, a ja walnęłam go łokciem.
- O ile tyle przeżyjesz – skomentowała.
- Koniec – zarządziłam. – Już jesteśmy, na szczęście.

*perspektywa Alex*

Myślałam, że on tylko takiego zgrywa przed kamerami. Jeżeli sądził, że nabiorę się na te głupie teksty i choć trochę go polubię to się mylił. Szczerze mówiąc to zawsze jego najbardziej lubiłam. Dopóki teraz się nie dowiedziałam, że on naprawdę jest taki pewny siebie. Nie lubię takich chłopaków. Myślą, że mogą mieć każdą, zabawić się nią, a później zostawić. Teraz wiem, że co do loczka musze mieć lekki dystans. Jeżeli przekroczy granicę to biedak może nie dożyć nawet mojego pierwszego tygodnia tutaj. Josh wziął moje walizki i zadeklarował się, że pokaże mi mój tymczasowy pokój. Cieszyłam się, że on tam ze mną pójdzie. Jego znałam najlepiej i bardzo go lubiłam. Dom był wielki, weszliśmy na górę i przyjaciel stanął przed trzecimi z kolei drzwiami i skinął głową na znak, że mam tam wejść. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam śliczny, różowy i wielki pokój z lustrem na ścianie i ciemnym odcieniem różu na pościeli. Wystrój był przepiękny. Wszystko było idealnie dobrane.
- Jak tu pięknie – mówiłam rozglądając się, a Josh się zaśmiał. – Dziękuję.
- Nie dziękuj mi. Ja tylko w połowie urządziłem ten pokój.
- Więc komu jeszcze mam dziękować?
- Harremu – zaśmiał się widząc moją minę.
- Żartujesz sobie? On ma taki gust?
- No widzisz. Postarał się. Nie jest taki zły. Trzeba go tylko lepiej poznać.
- Nie wiem czy chcę go poznać. Jak na razie nie robi na mnie dobrego wrażenia.
- Kto nie robi na tobie dobrego wrażenia? – w progu pojawił się uśmiechnięty loczek.
- To ty się rozpakuj Alex, a ja zrobię ci coś do picia. Kawa, herbata, sok?
- Kawa – odpowiedziałam pewnie.
Josh wyszedł z pokoju, a ja zostałam w nim sama z Haroldem, który dość dobrze działał mi na nerwy odkąd go poznałam. Jeżeli nie będzie robić niczego głupiego to może nie poleje się krew.
- Może pomóc ci w rozpakowaniu? – zapytał z szerokim uśmiechem.
_________________________________________

wreszcie macie długo wyczekiwaną Alex. cudownie. *,*
miłego czytania. ;3

5 komentarzy:

  1. Super. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów, a szczególnie Harry'ego i Alex. Fajnie że jednak dałaś radę napisać ten rozdział.
    Pozdrawiam i pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha biedny Harold ;d Kosza dostanie xdd Pisz dalej ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaram się jak najszybciej przeczytać wszystkie rozdziały. Dziś pojawi się kocyk, kakałko i Twój blog. A tym czasem:
    Zapraszam na 13 rozdział ! -----> http://love-dreams-live.blogspot.com/2013/03/rozdzia-13-yhy-tak-cos-jeszcze-nie-to.html

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha,czekałam na to.
    Alex jest genialna.
    Oj,Loczku przygotuj się!

    OdpowiedzUsuń