Ważna notka pod rozdziałem. Z góry dziękuję, jeżeli ją przeczytasz.
~prawie miesiąc później~
Czas zleciał szybko, bardzo szybko. Wszystko przeminęło nawet nie zauważyłam kiedy. Polski X Factor się skończył i mimo, że Alex nie wygrała, bo odpadła trzy odcinki przed wielkim finałem, to wytwórnia, z którą chłopcy mają podpisany kontrakt, podpisała go również z nią, więc blondynka robi w branży, w której od dawna chciała się znaleźć. Tworzy muzykę sama, a tekściarze są pod wrażeniem jej coraz to nowszych piosenek, więc wszystko idzie jak trzeba.
Eryk wreszcie znalazł
swoją wybrankę, z którą zapewne teraz się szwenda. Dziewczyna jest naprawdę ładna i nie kocha go dlatego, że zna One Direction, dlatego cieszę się, że Eryk jest właśnie z nią. Chociaż tak jak myślałam, nie było mu łatwo jeżeli chodzi o znalezienie dziewczyny, jednak na szczęście natknęła się Vanessa i teraz są razem. Już prawie dwa tygodnie, więc jest naprawdę dobrze. Wreszcie jest dobrze.
- Przysięgam, że jak mi ktoś zaraz z tym wszystkim nie pomoże, to ja zwariuję – mówiłam sama do siebie, stojąc przy kuchennym blacie i wgapiając się w długą listę, którą powiesiłam na ścianie.
3 dni. Dokładnie tyle zostało mi do ślubu Perrie. Długa lista z rzeczami do zrobienia, a tak mało czasu. To są chyba jakieś żarty. Przecież w życiu nie uda mi się uporać z tym, jeżeli będę musiała zrobić to sama, a najwyraźniej będę musiała, ponieważ nikogo oprócz mnie nie ma w tym domu. Rzeczy cały czas były dopisywane i zamiast się zmniejszać, lista się wydłużała.
Mam cztery godziny do spotkania z Pezz, więc mogę jechać i zobaczyć ostateczną listę dań, która była już poprawiana setki razy. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po dziesięciu minutach. Szybko się
przebrałam i wsiadłam do pojazdu, podając kierowcy karteczkę z nazwą ulicy.
Po długiej jeździe wreszcie znalazłam się pod Domem Weselnym, gdzie miało odbyć się wesele Zayna i Perrie. Zapłaciłam mężczyźnie i pośpiesznie opuściłam pojazd, a już po chwili znajdowałam się w budynku, gdzie urzędowały Danielle, Eleanor i Alex.
- A może pan to powiesić trochę niżej? – zapytała El, stojąc z jakąś podkładką i uważnie przyglądając się mężczyźnie, który stał na drabinie i próbował zawiesić związane balony na jednej ze ścian.
- Kitty, co tu robisz? – zapytała Alex, podchodząc bliżej.
- Muszę sprawdzić, czy ostateczna lista dań jest sporządzona.
- Myślałam, że już to załatwiłaś.
- Próbowałam, ale szef kuchni jest tak uparty, że cały czas próbował wcisnąć jakiś swój specjał, a ja wyraźnie mówiłam mu, czego oczekuję – westchnęłam, wywracając oczami. – Ten facet doprowadzi mnie do szału – dodałam, a blondynka się zaśmiała.
- Poradzisz sobie – mrugnęła do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Przepraszam, gdzie w końcu wieszamy ten obraz? – usłyszałam męski głos, a po chwili za Alex stanął wysoki, młody szatyn o pięknym uśmiechu.
- Um, zaraz pokażę – odpowiedziała, po czym z powrotem odwróciła się do mnie. – A mnie do szału doprowadzi ten gość – szepnęła, na co ja zachichotałam.
- Poradzisz sobie – udawałam jej głos, na co obie wybuchłyśmy śmiechem. – Muszę iść. Jeszcze wiele przede mną. Powodzenia – cmoknęłam dziewczynę w policzek, po czym ruszyłam w stronę kuchni.
- I wzajemnie! – usłyszałam za sobą, na co cicho się zaśmiałam.
W kuchni było kilka kobiet, najprawdopodobniej kelnerek, które były szkolone na wielkie wydarzenie, które będzie miało miejsce za 3 dni. Niektóre wręcz nie mogą ustać z podekscytowania, że będą znajdowały się na weselu Perrie Edwards i Zayna Malika. Takiej ekscytacji nie widziałam już dawno.
- Przepraszam, nie wiecie, gdzie jest pan Dominic Benson? – zapytałam, przerywając rozmowę dziewcząt.
- Nie wierzę – powiedziała jedna z nich, lustrując mnie wzrokiem. – To Katrin Devine.
- Boże – pisnęła druga. – Ona naprawdę tu jest!
- Dziewczęta! – upomniał ich męski głos.
Spojrzałam w miejsce, z którego dochodził upominający ton i dostrzegłam dość wysokiego blondyna, który przyjaźnie się do mnie uśmiechał. Szybko zmniejszył odległość między nami.
- David Blue – powiedział, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Katrin Devine – uścisnęłam jego dłoń, a on delikatnie ucałował wierzch mojej.
- Miło mi panią poznać. Jestem synem właściciela tego budynku i razem z ojcem, cieszymy się, że wybrała pani akurat nasz budynek na urządzenie swojego wesela.
- To nie moje wesele – zareagowałam szybko, słysząc przemowę chłopaka, na co on lekko się zmieszał.
- Ale to pani zamawiała tę salę?
- Tak, ale ja jestem druhną. Ślub bierze moja przyjaciółka – wyjaśniłam.
- A myślałam, że Eleanor będzie druhną – usłyszałam szept jakiejś dziewczyny.
- Ja sądziłam, że Danielle – szepnęła druga, co wywołało mój chichot.
- W takim razie przepraszam za pomyłkę – wyjaśnił lekko zażenowany całą sytuacją.
- Nic się nie stało.
- Więc, co panią tu sprowadza?
- Wystarczy Katrin, chyba nie jestem tak stara, żeby była konieczność mówienia "pani". Szukam pana Bensona.
- Och, wiem gdzie on jest. Chodź, pokażę ci, Katrin – uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam.
- Pan się tak nie wysila, ona ma chłopaka – powiedziała jedna z dziewcząt, gdy je mijaliśmy, na co pozostałe wybuchły śmiechem, a ja cicho chichotałam, podążając za Davidem.
- Witam, panie Benson – podałam rękę starszemu mężczyźnie, na co on ją lekko uścisnął.
- Miło cię znowu widzieć, Katrin – uśmiechnął się, po czym podał mi kartę. – Oto ostateczny spis. Mam nadzieję, że teraz wszystko pasuje.
Szybko przejrzałam przekąski oraz ciasta i różne słodkości, które mają być na stołach od samego początku, po czym przeglądałam dania główne, desery i inne rzeczy, które znajdowały się w karcie.
- Idealnie – powiedziałam z uśmiechem, oddając mężczyźnie kartę.
- Cieszę się, że wreszcie się dogadaliśmy – zaśmiał się.
Porozmawiałam jeszcze chwilę ze starszym mężczyzną oraz Davidem. W sumie to dość długo z nimi stałam, aż rozmowę przerwał nam mój telefon.
- Przepraszam – uśmiechnęłam się do obydwu i odeszłam kawałek, po czym wyjęłam telefon. – Hej, skarbie.
- Cześć, słonko. Gdzie jesteś?
- Chwilowo w Domu Weselnym, a ty?
- Właśnie wracam do domu.
- Odebrałeś obrączki?
- Cholera! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – usłyszałam, na co wybuchłam śmiechem.
- Możesz po mnie podjechać? Odbierzemy je razem.
- Jasne. Zaraz będę.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie.
Rozłączyłam się i wróciłam do mężczyzn, którzy stali w tym samym miejscu, gdzie ich zostawiłam.
- Niesamowicie miło mi się rozmawiało, ale muszę już iść – powiedziałam podając rękę najpierw starszemu, a później młodszemu mężczyźnie.
- Nam również było miło – uśmiechnął się pan Benson.
- Miłego dnia, Katrin – dodał David, po czym opuściłam pomieszczenie, w którym do tej pory się znajdowaliśmy. – Do zobaczenia – uśmiechnęłam się, mijając kelnerki, na co wszystkie szeroko się do mnie uśmiechnęły.
- Do zobaczenia! – usłyszałam ich krzyk za sobą i niesamowity pisk, gdy już opuściłam kuchnię.
Chwilę później przechodziłam przez główną salę, gdzie dalej urzędowały dziewczyny. Pomachałam im, co one odwzajemniły i opuściłam budynek. Zauważyłam, że samochód Niallera już czeka, więc z uśmiechem ruszyłam w jego stronę i zajęłam miejsce pasażera.
- Co tak, skarbie? – uśmiechnęłam się, po czym cmoknęłam policzek chłopaka i zapięłam pasy.
- Poza tym, że jestem wykończony i jak widać mam sklerozę, to nic – uśmiechnął się słodko i ruszył z miejsca. – A jak u ciebie? Radzisz sobie?
- Bywało lepiej. Powiedzmy, że tak.
- Może ci pomóc?
- Byłoby miło. Najpierw odbierzmy obrączki. Mamy dwie godziny. Myślisz, że się wyrobimy?
- Dlaczego tylko dwie? – zmarszczył brwi, ale nadal był skupiony na drodze.
- Jadę z Pezz na ostateczną przymiarkę sukni.
- Och, rozumiem. Wrócisz na dziewiętnastą?
- Chyba tak, a czemu pytasz?
- Josh, ma do ciebie jakąś sprawę.
- Najwyżej się chwilę spóźnię. Gdyby coś, to niech czeka.
- Ok, przekażę.
- Rozumiem, że ani ty ani Zayn nie macie jeszcze krawatów?
- Nie, jeszcze nie. Chyba jutro będziemy po nie jechali, bo...
- Jasnoróżowe – przerwałam mu.
- Co?
- Mają być jasnoróżowe. Przynajmniej Zayna. Jaki ma być twój, powiem ci wieczorem.
- Ale dlaczego?
- Po prostu niech kupi jasnoróżowy, bo inaczej go uduszę.
- Dobrze, skarbie. O nic więcej nie pytam – skomentował, na co ja wybuchłam śmiechem.
~kilka godzin później~
- Mówię ci, że
ta suknia jest śliczna i będziesz wyglądała bajecznie – próbowałam przetłumaczyć to blondynce, gdy stałyśmy w kolejnym sklepie i szukałyśmy odpowiedniej sukienki dla mnie.
- No dobra, skoro tak sądzisz, to niech ci będzie – odparła.
- Wreszcie – szepnęłam, śmiejąc się.
- Kat, może ta? – zapytała, pokazując mi beżową sukienkę.
- Pezz – skrzywiłam się. – Ona ani trochę nie jest w moim stylu.
- Tak, w twoim stylu, to znaczy przyjść na ślub w spodniach i jakiejś koszulce. Kat, błagam. Znajdź coś, bo moje nogi powoli odmawiają posłuszeństwa.
- Mówiłam, żebyś nie zakładała takich wysokich szpilek. Nie moja wina, że nie lubię sukienek, tak?
- Niech ci będzie, że nie twoja. Chociaż i tak masz być w sukience.
- Wiem, wiem.
- Może poszukamy jakiejś różowej? Wtedy ładnie pasowałaby do mojej sukni. Co ty na to?
- Nie lubię tego koloru, ale faktycznie ładnie by to wyglądało. Możemy spróbować.
- Super – zaśmiała się. – Ale nie w tym sklepie. Nie ma tu absolutnie nic ciekawego – dokończyła, po czym wyciągnęła mnie za rękę ze sklepu i wbiegła do drugiego, gdzie od razu zaczęłyśmy się rozglądać.
- Pezz, mam coś – odezwałam się i wyciągnęłam różową sukienkę.
- Jest cudna – powiedziała blondynka, zachwycając się. – No przymierzaj, na co czekasz.
- No już, już. Spokojnie – zaśmiałam się i udałam do przymierzalni.
Założyłam na siebie sukienkę i przejrzałam się w lustrze. Nie przypominałam siebie. Dziewczyna w lusterku była zapracowana i znudzona. Czy tak właśnie się czułam? Może nie koniecznie znudzona... bardziej zmęczona. Wszystko było czasochłonne. Nawet nie miałam chwili, żeby posiedzieć trochę z Niallem albo Joshem. Cholera! Josh! Spojrzałam na zegarek, który ukazywał dziewiętnastą dwadzieścia i sama się przeraziłam.
- Kat, długo jeszcze? – usłyszałam zza zasłony.
Jeszcze raz spojrzałam na dziewczynę w lustrze i opuściłam przebieralnię, by pokazać się przyjaciółce. Spojrzała na mnie, wytrzeszczając oczy i lekko otwierając usta. Dokładnie lustrowała mnie wzrokiem, a ja czekałam na jej opinię, która nie nadchodziła.
- I jak? – zapytałam w końcu.
- Wow. Kat, wyglądasz... wow. Wspaniale. Koniecznie weź tę sukienkę.
- Okey. Czyli ją bierzemy i zbieramy się. Josh na mnie czeka już od dwudziestu minut. Jestem pewna, że mnie udusi – mówiłam, wchodząc do garderoby, skąd usłyszałam cichy śmiech blondynki. – To naprawdę nie jest śmieszne, Pezz.
- No już się tak nie denerwuj.
Szybko przebrałam się w poprzednie ubrania, skutecznie unikając spojrzenia w stronę lustra i gdy wreszcie byłam ubrana, wyszłam z przymierzalni i udałam się do kasy, gdzie blondynka w średnim wieku zapakowała mi sukienkę w torbę z logiem sklepu, w którym się znajdowaliśmy. Zapłaciłam należną sumę i szybko wyszłyśmy ze sklepu.
Po kilku minutach byłyśmy już pod mieszkaniem. Zostawiłam torbę blondynce, żeby schowała ją do mojego pokoju, a sama wbiegłam do domu jak najszybciej mogłam. Już w progu zobaczyłam zdenerwowanego brata. Jednak nie był zdenerwowany na mnie. Był zdenerwowany tak, jakby zaraz miało się wydarzyć coś naprawdę ważnego, ale jednocześnie okropnie by się tego bał. Był tak nieobecny, że nie zauważył, że jestem już w domu.
- Josh! – krzyknęłam, żeby chłopak wreszcie mnie zauważył.
- Och, wreszcie jesteś! Chodź, musimy gdzieś iść i... no wiesz... pogadać!
- Um, no dobra. Więc chodź – uśmiechnęłam się zachęcająco.
Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy ulicą w stronę dobrze znanego mi parku. Cała drogę nic do mnie nie powiedział. Zaczynał mnie przerażać. Zachowywał się jakby był... chory. To było straszne. Wpatrywałam się w człowieka, który nie był sobą.
- Josh, opanuj się i powiedz mi, o co chodzi! – krzyknęłam, stając na środku ścieżki.
- Kat – chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie. – Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale chodź. Zaufaj mi. Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego nic złego.
- Dobra, idę, ale powinieneś wiedzieć, że naprawdę mnie dzisiaj przerażasz i mam nadzieję, że to przejściowe – powiedziałam i wyminęłam śmiejącego się chłopaka.
Chwilę później znajdowaliśmy się w odosobnionej części parku, gdzie prawie nikt nie przechodził. Szliśmy wprost do ławki, na której siedział
uroczy szatyn. Na widok mojego brata uśmiechnął się i wstał z ławki, ale gdy zobaczył mnie, cofnął się tak, że z powrotem na niej usiadł, jednak po chwili znowu wstał, nie ruszając się z miejsca.. Josh zawahał się chwilę, ale mrucząc coś pod nosem odważniej podszedł do samej ławki. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale podeszłam razem z nim i patrzyłam raz na mojego brata, a raz na zdziwionego chłopaka, który górował nade mną wzrokiem i robił dokładnie to samo, co ja. Mój brat głośno westchnął, po czym raczył się odezwać.
- Więc... Michael, to jest Katrin, moja siostra – powiedział do szatyna, na co ten delikatnie się do mnie uśmiechnął, po czym Josh zwrócił się do mnie. – Kat, to jest Michael, mój chłopak – zakończył i patrzył na mnie uważnie.
Moje oczy skupiły się tylko na przerażonym bracie. Czyżby tak bardzo bał się mojej reakcji, na swoją drugą połówkę. Trzeba przyznać, że byłam strasznie zdziwiona całą tą sytuacją. Przeniosłam wzrok na Michaela, który również czekał na moją sytuację i najwyraźniej nie chciał się do mnie pierwszy odezwać, bo... też się bał? W jego oczach ewidentnie było widać przypływ adrenaliny i strach. Bał się, że zaraz zacznę krzyczeć i wyzywać go? Boże, co z nimi nie tak. Okey, może nie miałam styczności z homoseksualistami, ale to jest mój brat i akceptuję jego orientację i jeżeli chłopak, którego on pokochał nie leci na jego sławę i kasę, to oczywiście jego też lubię.
- Um, miło cię poznać – odezwałam się w końcu, wyciągając rękę w stronę chłopaka i widziałam jak obaj odetchnęli z wyraźną ulgą.
- Ciebie również, Josh wiele mi o tobie opowiadał – uśmiechnął się do mnie, po czym uścisnął delikatnie moją dłoń.
Siedzieliśmy we troje i bardzo długo rozmawialiśmy. Z moich aktualnych obserwacji wnioskuję, że Michael to odpowiedni chłopak dla mojego brata. Zobaczymy, co będzie dalej.
~trzy dni później~
Od kilku godzin zajmowałyśmy całe piętro naszego domu, natomiast chłopaki zajmowali dół. Chociaż podejrzewam, że oni już od dawna są gotowi. U nas jak na razie gotowa jest
Vanessa,
Danielle,
Eleanor i właśnie kończymy fryzurę dla
Alex, która również jest już ubrana, tak jak chciała.
- Dziękuję – zwróciła się do fryzjerki, wstając z miejsca. – Kat, teraz ty. Panna młoda zostaje na koniec.
Usiadłam na miejscu przed lustrem i patrzyłam na fryzjerkę, która wręcz zachwycała się moimi włosami, co było dla mnie trochę dziwne.
- Masz wybraną jakąś fryzurę? – zapytała nagle.
- Mogłyby być po prostu zakręcone? Nie chcę niczego innego – uśmiechnęłam się lekko, co ona odwzajemniła.
- Oczywiście, zaraz je zakręcimy.
Gdy kobieta wzięła się za kręcenie moich, długich włosów, dziewczyny zaczęły wyciągać sukienkę oraz buty, które miałam założyć na ceremonię i wesele. Cierpliwie czekałam, patrząc na poczynania dziewczyn i rozmawiając z nimi.
Po godzinie moje włosy były idealnie zakręcone i spryskane dużą ilością lakieru, by efekt wytrzymał przez cała noc. Udostępniłam miejsce pannie młodej, a sama zaczęłam zakładać
swoją sukienkę, a następnie wcisnęłam na nogi
pudrowe szpilki. Gdy już byłam gotowa, wyjęłam
suknię Pezz i powiesiłam ją na drzwiach szafy, a dziewczyny zaczęły uważnie jej się przyglądać. Następnie wyciągnęłam również
szpilki blondynki oraz
bukiecik, który miała trzymać.
Po ponad godzinie
fryzura Perrie była już gotowa. Blondynka wstała z miejsca i podziękowała fryzjerce, która spakowała swoje rzeczy i po pożegnaniu nas, złożeniu życzeń pannie młodej i życzeniu dobrej zabawy, wyszła. Zaczęłam pomagać blondynce w założeniu sukni, po czym gdy wszystkie byłyśmy już gotowe spojrzałyśmy na zegarek. Rodzina Perrie i Zayna powinna być w domu za niecałe pięć minut, więc razem z dziewczynami zostawiłyśmy pannę młodą na górze, żeby zeszła, gdy już wszyscy się pojawią, a same zeszłyśmy na dół, żeby przywitać rodzinę, państwa młodych. Stukot naszych obcasów rozległ się po całym mieszkaniu. Vanessa razem z Alex szła z przodu, za nimi Eleanor i Danielle, a ja schodziłam na samym końcu. Chłopaki, po usłyszeniu, ze nadchodzimy zbiegli się do schodów i z uwagą wpatrywali się w każdą po kolei. Każdy miał pasujący do swojej partnerki krawat. Uśmiechnęłam się, widząc, że Niall jednak ma różowy, który zbyt bardzo mu się nie podobał. Zeszłam na sam dół i podeszłam do blondyna, po czym delikatnie poprawiłam supeł przy szyi.
- Wyglądasz cudownie – szepnął słodko się uśmiechając.
- Ty również – powiedziałam cicho i pocałowałam chłopaka.
- Kat, a gdzie jest Pezz? – usłyszałam głos Zayna.
- Na górze. Zejdzie jak już będą wszyscy. Takie są zasady – uśmiechnęłam się do chłopaka, który najwyraźniej nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy swoją, przyszła żonę.
Kilka minut później zadzwonił dzwonek, więc poszłam, by je otworzyć i przywitałam rodzinę Malika, która zjawiła się jako pierwsza, a chwilę później pojawiła się rodzina Perrie. Gdy dziewczyny prowadziły rodzinę dziewczyny na górę, ja weszłam po nią na górę.
- Już czas – uśmiechnęłam się, wchodząc do pokoju, gdzie na środku stała blondynka, wpatrując się w lusterko. – Wszystko w porządku? – zapytałam, zamykając drzwi.
- Ja... Ja nie dam rady – odwróciła się w moją stronę. – Kat, to... Ja się boję. Co jeżeli on się rozmyśli i przy wszystkich powie "nie"? Nie potrafię tam wyjść.
- Chodź tutaj – szepnęłam rozkładając ręce, a po chwili dziewczyna tkwiła w moim uścisku. – On nie może się doczekać, kiedy wreszcie zejdziesz. Kocha cię i na pewno cię nie zostawi. Poza tym będę tuż za tobą. Wystarczy, że się odwrócisz i mnie zobaczysz. Będę cię wspierała, Pezz. Zawsze i mimo wszystko. Nie masz się czego obawiać. Wszystko będzie dobrze.
- Jesteś pewna? – usłyszałam jej szept.
- Oczywiście, że tak. Sama zobaczysz – uśmiechnęłam się, odsuwając ją od siebie, ale cały czas trzymając ją za ramiona. – Chodź, wszyscy czekając, żeby zobaczyć piękną pannę młodą.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i jeszcze raz mnie przytuliła, po czym wzięłam jej bukiecik i razem zeszłyśmy na dół. Malik był zachwycony widokiem Perrie i cudownie się na nich patrzyło. Po dość długim błogosławieństwie oddałam dziewczynie bukiecik i ruszyliśmy do wynajętej limuzyny. Oczywiście dookoła była ochrona, ponieważ przy bramie stali fani i paparazzi, którzy robili zdjęcia. Para młoda wsiadła na tyły limuzyny, natomiast Niall usiadł na miejscu kierowcy, a ja zajęłam miejsce obok niego. Pozostali wsiedli do busa, a jeszcze inni do samochodów i otoczeni ochroną ruszyliśmy pod kościół, gdzie razem ze zgromadzonymi weszliśmy do środka.
Po zakończonej ceremonii wszyscy ruszyliśmy do Domu Weselnego i świetnie bawiliśmy się do białego rana...
____________________________________
Trzecie ogłoszenie: już prawie zakończyłam całe opowiadanie. Cieszycie się? Mi jest trochę smutno z tego powodu. Epilog pojawi się we wtorek (20.08.2013r.). Wiem, że każę wam trochę czekać, ale tak już ustaliłam. Oficjalnie we wtorek zakończę bloga. Pojawi się epilog i dluuuga notka pożegnalna ode mnie.
Kocham was wszystkich i cieszę się, że tyle ze mną wytrwaliście.
Miłego czytania. ;3