wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 49.

Był tak głośny, że od razu obudził mnie i Eryka. Do pomieszczenia wpadli lekarze i pielęgniarki.
- Proszę opuścić salę – krzyknęła jedna z kobiet.
Wstałam i chwyciłam chłopaka za rękę, żeby wyprowadzić go z sali. Niestety on nie słuchaj moich próśb, a był zbyt silny, żebym sama go wyciągnęła. Myśl Katrin, co teraz zrobiłaby Alex? No właśnie, Alex. To przecież ona zawsze go uspokajała i doprowadzała do normalnego funkcjonowania. Co by zrobiła? Przywaliłaby mu w twarz, a gdyby upadł za nogi wyciągnęła z sali. Pewnie tak, ale ja mu przecież tego nie zrobię. Chwyciłam jego twarz w dłonie, tym samym zmuszając go by na mnie spojrzał.
- Eryk, opanuj się. Nie możemy tu być. Tylko przeszkadzamy.
Pokiwał głową na znak, że zrozumiał i pozwolił wyprowadzić się z sali. Podczas, gdy ja zamykałam za nami drzwi chłopak doszedł do ściany naprzeciwko nich, oparł się o nią plecami i zsunął chowając twarz w dłoniach. Wspominałam, że odkąd usłyszał pisk zalewał się łzami? Nie? To teraz to mówię. Usiadłam tuż obok niego i przyciągnęłam do siebie. Wtulił się we mnie, tak po prostu, bez słowa i dalej płakał. Cały czas z sali wybiegały pielęgniarki, a później szybko do niej wracały.
- Tracimy ją – usłyszeliśmy krzyk lekarza, gdy drzwi znowu się otworzyły.
Kiedy usłyszałam te słowa ja również zaczęłam płakać. Ta bezsilność, gdy łzy spływają ci po policzku, a ty nie masz władzy i kontroli, aby je zatrzymać. Po chwili chłopak cały czas szlochając spojrzał na mnie. Jego tęczówki... przerażały mnie. Była w nich wielka pustka, jakby on umierał razem z Samanthą.
- Ona umrze? – zapytał, a ja pokiwałam przecząco głową.
Nadal miałam nadzieję. Wierzyłam, że uda im się uratować tą kochaną istotkę. Czas dłużył się niemiłosiernie. Els siedział na zimnych, szpitalnych płytkach, a ja obok niego obejmując go i próbując pocieszyć. W takim stanie zastał nas jeden z fotografów. Ciekawe jak udało mu się tu dostać. Już widzę te nagłówki 'Katrin zdradza Nialla'. Cudownie. Tylko tego mi brakowało. Nagle z sali wyszedł lekarz. Podnieśliśmy głowy i spojrzeliśmy na niego, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, spodziewałam się najgorszego...
- Panie doktorze – cieszę przerwał mój przyjaciel. – Co z nią?
- Udało się. Przeżyje. Powinna wybudzić się jeszcze dzisiaj – oznajmił i delikatnie się uśmiechnął, po czym poszedł w stronę swojego gabinetu.
- Mówiłam, że przeżyje.
- Dziękuję Kitty – mocno mnie przytulił. – Dziękuję, że tu ze mną byłaś, że przyjechałaś mimo, iż nie musiałaś i ogólnie za to, że jesteś.
- Nie masz, za co dziękować, ale zaraz mi tu uśniesz. Do mnie jest bliżej. Prześpisz się i wrócimy jak tylko wstaniesz.
- Więc chodźmy.
Spojrzał jeszcze przez szybę na Samanthę i wyszedł za mną ze szpitala. Dobrze, że zawsze w torbie mam klucze od mieszkania, bo o godzinie 4:57 moi rodzice pewnie smacznie śpią. Udostępniłam Erykowi mój pokój. Chłopak praktycznie od razu zasnął, nie to, co ja. Nie spałam, nie mogłam, nie
chciałam, nie byłam zmęczona. Usiadłam na kuchennym parapecie z gorącym kubkiem kawy w rękach i wpatrywałam się w gwiazdy. Były takie piękne. Wpatrywałam się w nie i jakby na filmie wyświetlały się wszystkie, najlepsze chwile w moim życiu. Wtedy pojawił się Niall... Minął jeden dzień odkąd go nie widzę, a tak cholernie tęsknię. Moje oczy mimowolnie się zaszkliły. Tak bardzo chciałabym, żeby był teraz obok...
- Katrin? – zapytała ściszonym głosem mama. – Co ty tu robisz?
- Siedzę – zaśmiałam się, a ona podeszła bliżej i mnie przytuliła. – Nadal budzisz się w nocy.
- Cały czas. Myślałam, że nie przyjdziesz, tylko będziesz z Erykiem.
- On śpi, w moim pokoju. Jak mogłabym nie przyjść? Zastanów się, mamo.
- Jakim cudem wyciągnęłaś go ze szpitala? W dodatku uśpiłaś?
- Mała około 3:00 umierała, lekarze bardzo długo ją reanimowali, ale udało się i lekarz oznajmił, że dziś się wybudzi. Jej stan był unormowany, więc Els zgodził się zostawić ją na kilka godzin.
- Masz na niego taki duży wpływ.
- Wydaje ci się, mamo. Po prostu był zmęczony.

*perspektywa Alex*

Autostrada, skrzyżowanie, ostre światła, pisk opon, moje błagania, ciemność...

Cholera. Znowu budzę się w środku nocy. W dodatku znowu przez ten sen. Mam go już dość. Dlaczego nie może mnie po prostu zostawić w spokoju? Dwa lata... Wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam w niebo, które schowało się za grubą pierzyną z ciemnych chmur. Nawet nie mogę spokojnie popatrzeć w gwiazdy, przez tę pogodę. Mam ochotę zabić Kitty, za to, że nie zabrała mnie ze sobą, a jednocześnie strasznie się o nią martwię. Co jeśli odwiedzi starych znajomych? Przecież nie może... Błagam, żeby ich nie odwiedzała. Z drugiej strony martwię się o Eryka. To mój przyjaciel i sądzę, że też powinnam przy nim być. Mam tylko nadzieję, że nie będzie na mnie zły, o to że mnie nie ma obok. W dodatku Harry cały dzień doprowadzał mnie do szału. On na siłę próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Jak na razie odbiera tylko krytykę z mojej strony i tak pozostanie. Robi z siebie idiotę. Spojrzałam na zegarek - 7:59.
- Świetnie – wymamrotałam i poszłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, założyłam na siebie bieliznę, jakąś luźną koszulkę i zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. W kuchni siedział Josh. Popatrzyłam na niego i pokiwałam głową.
- Całą noc nie spałeś? – zapytałam robiąc sobie kawę.
- Nie tylko ja, Niall również.
- Kitty da sobie radę. Wiele już przeszła, nie musicie się o nią martwić.
- To, że tak mówisz nie zmniejsza mojego strachu.
- Josh – usiadłam naprzeciwko chłopaka i spojrzałam w jego oczy. – Nie wyobrażasz sobie ile ta dziewczyna już przeżyła. Nawet nie wiesz w jakie tarapaty się pakowała, gdy wyjechałeś. Miało to na nią ogromny wpływ. Odsuwała od siebie wszystkich. Nawet mnie i Eryka. Stawiała wielki mur, przez który tylko my się przedarliśmy. Mówiąc my, mam na myśli siebie i Nowaka. Wpadała w nałogi oraz towarzystwo, które gdy byłeś omijała szerokim łukiem. Imprezy, alkohol, papierosy oraz narkotyki. To była norma. Chodziłam z nią wszędzie, ale ja jedynie piłam. Nie pakowałam się w nic więcej, a dotrzymywałam jej towarzystwa, żeby ją pilnować. Wiesz jaka się stała? Stała się agresywna, chamska, arogancka i bezczelna. Nikogo nie słuchała. Po narkotykach stawała się jeszcze gorsza, nawet ja chwilami nie mogłam nad nią zapanować. Gdy Dylan się zjawił wszystko narosło, a gdy ją zranił... Nie ufała nikomu, ani z nikim nie rozmawiała. Cechy, które przed chwilą wymieniłam stały się codziennością, a nie tylko maską, w dodatku z tak wielką siłą, że potrafiła zranić wszystkich dookoła jednym słowem. Wiesz, co ją zmieniło? Telefon... od ciebie. Ty ją zmieniłeś. Gdy dowiedziała się, że o niej jednak nie zapomniałeś i że chcesz, by na wakacje z tobą zamieszkała... Wróciła. Stara Katrin, którą ty znałeś. Ta wiecznie szczęśliwa... jednak nie do końca. Poprzednie wydarzenia ciągnęły się za nią cały czas. Cierpiała i żyła w strachu, ale zaczęła to ukrywać, ukrywała to najlepiej jak się dało...
- Naprawdę taka była? – usłyszałam za sobą głos Horana.
- Niall, nie powinieneś tego słyszeć.
- Alex – zaczął Josh. – Czyli to moja wina, wszystko moja wina...
- Wina? Zmieniłeś ją na lepsze. Wyciągnąłeś tą starą Kitty, która była głęboko schowana, zrobiłeś najlepsze, co mogłeś zrobić. Nie masz o co się obwiniać. Wiem, że sama, by ci tego nie powiedziała. Wstydzi się tego jaka była, ale powiedziałam to, bo sądzę, że powinieneś wiedzieć jak ważną osobą dla niej jesteś, żebyś znowu jej nie zostawił – wstałam od stołu i podeszłam do blondyna. – Ona cię kocha, postaraj się zapomnieć, o tym, co usłyszałeś.
Zostawiłam ich i już więcej nic nie powiedziałam. Zostawiłam ich w lekkim szoku, ale to nie moja wina. Przeraża mnie tylko fakt, że Niall to usłyszał. Nie powinien. Ona się tego wstydzi, cholernie się tego wstydzi. Wyjęłam z szafy ubrania i cały czas rozmyślając zaczęłam się ubierać.

*perspektywa Katrin*

- Kitty, możemy już jechać? – zapytał chłopak wchodząc do kuchni. – O, dzień dobry państwu.
- Dzień dobry – odpowiedzieli zgodnie rodzice.
- Jasne tylko się przebiorę, chodź dam ci jakąś koszulkę na zmianę.
Złapałam go za rękę i wbiegłam na górę. Dobrze, że mam mnóstwo męskich koszulek. Postawiłam chłopaka przed odpowiednią półką, a sama szperałam w innych kompletując swój strój. W końcu wybrałam odpowiedni i szybko się przebrałam, bo Eryk cały czas mnie pośpieszał. Na dworze nie było zbyt ciepło, ale też nie było zimno, było w sumie idealnie. Nie chcieliśmy zamawiać taksówki, bo było nam szkoda pieniędzy, więc namówiłam przyjaciela na małą przejażdżkę na deskorolce. Stęskniłam się za nimi. Nie jeździłam już ponad miesiąc, a strasznie to kocham. Ogólnie nie wiem dlaczego nie zabrałam ze sobą, ani jednej deskorolki. Wspominałam, że mam w domu pokój na różne tego typu rzeczy? Znajduje się tuż obok mojego, bo to w sumie też jest mój, ale nieważne. Mam tam deskorolki, dużo, bo około 15 i cały czas przybywają, bo jak któraś mi się spodoba to po prostu musze ją mieć. Do tego mam tam kilka rowerów. Trzy bmx'y: czarno-zielony (mój ulubiony), czarno-fioletowy i czarno-niebieski oraz pięć górskich. Nie wiem, po co mi aż pięć, bo w sumie głównie i tak jeżdżę na bmx'ach, ale niech sobie będą. Co do tych pierwszych to kocham je prawie tak mocno jak deskorolki. Posiadam również szafkę, na której są same fullcapy. To jest potężny zbiór, który również cały czas się powiększa. Jest ich dokładnie 88, na razie. Ostatnio znalazłam niebieski z Ciasteczkowym Potworem, ale to było dzień przed moim wyjazdem i nie miałam wtedy przy sobie pieniędzy, a teraz na pewno już go wykupili, przez co jestem strasznie zła. Ta czapka była cudowna.
Cały ten pokój to takie, moje, małe królestwo. Wybrałam czarny fullcap i tego samego koloru deskorolkę (na zdjęciu), natomiast Eryk wybrał czerwony fullcap oraz czerwono-białą deskorolkę, bo pasowała mu do stroju. Gdy już wszystko założyliśmy wyszliśmy z domu i jechaliśmy w stronę szpitala. Oczywiście to nie była taka, zwykła jazda tylko wyścigi albo zjeżdżanie z różnych murków. Kochałam to i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo brakowało mi jazdy w Londynie. Postanowiłam zabrać ze sobą chociaż jedną deskę. Dość szybko dojechaliśmy do szpitala. Przed nim czekali paparazzi. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się widząc ich. Nie jestem jakąś gwiazdą, żeby chodzili za mną krok w krok. Wzięłam deskorolkę pod pachę i przecisnęłam się do wejścia, to samo uczynił mój przyjaciel. W końcu udało nam się wejść do środka i dostać się do sali, w której leżała Sam. Dziewczynka nie była już taka blada, jej skóra nabierała kolorów. Gdy weszliśmy do jej sali dochodziła 10:00, dobry czas. Zajęliśmy miejsca tuż obok łóżka i szeptem rozmawialiśmy.
- Jak z Alex? Już coś zrobiła? – zaśmiał się Eryk.
- Poza rządzą mordu na Harrym i jego włosach to chyba nic.
- Chciała uszkodzić jednego ze swoich idoli?
- Jak na razie tylko jego, chyba.
- Co mu zrobiła?
- Pierwszego dnia zamknęła go w szafie, a drugiego chciała obciąć jego loki. Na razie tyle, ale spodziewam się, że będzie tego więcej.
- Co jej takiego zrobił? Niech lepiej z nią nie zadziera.
- Flirtuje z nią. Cały czas. Tłumaczyłam mu to już, ale on się nie boi i nadal robi swoje.
Chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy cichy jęk dziewczynki i obydwoje spojrzeliśmy na małą. Jej oczka zaczęły się powolutku otwierać. Zostawiłam chłopaka samego w sali i poszłam poinformować lekarza, że dziewczynka się wybudziła. Szybko znalazłam doktora Sparksa i mężczyzna razem ze mną udał się do sali.
- Witaj Samantho – zaczął z szerokim uśmiechem lekarz. – Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziała mu, a po chwili wykrzyknęła radośnie. – Kitty!
- Cześć maleńka – przywitałam ją uśmiechem i buziakiem w czoło.
- Pamiętasz, co się stało? – dopytywał pan Sparks.
- Nie, ale Eryk już mi wszystko powiedział. Gdzie mama i tata?
- Twój tata jest z twoja mamą na badaniach. Gdy się skończą obydwoje do ciebie przyjdą.
Dziewczynka pokiwała głową na znak, że zrozumiała i mężczyzna opuścił salę. Zostaliśmy sami i rozmawialiśmy z małą. Ona jest taka kochana. Po kilku minutach przyszli państwo Nowak i rozmawialiśmy wszyscy razem. Po kilku godzinach siedzenia w szpitalu okazało się, że stan małej jest zadziwiająco dobry i nie ma sensu zatrzymywanie jej w szpitalu. Wszyscy ucieszyliśmy się na ten wieść, a jej rodzice poszli odebrać wypis. Mieliśmy wracać autem małżonków, ale Samantha stwierdziła, że ona chce na spacer. Wierzcie mi ta mała jest tak uparta, że nie odpuści dopóki nie postawi na swoim. Zaproponowałam, że razem z Erykiem zabierzemy małą do domu na pieszo tym samym robiąc jej spacer. Wszyscy przystali na moją propozycję i po chwili dziewczynka już była ubrana i gotowa do wyjścia. Pożegnaliśmy się z pielęgniarkami i mieliśmy już wychodzić, ale kobiety nas zatrzymały.
- Katrin Devine, tak? – zapytała jedna, a ja pokiwałam głową. – Mogę autograf dla córki? Bardzo by się ucieszyła, gdyby go dostała.
- Oczywiście, nie ma problemu.
Podpisałam kilka karteczek i razem ze śmiejącym się z całego zajścia rodzeństwem wyszłam na zewnątrz. Udało nam się jakimś cudem przejść obok dziennikarzy, ale i tak mieli mnóstwo naszych zdjęć. Gdy już byliśmy przy ulicy i kierowaliśmy się w stronę domu Nowaków zatrzymali nas... Fani? To ja mam fanów?
- Kitty, my pójdziemy na lody i zaczekamy na ławce w parku, a ty daj im te autografy – zaśmiał się mój przyjaciel i oddalił się ze swoją siostrzyczką.
- Dlaczego on nazwał cię Kitty? – pytali, gdy zaczęłam podpisywać.
- Tak mnie nazywają znajomi stąd.
- A jak nazywają cię One Direction.
- Kat.
- Trochę jak kot – zaśmiali się.
- Dopiero teraz skojarzyłam – również się zaśmiałam.
- Harry sobie kogoś znalazł?
- Nie, Hazz jest singlem.
- Jak układa ci się z Niallem?
- Bardzo dobrze – odpowiadałam im z uśmiechem.
- Czy Larry naprawdę istnieje?
- A co to jest Larry? – zapytałam zdziwiona.
- Związek Louisa z Harrym.
- Co? Nie! Louis jest z Eleanor i bardzo ją kocha. Hazz i Lou to tylko przyjaciele.
- Czy Josh ma dziewczynę?
- Nie.
- Zayn naprawdę zdradził Perrie i Zerrie już nie istnieje?
- Nie. Zayn kocha Pezz z wzajemnością i jej nie zdradził. Nadal są razem.
- A co z tymi zdjęciami Zayna?
- To długa i skomplikowana historia.
- Jeździsz na desce?
- Tak, kocham to. Ktoś jeszcze? – zapytałam podpisując ostatnią karteczkę.
- Jeszcze ja – odezwała się ruda. – Kim był tamten chłopak?
- To mój przyjaciel. Proszę – oddałam jej notes. – To ja już sobie idę. Miło się z wami rozmawiało.
- Możemy cię jeszcze przytulić?
- Jasne, chodźcie – rozłożyłam ręce i zrobiłam z nimi wielkiego miśka.
Pomachałam im na pożegnanie i na deskorolce pojechałam do pobliskiego parku. Od razu znalazłam naszą ławkę, na której zawsze siedzieliśmy, ale nie było tak rodzeństwa, tylko mała karteczka.

Plac zabaw Kitty <3

Mogłeś zadzwonić, to na drugim końcu parku – pomyślałam i walnęłam się z otwartej w głowę.
No cóż jechałam dalej. Przejechałam skrótem mijając moje stare towarzystwo i krzycząc do każdego "cześć" z szerokim uśmiechem, a oni odpowiadali mi tym samym. Tyle wspomnień związanych z nimi. Wstydziłam się ich, ale nadal siedzą w mojej głowie i stare wydarzenia będą ciągnęły się za mną już zawsze. Szkoda, że nie da się ich tak po prostu wymazać. Nie zamierzałam jednak zrywać z nimi kontaktu. Są to przecież tacy sami ludzie jak wszyscy inni tylko nie radzą sobie z problemami i zatapiają je w nałogach. Też taka byłam... A może nadal jestem? Zauważyłam na huśtawce machającą do mnie Sam i od razu się uśmiechnęłam. Oparłam się o barierki placu, a rodzeństwo od razu do mnie przybiegło.
- Przepraszam, za tamto – powiedziałam do nich, gdy Sam mnie tuliła.
- Kitty, to nie twoja wina. Musimy się przyzwyczaić – odpowiedział Eryk i również mnie przytulił.
- Zdaje ci się. Chodźcie, bo mój czas powoli dobiega końca i wasi rodzice pewnie już wariują.
- Jak to dobiega końca?
- Jest 17:00, a o 19:00 mam lot powrotny.
- Naprawdę?
- Tak. Niall mi wszystko załatwił, a jeszcze chciałam wziąć parę rzeczy z domu.
- Więc chodźmy. Pomogę ci ze wszystkim.

*perspektywa Nialla*

- Ludzie! Kat jest w telewizji, a nie to chyba jednak nie ona – krzyczał Louis z salonu, a po chwili wszyscy już w nim byliśmy.
- To nie ona, ta dziewczyna jeździ na deskorolce – dodał Zayn.
- Nie! – rozdarła się Alex i złożyła ręce jak do modlitwy zamykając oczy. – Błagam, żeby ona nie zabierała ze sobą tego... czegoś.
- Alex – zacząłem, gdy wszyscy na nią patrzyliśmy. – O czym ty mówisz?
- Widzę, że jeszcze wiele nie wiesz o swojej dziewczynie, Niall.
- Jak to? – uprzedził mnie Josh.
- Kitty jeździ na deskorolce, tak jak widzicie na ekranie. To ona.
- Boże, ona wymiata – rozdarł się Harry.
- Zamknij się Harold! – krzyknęła do niego i dokończyła. – Zdziwił mnie fakt, że żadnej tu ze sobą nie wzięła i oby żadnej nie przywiozła.
- Dlaczego? – tym razem zapytał Liam.
- Bo nienawidzę, gdy jeździ, a może to robić przez całe dnie.
- Gdzie ona była całe moje życie – pytał Lou patrząc w górę, a ja spiorunowałem go wzrokiem.
- Nad tym samym się zastanawiam – dodał Dan klepiąc Tomlinsona po ramieniu, a ja znacząco odchrząknąłem.
- Właśnie, co do Kat – zacząłem i spojrzałem na blondynkę. – Jedziesz ze mną na lotnisko?
- Jasne, że tak! Kiedy jedziesz?
- Za jakieś 20 minut.
- To ja idę po kurtkę i buty – zaśmiała się i wbiegła na górę.
Uśmiechnąłem się i powędrowałem do kuchni. Zrobiłem sobie kilka kanapek. Gdy jadłem ostatnią do kuchni wpadła blondynka i przywitała mnie szerokim uśmiechem, na co zareagowałem tak samo.
- Jedziemy? – zapytała.
- Jasne.
Wziąłem kluczyki i poszliśmy do samochodu. Po chwili byliśmy już w drodze na lotnisko. Dziewczyna najwyraźniej cieszyłam się z powrotu przyjaciółki, ale raczej mojej radości nie przebijała.
- To czego jeszcze o niej nie wiem? – zapytałem przerywając ciszę panującą między nami.
 
 
 
_____________________________________________

jakiś taki długi mi ten rozdział wyszedł, ale to chyba dobrze.
miłego czytania. ;3

5 komentarzy: