wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 84.

- Żartujesz, prawda? – usłyszałam lekko poddenerwowany głos po długiej ciszy, jednak nie zdążyłam się odezwać, bo dziewczyna kontynuowała swoje kazanie. – Nie Kat! To nie jest wyjście. To wasza
pierwsza poważniejsza kłótnia i nie możesz się tak od razu z tego wycofać! On cię kocha! Dlatego się tak o to wkurzył! Poza tym ty też go kochasz i nie pozwolę ci odpuścić! Rozumiesz? Nie! Jesteście najlepszą parą jaką kiedykolwiek widziałam. Jaką kiedykolwiek ktokolwiek widział! Jesteście idealni i wszyscy dookoła będą próbowali to zepsuć, dlatego, że wam zazdroszczą! Kat, to nie jest wyjście. Pamiętasz moje kłótnie z Zaynem? Po co pytam, jak mogłabyś zapomnieć, coś co zawsze odkręcałaś. Dlatego teraz dla odmiany ja pomogę tobie. Nie pozwolę ci z nim zerwać. Wiesz dlaczego? Bo widzę, że go kochasz. Każdy to widzi.
- Może i masz rację – odetchnęłam głośno, a po moim policzku spłynęły kolejne łzy. – Dzięki.
- Ależ proszę bardzo. Cieszę się, że to przyjęłaś, a nie się ze mną wykłócasz – zaśmiała się.
- Zawsze mogę się kłócić jeżeli chcesz.
- Nie, nie – powiedziała szybko i po chwili usłyszałam jak głośno odetchnęła.
- Ej, Pezz. Co jest?
- Nic tylko... Strasznie za tobą tęsknię, wiesz?
- Ja za tobą też, ale przeczuwam, że za kilka godzin się zobaczymy – zaśmiałam się tajemniczo.
- Co? Jak to?
- Idziesz na koncert chłopaków, jutro?
- No idę, ale o co...
- Zobaczysz. Jeszcze raz dzięki. Pa!
- Nie ma, za co. Odezwij się niedługo. Pa!
Rozłączyłam się i spojrzałam na wyświetlacz. Moje zdjęcie... z nim. Nie wiem, czy jestem gotowa, by za kilka godzin się z nim zobaczyć. Cholera! Nie powiedziałam rodzicom, że nie idę do szkoły. Szybko wybiegłam z pokoju i mało nie spadłam ze schodów kierując się do kuchni.
- Mamo – powiedziałam wchodząc i zobaczyłam dwie pary oczu wpatrzone we mnie. – O, tato. Ty też już wstałeś?
- Jak widać – odpowiedział i spojrzał na zegarek. – Co się stało, że ty już nie śpisz?
- Nic takiego. Chciałam wam powiedzieć, że nie idę dziś do szkoły i...
- A to dlaczego nie idziesz? – przerwała mi mama.
- No właśnie chciałam to powiedzieć, ale mi przerwałaś – spojrzałam na nią wymownie, na co ona uniosła ręce na znak obrony. – Nie idę do szkoły i wyjeżdżam do Londynu, bo...
- Bo? – wtrącił tata, na co ja wywróciłam oczami.
- Wiecie kto to jest Philip Jones, prawda?
- To ten, przez którego zaczęłaś rysować? – zapytała mama.
- Tak, ten. No i jako, że pracuję w tej firmie to on dostrzegł moje prace i chce się ze mną spotkać, żeby mnie poznać – wszystko mówiłam na jednym tchu i aż piszczałam z ekscytacji.
- No bardzo się cieszymy twoim szczęściem, ale kiedy on chce cię poznać?
- Jutro o 13:00.
- Wiec dlaczego dziś nie idziesz?
- Mam o 14:00 samolot do Londynu, a lekcje mam do 15:50. Dobrze wiecie, że byłyby problemy ze
zwolnieniem, a poza tym chciałam jeszcze jechać do babci i jej o tym powiedzieć. No i zo
stał jeszcze Harry. Alex idzie do szkoły, a Hazz był dziś u niej na noc i umówiłyśmy się, że spotykamy się o 8:00 pod szkołą i Harry pojedzie ze mną do babci, a Alex pójdzie na lekcje.
- No dobrze, niech ci będzie – odparła po długiej ciszy mama.
Świetnie! Wszystko się udało. Przytuliłam rodziców i pobiegłam na górę. 5:30. Mam ponad 2 godziny na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i wyszykowanie się. Szybko stanęłam przed szafą i wybrałam ubranie na dziś oraz sukienkę na spotkanie z Philipem. Poszłam do łazienki i po szybkim prysznicu ubrałam się w wybrane rzeczy. Szybko spakowałam torbę, którą miałam wziąć ze sobą do Londynu i umalowałam się. Po chwili w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko zbiegłam na dół i zobaczyłam uśmiechniętego Eryka. Przytuliłam go, założyłam buty i wyszliśmy z domu. Całą drogę śmialiśmy się z różnych rzeczy i nim się obejrzeliśmy byliśmy już pod szkołą. Eryk skrzywił się i odwrócił do mnie, po czym mocno mnie przytulił.
- Uważaj na siebie, dobrze? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Dobra, dobra – zaśmiałam się. – Nie martw się. To tylko jeden dzień.
- I tak będę tęsknił.
Gdy mnie puścił zobaczyliśmy idących w naszą stronę Alex i Harrego. Trzymali się za ręce, na co razem z przyjacielem zrobiłam głośne 'aww', a oni wybuchli śmiechem. Oczywiście już po chwili byłam w objęciach blondynki.
- Uważaj na siebie – szepnęła.
- No proszę Cię. Przed chwilą to samo usłyszałam od niego.
- I dobrze. Spokojnego lotu – uśmiechnęła się i puściła mnie po czym przytuliła Loczka i razem z Erykiem poszli do szkoły.
- Widzę, że polubiłeś moje ubrania – zaśmiałam się widząc ubranie Loczka.
- Są całkiem wygodne, ale nie ukrywam, że mam nadzieję, że pożyczysz mi coś innego na lot – zawtórował mi.
- Jasne, ale najpierw musisz gdzieś ze mną jechać.
- Gdzie?
- Do mojej babci. Chcę jej się pochwalić wyjazdem, tym, że poznam gościa, o którym ona zawsze wysłuchiwała i ogólnie się za nią stęskniłam. Pojedziesz?
- Pewnie. Tylko... ruszmy się, bo biegną tu jakieś dziewczyny.
Zaśmiałam się i szybkim krokiem ruszyliśmy w odpowiednią stronę.

*perspektywa Harrego*

Wysiadłem za dziewczyną z autobusu, gdzie wszyscy coś gadali w niezrozumiałym dla mnie języku. Był strasznie dziwny. Po krótkim spacerze, podczas którego cały czas rozmawiałem z Kat, staliśmy pod niewielkim domkiem. Dziewczyna wyjęła klucze i otworzyła drzwi, po chwili byliśmy już w środku. Swoją drogą ślicznie pachniało. Taką wanilią, ale z połączeniem pomarańczy. Widziałem jak Kat cieszy się na spotkanie swojej babci. Szybko pociągnęła mnie na taras, gdzie w drewnianym fotelu siedziała starsza kobieta.
- Cześć babciu – powiedziała cicho Kat, na co kobieta oderwała wzrok od pięknej polany, szeroko się uśmiechnęła i wstała ze swojego miejsca.
Patrzyłem jak brunetka powoli podchodzi do swojej babci, a po chwili znajdowała się już w jej objęciach. Następnie przedstawiła mnie i kazała chwilę zaczekać, po czym dodała, że idzie zrobić wszystkim herbatę. Usiadłem na krzesełku obok kobiety, który głośno kaszlnęła. Jej stan zdrowia najwyraźniej nie był najlepszy. Rozmawiałem z nią cały czas. Była naprawdę sympatyczna i byłem mile zdziwiony, że zna angielski. Po chwili wróciła Kat z filiżankami z herbatą. Siedzieliśmy we troje i rozmawialiśmy o wszystkim. Babcia Kat i Josh'a była naprawdę przemiłą kobietą i czas z nią przeminął nam bardzo szybko, zdecydowanie zbyt szybko. Niestety tak to już jest. Nawet na pożegnanie przytuliła mnie do siebie, co mile mnie zaskoczyło, a następnie opuściliśmy domek pani Anastazji Heat i zmierzaliśmy w stronę przystanku autobusowego.

*perspektywa Katrin*

Od jakiegoś czasu siedzieliśmy już w domu i przeszukiwałam szafę, żeby ubrać Harrego.
- Kat, błagam! Te spodnie są za małe – powiedział stojąc w za krótkich, czarnych rurkach.
- Wiem! Mam jedne za duże na siebie spodnie, tylko jest jeden problem – skrzywiłam się patrząc na przyjaciela. – One są czerwone.
- Boże! Serio mam chodzić w czerwonych spodniach?
- Wolisz w porwanych?
- Nie. No jak ja będę chodził w porwanych?! Daj, przymierzę te czerwone.
Chwila wyjaśnienia. Biegliśmy do autobusu, a "zdolność" Harrego jest taka, że jest on po prostu jełopem i starał się biec jak najszybciej - stwierdził, że będzie biegał szybciej jak będzie robił duże kroki i... to nie było mądre posunięcie. Jeden krok, drugi krok - skrzyp rwanego dżinsu - trzeci krok, krzyk Harrego... Na szczęście po chwili pojawił się w progu w czerwonych, dobrych na siebie rurkach. Nie ukrywał faktu, ze ten kolor ani trochę mu nie pasuje, co dodatkowo mnie bawiło. Dobrze, że te spodnie były męskie, a nie damskie. Przynajmniej tyle. Dobrałam mu do tego czarną koszulkę, kamizelkę i dałam mu, żeby się ubrał. Siedziałam na łóżku i czekałam na chłopaka, gdy usłyszałam dźwięk sms'a. Szybko wstałam i wzięłam urządzenie, by przeczytać nową wiadomość.


Zaśmiałam się widząc to i zerknęłam na zegarek. Cholera. 13:10. Mamy 50 minut do odlotu, oni będą za 10 minut, czyli trzeba dzwonić po taksówkę. Szybko zadzwoniłam i gdy się rozłączyłam w progu pojawił się Harry. W sumie nie wyglądał najgorzej. Wzięliśmy moją torbę, torbę Harrego i wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi, po chwili pojawili się Alex z Erykiem oraz taksówka, która zawiozła nas na lotnisko, gdzie było ckliwe pożegnanie, które nie mogło trwać jednak zbyt długo. Pognaliśmy na odprawę. Oddaliśmy nasze bagaże i mieliśmy wchodzić do samolotu razem z innymi pasażerami, gdy usłyszeliśmy komunikat.
- Przepraszamy za utrudnienia, ale lot Warszawa-Londyn będzie nieco opóźniony – usłyszałam kobiecy głos z głośników.
- Co ona powiedziała? – zapytał Hazz.
- Lot jest opóźniony – spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
- Cholera. Mamy 4 godziny do koncertu. Ile mamy opóźnienia?
- Nie wiadomo, Hazz.
Tylko tego nam brakowało...
- Hazz – spojrzałam na niego, ale najwyraźniej martwił się o to samo, co ja. – Jeżeli będzie dość długo, to obawiam się, że koncert przeminie bez ciebie.


___________________________________________________

umieram. ;_;

miłego czytania. ;3

5 komentarzy:

  1. świetny! ♥
    kocham twojego bloga!
    czekam na next ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahahahah Hazza <3 to jest geniusz ;D nawet nie wiesz jak się ccieszę pprzyjechał i jest z Alex :D
    Mam nadzieję że sie nie spóźnią ;)
    O i że Niall i Kitty sobie wszystko wyjaśnią !;D bo nie przeżyje ich rozstania ;(
    O teraz to czwartek musi szybko przyjść sobie nie doczekam !;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega <3 czekam na nn
    ~Jus

    OdpowiedzUsuń
  4. nie lubię jak Niall i Kat się kłócą </3
    Mam nadzieję, ze szybko się pogodzą
    A z tym koncertem może być wesoło. Niech zrobią takie wielkie wejście w ostatniej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehehe Hazza <333
    Rozdział wspaniały , jak zawsze < 3
    Czekam na następny : ***

    OdpowiedzUsuń