wtorek, 24 grudnia 2013

Repair?

Hej wszystkim!

Na wstępie:
WESOŁYCH ŚWIĄT!
ORAZ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

Jestem zaskoczona wyświetleniami bloga. Nie tylko łączną liczbą, ale też tym, że codziennie liczba odwiedzin albo przekracza 300, albo prawie tylu sięga. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jesteście niesamowici! Naprawdę! Kocham was wszystkich. <3
No, ale prawdę mówiąc nie przyszłam tu po to, by was wychwalać. Pewnie ciekawi was tytuł dzisiejszej notki. Jak chyba wszyscy wiecie osobiście nie lubię tej historii. Nie jestem z niej wcale zadowolona, dlatego dziwię się, że jeszcze ktoś tutaj wpada. :)
Więc długo myślałam nad tym wszystkim i stwierdziłam, że "naprawię" tą historię.
Nowy blog, zwiastun, nowe przeżycia, lecz stara fabuła. Co prawda wydarzenia będą zmienione i nawet będzie dość ciekawa tajemnica, ale to wszystko przed wami.
Dziś przyszłam podrzucić wam zwiastun starej "nowej" historii:


Zainteresowałam was? Jesteście ciekawi, jak bardzo zmieniłam tą historię? Chcecie na nowo śledzić losy Katrin? Zapraszam na:


Od razu mówię, żebyście nie kierowali się absolutnie niczym. Większość wydarzeń została zmieniona, bądź całkowicie wyrzucona. Niektórzy bohaterowie zyskali większą rolę, a inni zostali całkowicie wykopani. Za to na pewno zyskacie większy i dokładniejszy opis przeżyć Katrin z przyszłości.

Prolog miał być już dzisiaj, ale nie zdążyłam go przepisać, więc na pewno pojawi się na dniach. :)

Mam nadzieję, że zachęciłam was do czytania. :)
Pozdrawiam,
K! <3

wtorek, 20 sierpnia 2013

Epilog + Niespodzianka + Pożegnanie.

Proszę, przeczytajcie do końca.

~kilkanaście miesięcy później~

Ognisko płonęło ogrzewając zgromadzonych dookoła niego ludzi. Wszyscy śpiewali różne piosenki i co chwila wybuchali śmiechem z różnych komentarzy. Wspaniale bawili się w swoim towarzystwie. Cudownie patrzyło się na to wszystko.
Szczęście emanowało z każdego z nich na kilometry.
Katrin. Wreszcie wszystko w jej życiu zaczęło się układać. Dziewczyna siedziała wtulona w blondyna na jednej z kłód przyniesionych przez chłopców, a na kolanach spał jej mały piesek. Gdy szła do pracy albo Niall wyjeżdżał na koncerty i trasy, to właśnie mały Sky jej towarzyszył. Nie jeździła z chłopcami w trasy. Nikt z nimi nie jeździł. Zazwyczaj, gdy trwała trasa w tym samym czasie Perrie miała trasę ze swoim zespołem, a Danielle wyjeżdżała z X Factorem i zazwyczaj w domu zostawał tylko Eryk, Kitty, Alex, Eleanor oraz Michael. Tak to już było, ale żadne z nich nie narzekało, bo mogli się wtedy jeszcze bardziej ze sobą zżyć.
Alex. Nigdy nie przypuszczała, że ustatkuje się na stałe. Zawsze miała jakiegoś chłopaka, ale na imprezach flirtowała z innymi. Taka już była jej natura, ale to się zmieniło, a raczej ktoś to zmienił. Blondynka trwała w stałym związku, który fani w końcu zaakceptowali i nazwali ich Harlex. Niby to dziwne, ale z drugiej strony dla niej to było strasznie słodkie i cieszyła się, że wreszcie nikt nie mówi jej, że na niego nie zasługuje. Była z nim szczęśliwa i chciała, żeby to trwało wiecznie.
Harry. Można by powiedzieć, że przeszedł taką samą zmianę jak jego dziewczyna. Gdy idą razem do klubu, to owszem, tańczą z innymi ludźmi, którzy również w nim są, ale zawsze zerkają w swoją stronę, żeby upewnić się, że są blisko. To raczej się nie zmieni. Przyzwyczaili się do siebie i to było w nich naprawdę urocze. Tak wielka zmiana. Zdecydowanie zmiana na lepsze.
Eryk. Osiągnął pełnie szczęścia. Znalazł dziewczynę, która nie chciała spotykać się z nim dlatego, że zna One Direction i tych, którzy są wokoło, ale polubiła go takiego jaki jest. To właśnie się dla niego liczyło. W dodatku nie była zazdrosna o Alex i Kitty, co również wiele dla niego znaczyło. Mimo iż Vanessa jest dość sławną modelką i często wyjeżdża na przeróżne sesje, to wierzy, ze utrzymają ten związek, pomimo tego, że nie jest on nie wiadomo jak długi. Kocha ją. W dodatku z wzajemnością, a to jest najważniejsze.
Josh. Gdy się na niego spojrzy, to nie da się nie zauważyć euforii, która wręcz z niego emanuje. Jego życie wreszcie jest idealne. Nie liczy się fakt, że w kilku gazetach na pierwszej okładce było jego zdjęcie z Michaelem, gdy trzymali się za rękę. Co prawda wywołali ogromny skandal, ale pocieszające było to, że na TT odbyła się akcja, która poinformowała Josha, że fani akceptują to jaki jest. No i kilka słów, że jego żony i tak go kochają, pomimo wszystko. Lubił czytać takie rzeczy. Sprawiały, że był jeszcze bardziej szczęśliwy. Spełnił swoje marzenia, ma wspaniałych przyjaciół i idealnego chłopaka, a na dodatek ma blisko siebie siostrę i dogaduje się z rodzicami. Czego chcieć więcej? Absolutnie niczego.
Niall. Długo czekał na wymarzoną partnerkę, ale jak widać warto było. Katrin jest jego definicją szczęścia i spełnieniem wszystkich, najskrytszym marzeń. Co prawda strasznie ciężko mu jest, gdy musi wyjechać z chłopakami w trasę i wie, że nie będzie mógł budzić się przy niej i widzieć jej cudnego uśmiechu, ale pociesza się faktem, że trasa minie im bardzo szybko i znów będzie mógł do niej wrócić. Kocha ją i strasznie cieszy się, że ma ją przy sobie, tak samo jak wszystkich przyjaciół, którzy w razie potrzeby - zawsze go wspierają. Dodatkowo za miesiąc wyjeżdża z Kat do Paryża, gdzie zamierza oświadczyć się dziewczynie z nadzieją, że ta go nie odrzuci.
Zayn. Jak na razie jest jedynym żonatym w zespole, ale wcale nie stracił przez to fanek. Większości nawet zaimponował tym, że zorganizował zaręczyny na scenie. Nadal jest ogromnie wdzięczny Katrin za zorganizowanie wspaniałego miesiąca miodowego na wyspie Tobago, gdzie był tylko on i Perrie, a dookoła spokój, którym mogli się nacieszyć. Teraz natomiast siedzi ze wszystkimi, tuląc do siebie blondynkę i śpiewając piosenki. Jest szczęśliwy i tego raczej nic nie zmieni.
Perrie. Do tej pory wspomina wesele. Pamięta jak wszyscy gratulowali jej i życzyli szczęścia przy Maliku. Jednak najwspanialszym wspomnieniem jest zdecydowanie wyspa Tobago. Pamięta, jak razem z Katrin siedziała i przeglądała różne miejsca na miesiąc miodowy i że razem wybrały Miami. Jakież było jej zdziwienie, gdy na weselu Kat wręczając jej dwa bilety, powiedziała, że przygotowała lepszą niespodziankę. W sumie, faktycznie była lepsza. Wyspa była wynajęta tylko dla nich. Nikogo innego tam nie było oprócz pracowników różnych sklepików i to było wspaniałe. Spokój, w którym mogła się w pełni nacieszyć swoim mężem i nowym nazwiskiem, które otrzymała. Perrie Malik uważa siebie za najszczęśliwszą kobietę na świecie.
Louis. Jest coraz starszy, ale wcale tego nie odczuwa. W głębi duszy nadal czuje się jak jakiś dwunastolatek, który zamierza zrobić kawał wszystkim dookoła. On raczej nigdy się nie zmieni, ale przecież takiego własnie Louisa wszyscy uwielbiają Więc po co ma to robić? Najważniejsze jest dla niego to, że mimo głupich pomysłów, które dość często przychodzą mu do głowy to przyjaciele oraz Eleanor go akceptują. Nic więcej się nie liczy.
Eleanor. Zrezygnowała z kariery modelki i odeszła z pracy, odkąd jakiś natrętny fan zaczął ją prześladować. Dziewczyna bała się wyjść z domu, bo facet był dosłownie wszędzie, ale na szczęście odkąd odeszła przestał ją nachodzić. Na początku żałowała, że jej kariera przepadła, ale już się z tym pogodziła. Lubi zostawać w domu z Katrin, Alex, Erykiem i Michaelem. Ich głupie pomysły nie mają końca. Robią wszystko, by zabić tęsknotę za drugimi połówkami, które akurat są w trasie i najczęściej im się to udaje, ale dom wygląda jak pobojowisko. Cieszy się, że ma takich wspaniałych przyjaciół i jeszcze wspanialszego chłopaka. Jest w pełni szczęśliwa i tylko to ma znaczenie.
Liam. Wiecznie spokojny Li ostatnio zaczął wariować. Podobno z wiekiem ludzie stają się spokojniejsi, ale jak widać Payne jest wyjątkiem. Tek, który zawsze wszystkich opanowywał - teraz ich podpuszcza, żeby mieć się z czego śmiać. Uwielbia spędzać czas z przyjaciółmi i przesiąkać ich głupimi pomysłami, które kończą się długimi wykładami Paula i obietnicami, że dany wybryk nigdy więcej się nie powtórzy. W sumie obietnice się sprawdzają, bo chłopcy później wymyślają coś jeszcze gorszego. Tak to już jest. Gdyby wszyscy byli spokojni to byłoby zbyt nudno.
Danielle. Jeszcze nie do końca przywykła do tego, że ich grupa z kilku osób zamieniła się w kilkanaście. Mimo to wie, że jest teraz dużo weselej niż kiedyś i uwielbia każdego z osobna. Raz do roku wyjeżdża z X Factorem na różne trasy, gdzie robi to, co kocha - czyli tańczy. Ostatnio zastanawiała się nad tym, czy nie zrezygnować, bo chciałaby więcej czasu spędzać z Liamem i przyjaciółmi, a praca trochę jej to uniemożliwia, ale stwierdziła, że jeszcze kilka lat potańczy. W końcu to właśnie to kocha najbardziej i mimo kilkumiesięcznej rozłąki z przyjaciółmi czuje, że wcale się od nich nie oddala, a to jest najważniejsze.

Każde z nich jest w pełni szczęśliwe i to liczy się najbardziej.


A teraz niespodzianka ode mnie!
Podsumowanie bloga w wersji filmowej!


Ogólnie chcę wam wytłumaczyć, dlaczego akurat dzisiaj. Jest dokładnie 20.09.2013 r.
Ktoś wie, co to za ważna data?
Dla mnie jest ona niesamowicie ważna, ponieważ to dziś mija równo pół roku tego bloga.
Sześć miesięcy temu dodałam tutaj prolog (20.02.2013 r.), a teraz dodaję wam epilog.
Wszystko się już zakończyło, a ja chciałam wam strasznie podziękować, za to, że tutaj byliście i czytaliście moje wypociny.
Powiem wam, ze sama zauważam ogromną zmianę w moim stylu pisania. Te pierwsze rozdziały były takie denne, a wy i tak je czytaliście i bardzo wam za to dziękuję.
Jednak niektórzy zasługują na osobne wyróżnienia.

Paricia (wcześniej Butterfly) - uwielbiam Cię, wiesz? Twoje komentarze zawsze sprawiały, że albo śmiałam się jak głupia na cały dom albo po prostu szczerzyłam japę do monitora. Sama się dziwię, że czytałaś to wszystko i tak strasznie przeżywałaś każdy moment tego bloga. Jesteś niesamowita, naprawdę. Strasznie dziękuję, że tu byłaś. ♥
daga69cw - z tego, co pamiętam to Ty byłaś tu od pierwszych rozdziałów i dotrwałaś do samego końca. Twoje komentarze zawsze sprawiały, że uśmiechałam się na wszystkie miłe słowa. Dziewczyno, naprawdę nie wiem jak Ty przebrnęłaś przez całą setkę rozdziałów i prawie każdy z kolei komentowałaś. Jesteś genialna i dziękuję za wszystko. ♥
lovely - Ty również byłaś ze mną od samego początku. Pamiętam, że jak zakładałam bloga, to bałam się, że nikt nie będzie go czytał, bo są przecież dużo lepsze, a Ty od samego początku mówiłaś, że jest wspaniały i wręcz kazałaś mi pisać dalej. Strasznie cieszę się, że tak Ci się podobał i tak strasznie przeżywałaś wszystkie emocje w nim, które ja później czytałam w Twoich komentarzach. Uwielbiam Cię i dziękuję za czytanie moich wypocin. ♥
Claudia - moja Ty wampirzyco (musiałam to napisać). Ty jesteś wręcz niepowtarzalna. Strasznie dziękuję Ci za Twoją pomoc, gdy nie potrafiłam nic napisać i te wszystkie krzyki na mnie, że coś nie poszło tak jak miało być. No i Twój wielki zachwyt postacią jaką była Alex. Pamiętam jak nie mogłaś się doczekać, kiedy ona wreszcie będzie w tym opowiadaniu, co zawsze mnie śmieszyło. No i to jak Ci wypominałam opóźnienia z rozdziałami, a później Ty wypominałaś mi moje. Taa... No i zawsze byłam zaskoczona tym, że wiedziałaś, co planuję, a później i tak to czytałaś. Aww. ♥
No i wszystkim anonimowym czytelnikom (którzy niestety się nie podpisywali) również dziękuję. ♥

Oczywiście dziękuję za wszystkie zebrane tutaj komentarze, których jest dokładnie 500. *o*
Fajnie, co? Łączną liczbę wyświetleń macie po prawej stronie.
Uwielbiam was wszystkich. <3

Jednak zakończenie tego bloga, to nie mój koniec w blogsferze.
Znajdziecie mnie jeszcze na Behind the scene, gdzie co tydzień będzie się pojawiał rozdział.
Niedługo wystartuję z blogiem: Peril, gdzie wprowadzone są ogromne zmiany w bohaterach, więc jeżeli będziecie to czytali, to koniecznie się z nimi zapoznajcie. A tak wyglądają wielkie przygotowanie do tego bloga:
To jest plan wydarzeń. Na razie mam 5 kartek formatu A4 zapisanych po obu stronach. Plan jak na razie ma 288 punktów i cały czas jestem w trakcie tworzenia go, więc na pewno wszystko pójdzie tak jak trzeba. Początek bloga przewiduję jakoś we wrześniu.
Oczywiście jestem również dostępna w zwiastunowni http://mania-zwiast.blogspot.com/ (Kika) gdzie mam nadzieję, przejdę staż i zostanę tam na stałe. Jeżeli chcecie zwiastuny na bloga, to zgłaszajcie się, a ja z przyjemnością je wykonam. :)

Ode mnie to by było na tyle.
Uwielbiam was wszystkich i dziękuję za czytanie. ♥

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 100.

Ważna notka pod rozdziałem. Z góry dziękuję, jeżeli ją przeczytasz.

~prawie miesiąc później~

Czas zleciał szybko, bardzo szybko. Wszystko przeminęło nawet nie zauważyłam kiedy. Polski X Factor się skończył i mimo, że Alex nie wygrała, bo odpadła trzy odcinki przed wielkim finałem, to wytwórnia, z którą chłopcy mają podpisany kontrakt, podpisała go również z nią, więc blondynka robi w branży, w której od dawna chciała się znaleźć. Tworzy muzykę sama, a tekściarze są pod wrażeniem jej coraz to nowszych piosenek, więc wszystko idzie jak trzeba.
Eryk wreszcie znalazł swoją wybrankę, z którą zapewne teraz się szwenda. Dziewczyna jest naprawdę ładna i nie kocha go dlatego, że zna One Direction, dlatego cieszę się, że Eryk jest właśnie z nią. Chociaż tak jak myślałam, nie było mu łatwo jeżeli chodzi o znalezienie dziewczyny, jednak na szczęście natknęła się Vanessa i teraz są razem. Już prawie dwa tygodnie, więc jest naprawdę dobrze. Wreszcie jest dobrze.
- Przysięgam, że jak mi ktoś zaraz z tym wszystkim nie pomoże, to ja zwariuję – mówiłam sama do siebie, stojąc przy kuchennym blacie i wgapiając się w długą listę, którą powiesiłam na ścianie.
3 dni. Dokładnie tyle zostało mi do ślubu Perrie. Długa lista z rzeczami do zrobienia, a tak mało czasu. To są chyba jakieś żarty. Przecież w życiu nie uda mi się uporać z tym, jeżeli będę musiała zrobić to sama, a najwyraźniej będę musiała, ponieważ nikogo oprócz mnie nie ma w tym domu. Rzeczy cały czas były dopisywane i zamiast się zmniejszać, lista się wydłużała.
Mam cztery godziny do spotkania z Pezz, więc mogę jechać i zobaczyć ostateczną listę dań, która była już poprawiana setki razy. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po dziesięciu minutach. Szybko się przebrałam i wsiadłam do pojazdu, podając kierowcy karteczkę z nazwą ulicy.
Po długiej jeździe wreszcie znalazłam się pod Domem Weselnym, gdzie miało odbyć się wesele Zayna i Perrie. Zapłaciłam mężczyźnie i pośpiesznie opuściłam pojazd, a już po chwili znajdowałam się w budynku, gdzie urzędowały Danielle, Eleanor i Alex.
- A może pan to powiesić trochę niżej? – zapytała El, stojąc z jakąś podkładką i uważnie przyglądając się mężczyźnie, który stał na drabinie i próbował zawiesić związane balony na jednej ze ścian.
- Kitty, co tu robisz? – zapytała Alex, podchodząc bliżej.
- Muszę sprawdzić, czy ostateczna lista dań jest sporządzona.
- Myślałam, że już to załatwiłaś.
- Próbowałam, ale szef kuchni jest tak uparty, że cały czas próbował wcisnąć jakiś swój specjał, a ja wyraźnie mówiłam mu, czego oczekuję – westchnęłam, wywracając oczami. – Ten facet doprowadzi mnie do szału – dodałam, a blondynka się zaśmiała.
- Poradzisz sobie – mrugnęła do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Przepraszam, gdzie w końcu wieszamy ten obraz? – usłyszałam męski głos, a po chwili za Alex stanął wysoki, młody szatyn o pięknym uśmiechu.
- Um, zaraz pokażę – odpowiedziała, po czym z powrotem odwróciła się do mnie. – A mnie do szału doprowadzi ten gość – szepnęła, na co ja zachichotałam.
- Poradzisz sobie – udawałam jej głos, na co obie wybuchłyśmy śmiechem. – Muszę iść. Jeszcze wiele przede mną. Powodzenia – cmoknęłam dziewczynę w policzek, po czym ruszyłam w stronę kuchni.
- I wzajemnie! – usłyszałam za sobą, na co cicho się zaśmiałam.
W kuchni było kilka kobiet, najprawdopodobniej kelnerek, które były szkolone na wielkie wydarzenie, które będzie miało miejsce za 3 dni. Niektóre wręcz nie mogą ustać z podekscytowania, że będą znajdowały się na weselu Perrie Edwards i Zayna Malika. Takiej ekscytacji nie widziałam już dawno.
- Przepraszam, nie wiecie, gdzie jest pan Dominic Benson? – zapytałam, przerywając rozmowę dziewcząt.
- Nie wierzę – powiedziała jedna z nich, lustrując mnie wzrokiem. – To Katrin Devine.
- Boże – pisnęła druga. – Ona naprawdę tu jest!
- Dziewczęta! – upomniał ich męski głos.
Spojrzałam w miejsce, z którego dochodził upominający ton i dostrzegłam dość wysokiego blondyna, który przyjaźnie się do mnie uśmiechał. Szybko zmniejszył odległość między nami.
- David Blue – powiedział, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Katrin Devine – uścisnęłam jego dłoń, a on delikatnie ucałował wierzch mojej.
- Miło mi panią poznać. Jestem synem właściciela tego budynku i razem z ojcem, cieszymy się, że wybrała pani akurat nasz budynek na urządzenie swojego wesela.
- To nie moje wesele – zareagowałam szybko, słysząc przemowę chłopaka, na co on lekko się zmieszał.
- Ale to pani zamawiała tę salę?
- Tak, ale ja jestem druhną. Ślub bierze moja przyjaciółka – wyjaśniłam.
- A myślałam, że Eleanor będzie druhną – usłyszałam szept jakiejś dziewczyny.
- Ja sądziłam, że Danielle – szepnęła druga, co wywołało mój chichot.
- W takim razie przepraszam za pomyłkę – wyjaśnił lekko zażenowany całą sytuacją.
- Nic się nie stało.
- Więc, co panią tu sprowadza?
- Wystarczy Katrin, chyba nie jestem tak stara, żeby była konieczność mówienia "pani". Szukam pana Bensona.
- Och, wiem gdzie on jest. Chodź, pokażę ci, Katrin – uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam.
- Pan się tak nie wysila, ona ma chłopaka – powiedziała jedna z dziewcząt, gdy je mijaliśmy, na co pozostałe wybuchły śmiechem, a ja cicho chichotałam, podążając za Davidem.
- Witam, panie Benson – podałam rękę starszemu mężczyźnie, na co on ją lekko uścisnął.
- Miło cię znowu widzieć, Katrin – uśmiechnął się, po czym podał mi kartę. – Oto ostateczny spis. Mam nadzieję, że teraz wszystko pasuje.
Szybko przejrzałam przekąski oraz ciasta i różne słodkości, które mają być na stołach od samego początku, po czym przeglądałam dania główne, desery i inne rzeczy, które znajdowały się w karcie.
- Idealnie – powiedziałam z uśmiechem, oddając mężczyźnie kartę.
- Cieszę się, że wreszcie się dogadaliśmy – zaśmiał się.
Porozmawiałam jeszcze chwilę ze starszym mężczyzną oraz Davidem. W sumie to dość długo z nimi stałam, aż rozmowę przerwał nam mój telefon.
- Przepraszam – uśmiechnęłam się do obydwu i odeszłam kawałek, po czym wyjęłam telefon. – Hej, skarbie.
- Cześć, słonko. Gdzie jesteś?
- Chwilowo w Domu Weselnym, a ty?
- Właśnie wracam do domu.
- Odebrałeś obrączki?
- Cholera! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – usłyszałam, na co wybuchłam śmiechem.
- Możesz po mnie podjechać? Odbierzemy je razem.
- Jasne. Zaraz będę.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie.
Rozłączyłam się i wróciłam do mężczyzn, którzy stali w tym samym miejscu, gdzie ich zostawiłam.
- Niesamowicie miło mi się rozmawiało, ale muszę już iść – powiedziałam podając rękę najpierw starszemu, a później młodszemu mężczyźnie.
- Nam również było miło – uśmiechnął się pan Benson.
- Miłego dnia, Katrin – dodał David, po czym opuściłam pomieszczenie, w którym do tej pory się znajdowaliśmy. – Do zobaczenia – uśmiechnęłam się, mijając kelnerki, na co wszystkie szeroko się do mnie uśmiechnęły.
- Do zobaczenia! – usłyszałam ich krzyk za sobą i niesamowity pisk, gdy już opuściłam kuchnię.
Chwilę później przechodziłam przez główną salę, gdzie dalej urzędowały dziewczyny. Pomachałam im, co one odwzajemniły i opuściłam budynek. Zauważyłam, że samochód Niallera już czeka, więc z uśmiechem ruszyłam w jego stronę i zajęłam miejsce pasażera.
- Co tak, skarbie? – uśmiechnęłam się, po czym cmoknęłam policzek chłopaka i zapięłam pasy.
- Poza tym, że jestem wykończony i jak widać mam sklerozę, to nic – uśmiechnął się słodko i ruszył z miejsca. – A jak u ciebie? Radzisz sobie?
- Bywało lepiej. Powiedzmy, że tak.
- Może ci pomóc?
- Byłoby miło. Najpierw odbierzmy obrączki. Mamy dwie godziny. Myślisz, że się wyrobimy?
- Dlaczego tylko dwie? – zmarszczył brwi, ale nadal był skupiony na drodze.
- Jadę z Pezz na ostateczną przymiarkę sukni.
- Och, rozumiem. Wrócisz na dziewiętnastą?
- Chyba tak, a czemu pytasz?
- Josh, ma do ciebie jakąś sprawę.
- Najwyżej się chwilę spóźnię. Gdyby coś, to niech czeka.
- Ok, przekażę.
- Rozumiem, że ani ty ani Zayn nie macie jeszcze krawatów?
- Nie, jeszcze nie. Chyba jutro będziemy po nie jechali, bo...
- Jasnoróżowe – przerwałam mu.
- Co?
- Mają być jasnoróżowe. Przynajmniej Zayna. Jaki ma być twój, powiem ci wieczorem.
- Ale dlaczego?
- Po prostu niech kupi jasnoróżowy, bo inaczej go uduszę.
- Dobrze, skarbie. O nic więcej nie pytam – skomentował, na co ja wybuchłam śmiechem.

~kilka godzin później~

- Mówię ci, że ta suknia jest śliczna i będziesz wyglądała bajecznie – próbowałam przetłumaczyć to blondynce, gdy stałyśmy w kolejnym sklepie i szukałyśmy odpowiedniej sukienki dla mnie.
- No dobra, skoro tak sądzisz, to niech ci będzie – odparła.
- Wreszcie – szepnęłam, śmiejąc się.
- Kat, może ta? – zapytała, pokazując mi beżową sukienkę.
- Pezz – skrzywiłam się. – Ona ani trochę nie jest w moim stylu.
- Tak, w twoim stylu, to znaczy przyjść na ślub w spodniach i jakiejś koszulce. Kat, błagam. Znajdź coś, bo moje nogi powoli odmawiają posłuszeństwa.
- Mówiłam, żebyś nie zakładała takich wysokich szpilek. Nie moja wina, że nie lubię sukienek, tak?
- Niech ci będzie, że nie twoja. Chociaż i tak masz być w sukience.
- Wiem, wiem.
- Może poszukamy jakiejś różowej? Wtedy ładnie pasowałaby do mojej sukni. Co ty na to?
- Nie lubię tego koloru, ale faktycznie ładnie by to wyglądało. Możemy spróbować.
- Super – zaśmiała się. – Ale nie w tym sklepie. Nie ma tu absolutnie nic ciekawego – dokończyła, po czym wyciągnęła mnie za rękę ze sklepu i wbiegła do drugiego, gdzie od razu zaczęłyśmy się rozglądać.
- Pezz, mam coś – odezwałam się i wyciągnęłam różową sukienkę.
- Jest cudna – powiedziała blondynka, zachwycając się. – No przymierzaj, na co czekasz.
- No już, już. Spokojnie – zaśmiałam się i udałam do przymierzalni.
Założyłam na siebie sukienkę i przejrzałam się w lustrze. Nie przypominałam siebie. Dziewczyna w lusterku była zapracowana i znudzona. Czy tak właśnie się czułam? Może nie koniecznie znudzona... bardziej zmęczona. Wszystko było czasochłonne. Nawet nie miałam chwili, żeby posiedzieć trochę z Niallem albo Joshem. Cholera! Josh! Spojrzałam na zegarek, który ukazywał dziewiętnastą dwadzieścia i sama się przeraziłam.
- Kat, długo jeszcze? – usłyszałam zza zasłony.
Jeszcze raz spojrzałam na dziewczynę w lustrze i opuściłam przebieralnię, by pokazać się przyjaciółce. Spojrzała na mnie, wytrzeszczając oczy i lekko otwierając usta. Dokładnie lustrowała mnie wzrokiem, a ja czekałam na jej opinię, która nie nadchodziła.
- I jak? – zapytałam w końcu.
- Wow. Kat, wyglądasz... wow. Wspaniale. Koniecznie weź tę sukienkę.
- Okey. Czyli ją bierzemy i zbieramy się. Josh na mnie czeka już od dwudziestu minut. Jestem pewna, że mnie udusi – mówiłam, wchodząc do garderoby, skąd usłyszałam cichy śmiech blondynki. – To naprawdę nie jest śmieszne, Pezz.
- No już się tak nie denerwuj.
Szybko przebrałam się w poprzednie ubrania, skutecznie unikając spojrzenia w stronę lustra i gdy wreszcie byłam ubrana, wyszłam z przymierzalni i udałam się do kasy, gdzie blondynka w średnim wieku zapakowała mi sukienkę w torbę z logiem sklepu, w którym się znajdowaliśmy. Zapłaciłam należną sumę i szybko wyszłyśmy ze sklepu.
Po kilku minutach byłyśmy już pod mieszkaniem. Zostawiłam torbę blondynce, żeby schowała ją do mojego pokoju, a sama wbiegłam do domu jak najszybciej mogłam. Już w progu zobaczyłam zdenerwowanego brata. Jednak nie był zdenerwowany na mnie. Był zdenerwowany tak, jakby zaraz miało się wydarzyć coś naprawdę ważnego, ale jednocześnie okropnie by się tego bał. Był tak nieobecny, że nie zauważył, że jestem już w domu.
- Josh! – krzyknęłam, żeby chłopak wreszcie mnie zauważył.
- Och, wreszcie jesteś! Chodź, musimy gdzieś iść i... no wiesz... pogadać!
- Um, no dobra. Więc chodź – uśmiechnęłam się zachęcająco.
Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy ulicą w stronę dobrze znanego mi parku. Cała drogę nic do mnie nie powiedział. Zaczynał mnie przerażać. Zachowywał się jakby był... chory. To było straszne. Wpatrywałam się w człowieka, który nie był sobą.
- Josh, opanuj się i powiedz mi, o co chodzi! – krzyknęłam, stając na środku ścieżki.
- Kat – chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie. – Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale chodź. Zaufaj mi. Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego nic złego.
- Dobra, idę, ale powinieneś wiedzieć, że naprawdę mnie dzisiaj przerażasz i mam nadzieję, że to przejściowe – powiedziałam i wyminęłam śmiejącego się chłopaka.
Chwilę później znajdowaliśmy się w odosobnionej części parku, gdzie prawie nikt nie przechodził. Szliśmy wprost do ławki, na której siedział uroczy szatyn. Na widok mojego brata uśmiechnął się i wstał z ławki, ale gdy zobaczył mnie, cofnął się tak, że z powrotem na niej usiadł, jednak po chwili znowu wstał, nie ruszając się z miejsca.. Josh zawahał się chwilę, ale mrucząc coś pod nosem odważniej podszedł do samej ławki. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale podeszłam razem z nim i patrzyłam raz na mojego brata, a raz na zdziwionego chłopaka, który górował nade mną wzrokiem i robił dokładnie to samo, co ja. Mój brat głośno westchnął, po czym raczył się odezwać.
- Więc... Michael, to jest Katrin, moja siostra – powiedział do szatyna, na co ten delikatnie się do mnie uśmiechnął, po czym Josh zwrócił się do mnie. – Kat, to jest Michael, mój chłopak – zakończył i patrzył na mnie uważnie.
Moje oczy skupiły się tylko na przerażonym bracie. Czyżby tak bardzo bał się mojej reakcji, na swoją drugą połówkę. Trzeba przyznać, że byłam strasznie zdziwiona całą tą sytuacją. Przeniosłam wzrok na Michaela, który również czekał na moją sytuację i najwyraźniej nie chciał się do mnie pierwszy odezwać, bo... też się bał? W jego oczach ewidentnie było widać przypływ adrenaliny i strach. Bał się, że zaraz zacznę krzyczeć i wyzywać go? Boże, co z nimi nie tak. Okey, może nie miałam styczności z homoseksualistami, ale to jest mój brat i akceptuję jego orientację i jeżeli chłopak, którego on pokochał nie leci na jego sławę i kasę, to oczywiście jego też lubię.
- Um, miło cię poznać – odezwałam się w końcu, wyciągając rękę w stronę chłopaka i widziałam jak obaj odetchnęli z wyraźną ulgą.
- Ciebie również, Josh wiele mi o tobie opowiadał – uśmiechnął się do mnie, po czym uścisnął delikatnie moją dłoń.
Siedzieliśmy we troje i bardzo długo rozmawialiśmy. Z moich aktualnych obserwacji wnioskuję, że Michael to odpowiedni chłopak dla mojego brata. Zobaczymy, co będzie dalej.

~trzy dni później~

Od kilku godzin zajmowałyśmy całe piętro naszego domu, natomiast chłopaki zajmowali dół. Chociaż podejrzewam, że oni już od dawna są gotowi. U nas jak na razie gotowa jest Vanessa, Danielle, Eleanor i właśnie kończymy fryzurę dla Alex, która również jest już ubrana, tak jak chciała.
- Dziękuję – zwróciła się do fryzjerki, wstając z miejsca. – Kat, teraz ty. Panna młoda zostaje na koniec.
Usiadłam na miejscu przed lustrem i patrzyłam na fryzjerkę, która wręcz zachwycała się moimi włosami, co było dla mnie trochę dziwne.
- Masz wybraną jakąś fryzurę? – zapytała nagle.
- Mogłyby być po prostu zakręcone? Nie chcę niczego innego – uśmiechnęłam się lekko, co ona odwzajemniła.
- Oczywiście, zaraz je zakręcimy.
Gdy kobieta wzięła się za kręcenie moich, długich włosów, dziewczyny zaczęły wyciągać sukienkę oraz buty, które miałam założyć na ceremonię i wesele. Cierpliwie czekałam, patrząc na poczynania dziewczyn i rozmawiając z nimi.
Po godzinie moje włosy były idealnie zakręcone i spryskane dużą ilością lakieru, by efekt wytrzymał przez cała noc. Udostępniłam miejsce pannie młodej, a sama zaczęłam zakładać swoją sukienkę, a następnie wcisnęłam na nogi pudrowe szpilki. Gdy już byłam gotowa, wyjęłam suknię Pezz i powiesiłam ją na drzwiach szafy, a dziewczyny zaczęły uważnie jej się przyglądać. Następnie wyciągnęłam również szpilki blondynki oraz bukiecik, który miała trzymać.
Po ponad godzinie fryzura Perrie była już gotowa. Blondynka wstała z miejsca i podziękowała fryzjerce, która spakowała swoje rzeczy i po pożegnaniu nas, złożeniu życzeń pannie młodej i życzeniu dobrej zabawy, wyszła. Zaczęłam pomagać blondynce w założeniu sukni, po czym gdy wszystkie byłyśmy już gotowe spojrzałyśmy na zegarek. Rodzina Perrie i Zayna powinna być w domu za niecałe pięć minut, więc razem z dziewczynami zostawiłyśmy pannę młodą na górze, żeby zeszła, gdy już wszyscy się pojawią, a same zeszłyśmy na dół, żeby przywitać rodzinę, państwa młodych. Stukot naszych obcasów rozległ się po całym mieszkaniu. Vanessa razem z Alex szła z przodu, za nimi Eleanor i Danielle, a ja schodziłam na samym końcu. Chłopaki, po usłyszeniu, ze nadchodzimy zbiegli się do schodów i z uwagą wpatrywali się w każdą po kolei. Każdy miał pasujący do swojej partnerki krawat. Uśmiechnęłam się, widząc, że Niall jednak ma różowy, który zbyt bardzo mu się nie podobał. Zeszłam na sam dół i podeszłam do blondyna, po czym delikatnie poprawiłam supeł przy szyi.
- Wyglądasz cudownie – szepnął słodko się uśmiechając.
- Ty również – powiedziałam cicho i pocałowałam chłopaka.
- Kat, a gdzie jest Pezz? – usłyszałam głos Zayna.
- Na górze. Zejdzie jak już będą wszyscy. Takie są zasady – uśmiechnęłam się do chłopaka, który najwyraźniej nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy swoją, przyszła żonę.
Kilka minut później zadzwonił dzwonek, więc poszłam, by je otworzyć i przywitałam rodzinę Malika, która zjawiła się jako pierwsza, a chwilę później pojawiła się rodzina Perrie. Gdy dziewczyny prowadziły rodzinę dziewczyny na górę, ja weszłam po nią na górę.
- Już czas – uśmiechnęłam się, wchodząc do pokoju, gdzie na środku stała blondynka, wpatrując się w lusterko. – Wszystko w porządku? – zapytałam, zamykając drzwi.
- Ja... Ja nie dam rady – odwróciła się w moją stronę. – Kat, to... Ja się boję. Co jeżeli on się rozmyśli i przy wszystkich powie "nie"? Nie potrafię tam wyjść.
- Chodź tutaj – szepnęłam rozkładając ręce, a po chwili dziewczyna tkwiła w moim uścisku. – On nie może się doczekać, kiedy wreszcie zejdziesz. Kocha cię i na pewno cię nie zostawi. Poza tym będę tuż za tobą. Wystarczy, że się odwrócisz i mnie zobaczysz. Będę cię wspierała, Pezz. Zawsze i mimo wszystko. Nie masz się czego obawiać. Wszystko będzie dobrze.
- Jesteś pewna? – usłyszałam jej szept.
- Oczywiście, że tak. Sama zobaczysz – uśmiechnęłam się, odsuwając ją od siebie, ale cały czas trzymając ją za ramiona. – Chodź, wszyscy czekając, żeby zobaczyć piękną pannę młodą.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i jeszcze raz mnie przytuliła, po czym wzięłam jej bukiecik i razem zeszłyśmy na dół. Malik był zachwycony widokiem Perrie i cudownie się na nich patrzyło. Po dość długim błogosławieństwie oddałam dziewczynie bukiecik i ruszyliśmy do wynajętej limuzyny. Oczywiście dookoła była ochrona, ponieważ przy bramie stali fani i paparazzi, którzy robili zdjęcia. Para młoda wsiadła na tyły limuzyny, natomiast Niall usiadł na miejscu kierowcy, a ja zajęłam miejsce obok niego. Pozostali wsiedli do busa, a jeszcze inni do samochodów i otoczeni ochroną ruszyliśmy pod kościół, gdzie razem ze zgromadzonymi weszliśmy do środka.
Po zakończonej ceremonii wszyscy ruszyliśmy do Domu Weselnego i świetnie bawiliśmy się do białego rana...
____________________________________
Pierwsze ogłoszenie: zmieniłam wygląd, podoba się?
Drugie ogłoszenie: koniecznie przeczytajcie http://www.twitlonger.com/show/n_1rlukg9
Trzecie ogłoszenie: już prawie zakończyłam całe opowiadanie. Cieszycie się? Mi jest trochę smutno z tego powodu. Epilog pojawi się we wtorek (20.08.2013r.). Wiem, że każę wam trochę czekać, ale tak już ustaliłam. Oficjalnie we wtorek zakończę bloga. Pojawi się epilog i dluuuga notka pożegnalna ode mnie.
Kocham was wszystkich i cieszę się, że tyle ze mną wytrwaliście.
Miłego czytania. ;3

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 99.

CZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM.

~trzy miesiące później~

- Ej, Pezz - uśmiechnęłam się siadając obok blondynki. - Ustaliliście już datę ślubu?
- W sumie to ostatnio dużo o tym rozmawialiśmy i ceremonia odbędzie się za równy miesiąc - wyszczerzyła się w moją stronę, po czym wszystkie zrobiłyśmy "aww" i wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Chłopcy mają dziś różne próby i wywiad, a my postanowiłyśmy zostać w domu. Wreszcie mamy okazję, by trochę poplotkować. W sumie to dzięki dziewczynom najbardziej się pozbierałam. Przetłumaczyły mi, że nie mogę żyć przeszłością i w końcu mój umysł przyjął tę wieść. Eryk oczywiście pojechał razem z chłopakami, bo cytuję: jeżeli one znów zaczną gadać o tyłku Brada Pitta, to ja chyba zwariuję! - oczywiście każdy skomentował to śmiechem, a przyjaciel w końcu i tak zabrał się z resztą. Każda z nas zajęła jakieś miejsce w ogromnym salonie i zaczęłyśmy rozmowę.
- Więc, moje drogie, czyj tyłek dziś obgadamy? - odezwała się Alex, zabawnie poruszając brwiami, na co wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
- Czekajcie! - wrzasnęła Eleanor i wstała z miejsca, po czym całkowicie wyszła z salonu.
- Ktoś wie, o co jej chodzi? - zapytała Perrie.
- Nie, ale pewnie zaraz się dowiemy - zaśmiałam się i w tym samym czasie do pokoju wpadła brunetka z kieliszkami w jednej ręce oraz winem w drugiej.
- Czyżby wewnętrzny alkoholik się odezwał? - zaśmiałam się, a wszystkie mi zawtórowały.
- Czasami trzeba się napić, Kat - mrugnęła do mnie Dani i pomogła Calder z kieliszkami.
- Właśnie! - wykrzyknęła Pezz, nalewając mi wina. - Zostaniesz moją druhną?
- Ja?!  - zdziwiłam się.
- Oczywiście - zwróciła się do mnie, wydymając usta. - Prooooszę.
- Z przyjemnością, Pezz.
- Super! - pisnęła i przytuliła się do mnie, po czym zwróciła się do dziewczyn. - Mam nadzieję, że się nie obrażacie.
- Przestań - zaczęła El. - Przecież z Kat miałaś najlepszy kontakt i od razu wiedziałam, że będziesz chciała by to ona została twoją druhną.
- Popieram - dodała Dani.
- A ja się spodziewałam, że wybierzesz Elkę - zaśmiała się Alex. - Ale Kat to zdecydowanie lepszy wybór.
- Ej! - wtrąciła Calder z udawaną powagą. - Sądzisz, że ja nie byłabym dobrym wyborem?
- Wiesz... Z tym twoim wewnętrznym alkoholikiem? Wybacz kochana - powiedziała, wystawiając język w stronę Eleanor, po czym całą piątką wybuchłyśmy śmiechem.

~kilka godzin później~

- No to zdrowie, kochane! - wrzasnęła ledwo zrozumiale Alex, podnosząc do góry kieliszek z wódką.
- Zdrowie! - wrzasnęłyśmy i wszystkie wypiłyśmy po ostatnim kieliszku trunku, którego butelka po chwili wylądowała obok trzech pustych butelek po czerwonym winie i jednej po białym.
Siedziałam po turecku na kanapie rozglądając się po wirującym pokoju, tuż obok mnie siedziała Perrie, która trzymała ręce pod pupą twierdząc, że będzie miała przez to czarodziejskie wzorki prosto z Hogwartu. Przede mną stał szklany stolik, na którym stały puste już kieliszki. Za stolikiem, na plecach, leżała Alex i z uwagą wpatrywała się w sufit. Po mojej prawej stronie na niewielkim fotelu "leżała" Eleanor. Nie wiem, czy można to nazwać leżeniem, gdyż na fotelu była jedynie jej pupa oraz połowa pleców. Nogi zwisały po prawej stronie fotela, natomiast głowa i druga połowa pleców, po jego lewej stronie. Natomiast Danielle siedziała na podłodze, oparta o drugi fotel, z podciągniętymi pod brodę kolanami i nerwowo rozglądała się po całym pomieszczeniu. Wszystkie, co kilka minut wybuchałyśmy niepohamowanym śmiechem, po czym przez chwilę byłyśmy poważne.
- Nie patrz tak na mnie! - wrzasnęła nagle Johnson, zwracając na siebie uwagę.
- Do kogo mówisz? - wybełkotałam.
- No do Siuśka!
- Siuśka? - zapytała Eleanor, przekrzywiając głowę w prawą stronę.
- Taaaak. To mój jednorożec jest.
- Masz jednorożca? - pytała podekscytowana Perrie wyciągając swoje ręce spod pupy. - Patrzcie! Jestem Harolda Potter! - krzyczała pokazując swoje dłonie, na których odbiły się jej dżinsy.
- Dziewczyny - zaczęłam niepewnie. - Gdzie my jesteśmy?
- Chyba w domu, Kitty - odezwała się Alex.
- Niee. My płyniemy. Nie czujesz tego? Jest tak... tak się wszystko kołuje. A ja mam chyba chorobę morską.
- Kat, dlaczego na statku są gremliny? - zapytała przerażona Danielle, po czym zaczęła przeraźliwie piszczeć. - One chcą mnie zjeść!
Po jej słowach wszystkie, razem z nią, wybuchłyśmy śmiechem, który przerwała Eleanor.
- Myślicie, że jak mnie ugryzie wampir, to ja nim zostanę?
- Chyba tak - odpowiedziała niepewnie Pezz.
- Ale ja bym wolała zostać wilkołakiem! - krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- El, dlaczego płaczesz? - zapytałam.
- Bo Edward już mnie ugryzł! A ja nie chcę być wampirem! Ja chciałam być z Jackobem! Chciałam być wilkołaczką! - krzyczała przez płacz.
Jej szloch został przerwany dźwiękiem przekręcanego w drzwiach klucza.
- O nie! Więcej gremlinów! One nas zjedzą! - krzyczała Danielle, chowając się za fotelem.
- Nie! To Edward przyszedł, żeby zabrać mnie od Jackoba! Odejdź! - wrzeszczała Eleanor, która po chwili chowała się za drugim fotelem.
- A co jak to dementorzy?! - piszczała Pezz.
- Spokojnie - wybełkotała Alex. - Siusiek nas obroni!
- Dziewczyny! Przecież jesteśmy na mooorzu, tu nikt nie może przyjść - zapewniłam je.
Mimo wszystkich zapewnień, w końcu wszystkie schowałyśmy się za kanapą i patrzyłyśmy prosto na wejście do salonu. Słyszałyśmy skrzyp podłogi, który był coraz bliżej nas i zaczęłyśmy głośno piszczeć, a w salonie pojawili się zdziwieni chłopcy.
- Zaskoczymy was - zaczął Eryk.
- Nie jesteśmy gremlinami - zapewnił Liam.
- Ani Edwardami - dodał Louis.
- Nawet dementorami - dokończył Zayn.
- Nie jesteśmy na morzu - poinformował Niall.
- I żaden Siusiek was nie obroni - zaczął Styles. - A właściwie to kto to jest?!
- I co wam jest?! - zakończył Josh.
- Liaaaaaam! - podniosła się Dani, rzucając się na chłopaka. - Gremliny chcą mnie zjeść, ratuj mnie!
- I tak nie zabierzesz mnie od mojego Jackoba! My się kochamy! - wrzeszczała Eleanor do Louisa, który patrzył na nią zaskoczony, gdy tuliła do siebie wielką poduszkę.
- A ja jestem Harolda Potter! Zostaniesz moim Ginem Weasley'em? - Pezz skierowała swoje pytanie do mulata, podnosząc się i patrząc na niego z miną zbitego psiaka.
- Jesteś czarodziejem i sprawiłeś, że jesteśmy z powrotem w domu? - zapytałam, podchodząc do zdziwionego blondyna i mocno go przytulając. - Dziękuję! Miałam chorobę morską, a tam bardzo kołysało, wiesz?
- Nie wiesz kim jest Siusiek?! No wiesz?! Ranisz! To mój jednorożec, którego dała mi Rada Najwyższa, jak miałam 4 lata i rodzice nie chcieli kupić mi psa! Jak mogłeś o tym nie wiedzieć?! - krzyczała zbulwersowana Alex.
Niall, Liam, Louis, Zayn oraz Harry wpatrywali się ze zdumieniem w każdą z nas, natomiast Eryk i Josh spojrzeli na siebie, po czym wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Widzicie te butelki? - zapytał przez śmiech mój brat wskazując na puste butelki obok kanapy. - Dały czadu!
- Cóż , to wasze dziewczyny - odezwał się Eryk. - Poradzicie sobie - powiedział, po czym razem z Joshem, cały czas się śmiejąc, opuścili salon.
- Alex, może pójdziemy spać? - zapytał spokojnie Harry, po czym wyciągnął dłoń w stronę blondynki, która szybko podeszła i splotła ich palce.
- A ty ze mną pójdziesz?
- Sama się boisz?
- Tak.
- A czego?
- No bo wiesz, tylko nie mów nikomu - mówiła stopniowo ściszając głos, ale ja stałam obok, więc wszystko słyszałam. - Bo ja dzisiaj zapomniałam dać Siuśkowi magiczne cukierki i w ogóle nie dałam mu nic do jedzenia i się boję, bo on tak dziwnie na mnie patrzy. A co jak mnie zgwałci? - zakończyła, a szczęka Harry'ego dosłownie opadła na ziemię.
- Spokojnie, kochanie. Jestem obok, więc on nic ci nie zrobi.
- Ale zamkniesz go na balkonie?
- Dlaczego?
- Bo on się ciebie nie boi i właśnie powiedział, że jesteś Loczusiem-słodziusiem, który nic mu nie zrobi. Wiesz, Siusiek ma magiczne moce.
- Dobrze wiedzieć, skarbie. Chodźmy już.
Alex skinęła głową i obydwoje udali się na górę. Chwilę później w ich ślady poszedł Liam, który niósł Danielle "chroniąc ją przed gremlinami". Gdy Zayn zgodził się być Ginem Weasley'em, Perrie również poszła na górę, by pójść spać, ale mniej więcej w połowie schodów, szybko z nich zbiegła i pobiegła do łazienki, gdzie odprawiała litanię to toalety. Louis zaczął przekonywać Eleanor, że Jackob to poduszka, ale średnio mu się to udawało. Natomiast Niall widząc, że nie jestem w stanie sama się ruszyć wziął mnie na ręce i zaniósł na górę, gdzie niemal od razu zasnęłam przytulona do jego boku.

~następnego dnia~

Rażące promienie słoneczne, wybudziły mnie ze snu. Szybko się podniosłam, w efekcie czego jęknęłam z bólu i z powrotem opadłam na poduszkę. Powtórzyłam czynność podnoszenia się, ale tym razem zrobiłam to powoli. Czułam jakby ktoś rozsadzał mi głowę. Nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów, powoli rozejrzałam się po pokoju. Zastanawiałam się, gdzie jest Niall i jak znalazłam się w pokoju. Spojrzałam na zegarek, którego wskazówki ukazywały 12:02 i postanowiłam zejść na dół, by wziąć jakiegoś proszka. Wszędzie było cicho. Czyżby wszyscy jeszcze spali? W ogóle, co się wczoraj wydarzyło?! Wiele pytań siedziało w mojej głowie, ale postanowiłam na razie nie zwracać na nie uwagi. Ruszyłam do kuchni i gdy tylko przekroczyłam próg, spojrzenia chłopaków od razu mnie odnalazły.
 - Cześć Kitty - wyszczerzył się Eryk. - Jak ci się wczoraj podobało na morzu?
 - Gdzie? - zapytałam zdziwiona, na co wszyscy wybuchli śmiechem. - Cicho... Głowa mi pęka.
 - Proszę, to ci pomoże - odezwał się Niall, podając mi tabletkę i kubek z wodą.
 - Dzięki - odparłam i szybko połknęłam tabletkę, gdy akurat do pomieszczenia weszła Eleanor.
 - Dajcie mi jakieś tabletki - szepnęła błagalnie i po chwili ona również dostała upragnioną rzecz.
 - El - zaczął Josh. - I co? Zły Edward w końcu zabrał cię od ukochanego Jackoba? - zapytał, wybuchając śmiechem, a reszta mu zawtórowała.
Popatrzyłam zdziwiona na dziewczynę, a ona na mnie. Odstawiłyśmy puste kubki i wyszłyśmy z pomieszczenia.
 - Pamiętasz coś z wczoraj? - zapytała szeptem.
 - Nie, a ty?
 - Pamiętam, ale do drugiej butelki wina. Później już nic.
 - To my coś wczoraj piłyśmy?
 - Najwyraźniej dużo tego było, Kat.
 - Mam pomysł - powiedziałam i wróciłam do kuchni, po czym wzięłam całe opakowanie tabletek i wróciłam do Calder. - Idziemy budzić dziewczyny, może one będą pamiętały.
Na pierwszy ogień poszła Alex, która była równie zagubiona, co my. No może nie tak bardzo, ponieważ ona pamiętała cztery wina i początek butelki z wódką. Coraz ciekawiej. Następnie razem z Alex obudziłyśmy Perrie.
 - Głowa mi pęka - wyznała dziewczyna połykając proszka.
 - Pamiętasz coś? - zapytała od razu Alex.
 - A wy nie? - zapytała, na co pokiwałyśmy przecząco głowami. - Pamiętam, że dużo piłyśmy. Później Alex krzyczała na swojego jednorożca, jak on się nazywał... Wiem! Siusiek!
 - Żartujesz, prawda? - zapytała blondynka z szeroko otwartą buzią.
 - Nie. Poważnie mówię. Później Kat myślała, że jesteśmy na statku, bo wszystko wirowało. Następnie Eleanor płakała, że ugryzł ją Edward, a ona chciała zostać z Jackobem i tuliła do siebie poduszkę z myślą, że to właśnie Jackob. Danielle piszczała, że gremliny atakują i to chyba tyle.
 - A ty?
 - Siebie nie pamiętam. Wiem, że jak szłam na górę z Zaynem to zrobiło mi się niedobrze i pół nocy przesiedziałam w łazience.
 - No to ciekawie - skomentowała Calder.
 - Może Danielle będzie pamiętała, co było z tobą - dodałam i wszystkie udałyśmy się do najstarszej z nas.
Oczywiście, gdy tylko się podniosła to jęczała z bólu, więc od razu dałyśmy jej tabletkę i zapytałyśmy, czy coś pamięta.
 - Wiem, że Perrie była Haroldą Potter, a Alex krzyczała na swojego jednorożca i bała się, że on ją zgwałci. No i że El krzyczała na Louisa, że nie zabierze jej od Jackoba, bo oni się kochają.
 - No to pięknie - skomentowałyśmy wszystkie, gdy Pezz wyjaśniła Danielle, co było z nią, po czym wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
Następnie rozeszłyśmy się, żeby doprowadzić się do porządku i zeszłyśmy na dół. Oczywiście cały dzień chłopaki nam opowiadali, co dokładnie robiliśmy i wszystko kończyło się na gromkim śmiechu. Szkoda tylko, że sama wszystkiego nie pamiętałam...
______________________________________

Wiecie jak mi się to ciężko pisze?
Próbuję i próbuję, ale nie mogę tego ogarnąć i strasznie się cieszę, że to już prawie koniec. Na dziś to by było tyle.
O! Mam dla was zwiastun nowego opowiadania:
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Na blogu jest już wprowadzenie, zwiastun oraz bohaterowie. Prolog powinien się niedługo pojawić. Osobiście sądzę, że to będzie najlepsze, co do tej pory napisałam.

Tutaj został tylko jeden rozdział i epilog.
Jak się z tym czujecie?
Miłego czytania.  ;3

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 98.

~miesiąc później~

Jak na razie wszystko jest wspaniale. Nowy dom jest ogromny i przede wszystkim cudowny! Mamy 2 piętra, 16 pokoi, z czego każdy ma swoją łazienkę i jeszcze jedna jest na dole. Do tego wszystkiego ogromna kuchnia, która jest pięknie wystrojona. Wszystko jest idealnie, a co najlepsze... mieszkamy WSZYSCY razem w jednym mieszkaniu, oprócz Dana, który niestety się wyprowadził. Siedziałam właśnie dziewczynami w pokoju, który Alex dzieliła z Harrym i wybierałyśmy blondynce strój na wieczorny koncert. Chłopcy pojechali na próbę ponad godzinę temu, a Eryk pojechał razem z nimi, bo stwierdził, że przebywanie w tak licznym gronie dziewczyn może mu poważnie zaszkodzić, co wszyscy skomentowaliśmy śmiechem. Gdy wreszcie Alex wybrała odpowiednią sukienkę, zaczęłyśmy wielkie przygotowania...
 
~dwie godziny później~
Arena, Londyn, 17:00.
 
Chłopcy byli zestresowani. To nie był zwykły koncert, on miał być wyjątkowy. Eryk próbował ich jakoś uspokoić zapewniając, że wszystko będzie idealnie, ale to wcale nie pomagało. Największy stres narastał w Mulacie. Głównie dla niego to nie jest jakiś tam koncert. To najważniejszy koncert w jego życiu, dzięki któremu może stać się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, o ile wszystko przeminie tak jak razem z chłopakami, to zaplanował. Na pewno się uda! - pomyślał, po czym odsunął od siebie wszystkie myśli i razem z chłopakami udał się do garderoby, by przebrać się w stroje do pierwszej części występu.
Gdy chłopcy już się przebrali i dochodziło wpół do szóstej wieczorem, pod arenę, gdzie zebrali się fani podjechała czarna limuzyna. Fani szybko rzucili się na samochód z nadzieją, że ich ulubieńcy w niej siedzą. Samochód został szybko odgrodzony przez kilku ochroniarzy i wtedy drzwi czarnego auta się otworzyły, a jako pierwsza wysiadła ślicznie wyglądająca Katrin, na widok której fani zaczęli głośno piszczeć. Na twarzy dziewczyny pojawił się
ogromny uśmiech, po czym pomachała do fanów i kiwnęła ręką reszcie, na znak, że mogą wysiąść. Po chwili obok Kitty pojawiła się Perrie, zaraz za nią wyszła Danielle, później Eleanor, a na końcu obok dziewczyn stanęła Alex. Cała piątka z fascynacją wpatrywała się w tłum, który piszczał na ich widok. Cały czas można było usłyszeć pojedyncze krzyki, które informowały dziewczęta o tym, że niektórzy ich uwielbiają, a inni nienawidzą. Gdy z ust jednej z fanek wypłynęły dość niemiłe słowa skierowane w stronę Eleanor oraz Alex, ochroniarze szybko zareagowali i wprowadzili całą piątkę do budynku.
- Nie zwracajcie na nią uwagi – zareagowała szybko Katrin.
Obie zgodnie pokiwały głowami i wszystkie ruszyły szukać chłopców, by życzyć im udanego występu i przy okazji zabrać Eryka na miejsca. Chłopak został już wtajemniczony w plan chłopaków, więc z wielkim uśmiechem czekał, aż wszystko się zacznie. Jego podekscytowanie było niemal namacalne. Szybko opanował swoje emocje, gdy w drzwiach garderoby pojawiły się dziewczyny. Każda po kolei podeszła do swojego chłopaka i bez słów się w niego wtuliła. Drobny gest, a znaczył tak wiele dla obu stron...
 
~jakiś czas później~
 
Chłopcy właśnie zbiegli ze sceny, by przebrać się na drugą część koncertu. Na tę część, która miała być wyjątkowa dla wszystkich zgromadzonych, oglądających, a także dla nich samych. Serca wszystkich biły ze zwiększonym tempem.
- Uda się – odezwał się ze spokojem Josh, wchodząc do garderoby. – Wyjdźcie tam i róbcie to, co zawsze. Wtedy na pewno wyjdzie dobrze.
- Dzięki, Josh – powiedzieli razem, na co wybuchli gromkim śmiechem.
Gdy chłopcy przygotowywali się do ponownego wejścia na scenę Eryk czekał na odpowiedni moment, by zaciągnąć dziewczęta za kulisy. Wszystkie zastanawiały się, czemu ich przyjaciel zachowuje się tak dziwnie, ale wolały nie pytać po raz kolejny, bo i tak nie chciał im odpowiedzieć. Gdy chłopak zobaczył, że Josh zajmujący ponownie miejsce, przy swojej perkusji unosi jedną rękę ku górze z uśmiechem wstał z miejsca.
- Chodźcie! – odezwał się uradowany, czym napotkał pytający wzrok przyjaciółek. – Musicie ich przecież... no wiecie! Trzeba życzyć im powodzenia!
Wymyślił na poczekaniu i klasnął w dłonie kończąc ostatnie zdanie. Dziewczyny przyznały mu rację i czym prędzej wszyscy ruszyli w stronę przyjaciół. Chłopaki tylko czekali na ich nadejście i gdy zobaczyli zbliżające się dziewczęta pomachali im, po czym wbiegli na scenę z szerokimi uśmiechami.
- To jest jakiś żart? – zareagowała Danielle unosząc jedną brew.
- Eryk – odezwała się Alex, mordując chłopaka wzrokiem. – Co się tu dzieje?
- Ja nic nie wiem! – chłopak uniósł ręce w geście obronnym, na co Katrin pokiwała z politowaniem głową.
- Nie umiesz kłamać – wyznała i gdy chciała coś jeszcze dodać do ich uszu dobiegł głos chłopaków ze sceny, więc wszystkie podeszły bliżej, by mieć doskonały widok na całe przedstawienie.
- Teraz mamy dla was wszystkich niespodziankę – zaczął podekscytowany Liam.
- Mamy nową piosenkę! – dodał równie podekscytowany Harry.
- Nie jest to zwykła piosenka – uprzedził Louis.
- Napisaliśmy ją z pomocą Dana oraz Josha – powiedział z uśmiechem Niall.
- Dla osób, które naprawdę wiele dla nas znaczą – dokończył Zayn. – Chcielibyśmy zaprosić na scenę...
- Danielle Peazer.
- Alex Johnson.
- Eleanor Calder.
- Katrin Devine.
- Oraz Perrie Edwards.
Każdy po kolei wymienił imię ważnej dla siebie osoby, po czym wszyscy odwrócili się ku wejściu na scenę, gdzie stały zszokowane dziewczyny. Eryk widząc ich dezorientację, zaśmiał się głośno i pchnął je lekko na ogromną scenę. Niepewnie podeszły po kolei do swoich chłopaków, starając się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Jednak oni nic nie zdradzali. Po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki najnowszej piosenki. Każdy po kolei chwycił swoją dziewczynę za rękę i splótł ich dłonie razem, po czym Liam patrząc w oczy Danielle zaczął śpiewać.
 
Liam:
Ludzie mówią, że nie powinniśmy być razem
Że jesteśmy za młodzi by wiedzieć wystarczająco o wieczności
Ale ja mówię, że nie wiedzą
O czym mó-mó-mówią
Harry:
Bo ta miłość staje się coraz silniejsza
Więc nie chcę czekać ani chwili dłużej
Pragnę jedynie powiedzieć światu o tym że jesteś moją, dziewczyną, Ohh...
Zayn:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni
Wszyscy:
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe swoje życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni o nas nie wiedzą
 
Niall:
Wystarczył jeden dotyk i stałem się wierny tylko Tobie
Każdy nasz pocałunek staje się coraz słodszy
Harry:
To staje się lepsze
Staje się lepsze za każdym kolejnym razem, dziewczyno
 
Zayn:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni.
Wszyscy:
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni nic o nas nie wiedzą

Louis:
Nie wiedzą jak bardzo wyjątkowa jesteś
Nie wiedzą, ile znaczysz dla mojego serca
Mogą mówić co tylko zapragną.
Bo nic o nas nie wiedzą

Niall:
Nie wiedzą co robimy najlepiej
To jest tylko między nami
Nasz mały sekret

Zayn:
Ale chcę im powiedzieć
Chcę powiedzieć światu
Że jesteś moją, dziewczyną
 
Wszyscy:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni.
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
 
Zayn:
Nie wiedzą o nas.

Każda z kolei patrzyła z zachwytem na swojego chłopaka, a dźwięki piosenki powoli ucichały. Z oczu każdej z dziewcząt płynęły łzy. Łzy szczęścia. Były zachwycone tym, co przed chwilą się wydarzyło i nie miały pojęcia, że to nie koniec całego przedstawienia, a dopiero początek. Mulat głośno odetchnął, po czym spojrzał w pełne łez oczy blondynki,

która wpatrywała się w niego z zachwytem. Teraz albo nigdy. Chłopcy wiedząc, co za chwilę się wydarzy przyciągnęli do siebie swoje dziewczyny, po czym razem z nimi odwrócili się w stronę Malika, który uklęknął przed Perrie.
- Czy ty, Perrie Louise Edwards, uczynisz mnie najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i wyjdziesz za mnie? – zapytał niepewnie i wyciągnął z kieszeni marynarki pudełko z cudownym pierścionkiem.
Wszyscy fani zrobili zgodnie "oo" i zaczęli krzyczeć, by Pezz powiedziała "tak". Dziewczyna jednak wpatrywała się zdumiona w klęczącego przed nią chłopaka i jedną ręką zakrywała sobie usta, a z jej oczu płynęły coraz to nowsze łzy. W końcu kiwnęła twierdząco głową, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani jednego słowa, na co chłopak odetchnął z ulgą, podniósł się u włożył dziewczynie na palec pierścionek. Blondynka spojrzała na swoją dłoń, po czym mocno wtuliła się w Malika. Po kolejnej piosence, którą było Summer Love dziewczyny zeszły ze sceny, a chłopcy kontynuowali koncert, który potrwał jeszcze około godzinę, a następnie wszyscy wrócili do domu i zorganizowali "mini party", by uczcić zaręczyny Perrie i Zayna.
________________________________________

wybaczcie opóźnienie. wakacje = brak czasu.
następny rozdział w sobotę.
miłego czytania. ;3

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 97.

~środa~

Stałam przed lusterkiem wiążąc włosy w eleganckiego koka, po czym wypuściłam z niego
kilka bocznych pasemek. Efekt nawet mnie zadziwił. Jednak mój wygląd nie pozwolił zapomnieć mi o tym, co za chwilę się wydarzy. Mam stanąć twarzą w twarz z koszmarem, a raczej dwoma koszmarami, które więziły mnie jeszcze kilkanaście dni temu. Niesamowicie się denerwowałam. Fakt, że mają jednego z najlepszych adwokatów w całym mieście wcale mi nie pomagał. Kobieta podobno przegrała tylko dwie rozprawy, a w pozostałych oskarżeni byli uniewinnieni, bądź wypuszczeni na warunkowe. Jednego byłam pewna - Dylan nie może dostać warunkowego, gdyż już je ma. Za ostatnie przetrzymywanie mnie dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć. Odetchnęłam z nadzieją, że w jakiś sposób wylecą ze mnie wszystkie negatywne emocje, ale to nie pomogło. Mój oddech był zdecydowanie zbyt przyśpieszony, a wizje wypuszczanych na wolność Ashtona i Dylana cały czas mnie zadręczały. Jedno wiem na pewno - za nic w świecie nie chcę, żeby oni wyszli stamtąd wolni, to byłby mój koniec.
- Kitty, musimy już iść – oznajmiła Alex wchodząc do mojego pokoju.
- Wiem – szepnęłam, a blondynka weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Ej, nie stresuj się. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- Mam taką nadzieję.
- Przesadzasz. Chodź, wszyscy już czekają. Twoi rodzice pojechali już do sądu, bo musieli coś jeszcze załatwić.
- Alex – zatrzymałam wypowiedź dziewczyny, a ona spojrzała na mnie pytająco. – Rozprawa będzie po angielsku, czy po polsku?
- Angielski. Przecież, gdyby była po polsku, to Ashton nic by nie zrozumiał.
- No tak. Całkowicie zapomniałam, że on jest z Anglii.
- Spakowałaś się już?
- Tak. Wszystko już zrobiłam. Chodźmy.
- Jasne – uśmiechnęła się pokrzepiająco i ruszyła do drzwi.

***

Serce waliło mi jak oszalałe. Stałam pod drzwiami sali sądowej i mocno wtulałam się w ramiona blondyna, który przytulał mnie od tyłu. Na korytarzu było pełno reporterów, którzy cały czas robili zdjęcia. Na szczęście dookoła nas było pełno ochroniarzy, których ściągnął Paul. Po chwili zauważyłam wielki szum po prawej stronie. Spojrzałam tam, żeby dowiedzieć się, co się dzieje i wtedy zobaczyłam ich. Byli prowadzeni przez czterech policjantów, a przed nimi szła kobieta w średnim wieku. Ubrana w ołówkową spódnicę za kolano, białą, idealnie wyprasowaną koszulę oraz marynarkę w kolorze spódnicy blondynka szła z uniesioną głową. Wyglądała na pewną siebie. Stanęła przed wejście, po czym zmierzyła mnie wzrokiem i weszła na salę, a tuż za nią wprowadzeni byli oskarżeni. Jeden z policjantów poinformował mnie, że muszę być obecna na sali od samego początku oraz, że za równe pięć minut wszystko się zacznie. Zadrżałam słysząc tak krótki czas.
- Spokojnie – wyszeptał Horan, gdy patrzyłam jak reporterzy zajmują miejsca na sali. – Oni robią za widownię. My będziemy mogli tam wejść dopiero, gdy nas wywołają. Dasz sobie radę.
Kończąc swoją wypowiedź pocałował mnie w czubek głowy, po czym weszłam na wielką salę. Wszystko było tak przerażające. Starałam się nie patrzeć w prawą stronę, by nie napotkać wzroku któregokolwiek z nich. Jakimś cudem mi się to udało. Szybko zajęłam miejsce na ławce i wbiłam wzrok w splecione na kolanach dłonie.
- Panna Devine? – usłyszałam nad sobą męski głos.
Szybko podniosłam wzrok i napotkałam pełne troski spojrzenie mężczyzny, który wczoraj zbierał moje ostateczne zeznania. Jest to starszy, wysoki blondyn, o krótko ściętych włosach i dużych okularach na nosie. Prokurator Tomasz Urbański jest odpowiedzialna za skazanie Ashtona oraz Dylana.
- Tak? – zapytałam otrząsając się.
- Powinnaś zając miejsce obok mnie. Jesteś osobą pokrzywdzoną w całej sprawie, czyli jesteś po tej samej stronie, co ja ponieważ chcesz, aby tamci ludzie zapłacili za to, co ci zrobili – mówił, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Proszę, zajmij miejsce, a ja za chwilę do ciebie dołączę.
Wstałam z ławki i usiadłam na dostawionym krześle obok prokuratora. Zauważyłam wielką teczkę podpisaną jako #12964, co chyba oznaczało numer rozprawy, a pod nim moje nazwisko oraz nazwiska oskarżonych. Siedziałam przez chwilę, która dla mnie zdawała się być wiecznością. Wgapiałam się w blat biurka, byleby nie podnieść wzroku i nie widzieć ich twarzy. Nagle wszystko się zaczęło. Wszyscy wstali, a na salę wszedł sędzia Michał Artur Klonowski razem z ławą przysięgłych, po czym wszystko nabrało tępa.
- Witam wszystkich. Sąd okręgowy rozpoczyna rozprawę. Stawili się oskarżeni Dylan Black oraz Ashton Kirst doprowadzeni z aresztu śledczego wraz z adwokatem...
- Izabelą Howard – kobieta wstała i skinęła głową w kierunku sędziego.
- Oraz prokurator...
- Michał Klonowski – tym razem to mężczyzna wstał i skinął głową.
- Na sali obecna jest również nieletnia pokrzywdzona Katrina Devine – czytał sąd, na co ja przytaknęłam. – W takim razie otwieram rozprawę sądową i udzielam głosu panu prokuratorowi.
- Oskarżam Dylana Blacka oraz Ashtona Kirsta o to, że dnia dwunastego listopada dwa tysiące dwunastego roku uprowadzili nieletnią Katrinę Devine oraz przez jedenaście dni przetrzymywali ją w domku letniskowym na obrzeżach miasta. Oskarżam ich również o wielokrotną przemoc fizyczną jak i psychiczną na nieletniej – dokończył, po czym zajął miejsce.
- Dziękuję. Oskarżeni wysłuchali treści oskarżenia, czy przyznajcie się do zarzucanego wam czynu?
Jedno pytanie. Na ogół proste, tak samo jak prosta jest na nie odpowiedź. Jednak nigdy nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
- Nie – odpowiedzieli równo, na co ja pierwszy raz skierowałam na nich swój wzrok.
Od razu nawiązali ze mną kontakt wzrokowy i widząc moją reakcję na twarzach obu pojawił się zwycięski uśmiech. Jednak wszystko, co zadziwiające, odrażające i złe, miało wydarzyć się później. Po krótkiej przemowie sądu i upomnieniu o mówieniu prawdy na pierwszy ogień poszedł Dylan. Zaczął zeznawać, że tego dnia, kiedy zaszantażował mnie bym się z nim spotkała w ogóle się nie widzieliśmy. Nie mogłam uwierzyć, w to, że tak dobrze szło mu kłamanie. Następnie przesłuchiwali Ashtona, który cały czas się jąkał i nie potrafił poprawnie skleić zdania, ale trzymał wersję swojego poprzednika. Gdy on skończył, nadeszła moja kolej. Wiedziałam, że tuż po mnie będzie Niall, który ogląda wszystko na ekranie małego telewizora na zewnątrz i wyobrażam sobie jak zaciska pięści w geście irytacji.
- Nazywasz się Katrin Joanna Devine, masz 17 lat i mieszkasz z rodzicami w Warszawie – czytał sędzia, gdy stałam przy barierce dla świadków.
- Tak – przytaknęłam.
- Dobrze. Na sali jest obecna również psycholog.
- Jestem wysoki sądzie – usłyszałam łagodny, kobiecy głos za sobą.
- W takim razie możemy zaczynać. Katrin opowiedz nam, co się stało dnia dwunastego listopada około godziny dwudziestej czterdzieści?
- Wyszłam z domu, żeby pójść do parku.
- Po co tam szłaś? – zapytała adwokat.
- Ponieważ dostałam wiadomość, w której zostałam zaszantażowana, że jeżeli nie pojawię się o danej godzinie w parku, to ucierpią moi znajomi.
- Pragnę przypomnieć, że komórka z ową wiadomością została dołączona do rozprawy i jest to dowód numer jeden – wtrącił prokurator.
- Co się później stało?
- W parku... Ja... Oni... – nie mogłam wydobyć z siebie normalnego zdania i cały czas się jąkałam.
Czułam na sobie ich palące spojrzenie, przez które nie mogłam się opanować. Ręce zaczęły mi się trząść i nie mogłam wydobyć z siebie żadnego zdania, tylko pojedyncze wyrazy, które nie miały żadnego ładu ani składu.
- Wysoki sądzie wnoszę o wyprowadzenie oskarżonych z sali na czas zeznań pokrzywdzonej – udzielił się prokurator.
- Panie Jurnes, panie Burn proszę o wyprowadzenie oskarżonych – zarządził sąd, po czym obydwaj zostali wyprowadzeni. – Katrn? Czy teraz dasz radę zeznawać?
- Ja... Chyba tak.
- Więc opowiedz nam, co się wtedy stało.
- Pamiętam, że w parku było bardzo ciemno. Nikogo nie widziałam. Szłam cały czas przed siebie i wtedy usłyszałam jego głos za sobą.
- Czyj głos?
- Dylana.
- Tak po prostu rozpoznałaś jego głos? – zakpiła adwokat.
- Po wydarzeniach, które miały miejsce rok temu? Jego głos rozpoznam na końcu świata – powiedziałam pewnie, po czym zauważyłam jak sędzia pokazuje mi, abym kontynuowała. – Jak się odwróciłam to on stał niedaleko mnie. Przestraszyłam się i chciałam się cofnąć, by stał dalej, ale wtedy wpadłam na Ashtona. Bałam się. Wiedziałam, że jeżeli czegoś nie zrobię, to wszystko nie skończy się dobrze, więc próbowałam uciekać. Biegłam przed siebie po mokrej trawie, ale chwilę później któryś z nich mnie złapał. Piszczałam i próbowałam się wyrwać. Krzyczałam tak głośno, że aż bolało mnie gardło, ale oni nie zwracali na to uwagi. Jeden z nich mnie niósł. Później pamiętam tylko mocny ból głowy i to jak powoli zapadała ciemność. Gdy się obudziłam, to byłam w jakimś pomieszczeniu, a moja głowa krwawiła. Nie wiem jak długo tam byłam. Wiem, że to było straszne. Oni cały czas przychodzili. Bili mnie, krzyczeli, że jestem nikim, że już zawsze będę z nimi – wyrzucałam z siebie nie zwracając uwagi na łzy, które płynęły po moich policzkach. – Mówili, że nie ucieknę, że stamtąd nie ma ucieczki. Gwałcili mnie, cały czas. Wiem, że tam było bardzo zimno i głośno. Cały czas zza ścian słyszałam ich krzyki, bardzo głośne. Prawie wcale nie byli cicho. Czasami nawet, gdy już zaszło słońce i cały pokój był taki ciemny, to oni krzyczeli jeszcze głośniej, a później było już jasno i wtedy oni przychodzili i wszystko zaczynało się na nowo...
Przerwałam, gdy usłyszałam jak drzwi sali z impetem się otworzyły. Nie odwróciłam się. Trwałam w takiej samej pozycji cicho łkając. Po chwili poczułam jak czyjeś ramiona oplatają moje ciało i przyciągają do siebie, po czym poczułam znane mi perfumy. Mocno wtuliłam się w chłopaka i płakałam w jego koszulkę, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy się na nas gapią.
- Może zróbmy chwilę przerwy – poprosił prokurator.
- Dziesięć minut przerwy – zarządził sędzia pukając młotkiem, po czym wyszedł z sali.
Poczułam jak Horan mnie unosi i w jakimś kierunku, po czum usiadł i posadził mnie na swoich kolanach, po czym mocniej mnie objął i kołysał w ramionach, aż zaczęłam się powoli uspokajać. Panika powoli uchodziła ze mnie, zapewne dzięki obecności blondyna.
- Cii... Jestem tu. Już jest dobrze – szeptał.
- Dziękuję – odszepnęłam.
- Za co?
- Za to, żer jesteś tutaj. Ze mną.
- Nie dziękuj, skarbie. Już nigdy cię nie opuszczę.
Po chwili z powrotem byliśmy na sali. Niall nie musiał już jej opuszczać, a ochrona dostawiła mu krzesło tuż obok mnie, więc przez dalszą część cały czas trzymał mnie za rękę. Pomijając chwilę, gdy musiałam dokończyć swoje zeznania i oczywiście, gdy to on został poproszony. Później po kolei byli wzywani nasi przyjaciele. Wszystko minęło w ekspresowym tempie i w końcu nadeszła pora na wyrok.
- Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej polskiej, sąd okręgowy po rozpoznaniu sprawy Dylana Blacka oraz Ashtona Kirsta uznaje ich za winnych porwania nieletniej Katriny Devine, przetrzymywania jej oraz znęcania się zarówno psychicznego jak i fizycznego na nieletniej i skazuje Dylana Blacka na 10 lat więzienia, a Ashtona Kirsta na umieszczenie nieletniego w zakładzie poprawczym do ukończenia dwudziestego pierwszego roku życia. Proszę usiąść – dokończył sędzia, po czym wszyscy zajęli swoje miejsca. – Na początku nie mogłem uwierzyć w to, że tak młodzi ludzie dopuścili się tak poważnego czynu. Gdy dostałem opinię od psychologa na temat nieletniej, byłem w szoku. Jak mogliście wyrządzić taką krzywdę tej dziewczynie, że była zdolna popełnić samobójstwo, byleby od was uciec? Wasza kara powinna być jeszcze większa, jednak wierzę w to, że zarówno w więzieniu jak i w zakładzie poprawczym zrozumiecie, jak złe było to, co zrobiliście. To wszystko w tej sprawie. Dziękuję państwu, zamykam rozprawę.
Po wyjściu sędziego Ashton i Dylan zostali wyprowadzeni z sali, po czym po kolei opuszczała ją publiczność, a na końcu ja z przyjaciółmi oraz ojcem Dylana, który piorunował mnie wzrokiem, przez co jeszcze mocniej ścisnęłam dłoń Nialla. Spojrzał na mnie pytająco, na co ja pokręciłam przecząco głową i wyszłam za wszystkimi z sali.
- Ty! – usłyszałam za sobą męski głos i szybko się odwróciłam, po czym ujrzałam tatę Dylana, który dosłownie mordował mnie wzrokiem. – To wszystko twoja wina! Jak tylko się pojawiłaś, to zaczął pakować się w kłopoty! To ty powinnaś być zamknięta, nie on! Wszystko twoja wina i...
- Chwileczkę – warknęła Alex stając przede mną. – Gdyby pan pilnował swojego nienormalnego synalka to nic, by się nie stało, ale pan wolał stać pod sklepem z innymi "kolegami" i pić, bo to jest najłatwiejsze! Katrin nie jest winna temu, co się stało!
- On wreszcie trafił tam, gdzie powinien być już dawno – dodała Perrie stając tuż obok Johnson.
Mężczyzna nie odezwał się, ani słowem tylko wyminął nas wszystkich i wyszedł z budynku. Uśmiechnęłam się do dziewczyn dziękując im, za to, że mnie obroniły, po czym wszyscy wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się do mojego mieszkania.
- Wszyscy są już spakowani? – zapytał Liam.
- No nie do końca – powiedział Eryk drapiąc się po karku.
- Nie rozmawiałeś z rodzicami?! – wydarłam się równo z Alex, na co chłopak nerwowo się uśmiechnął.
- No to się zbieramy – klasnęła w dłonie Danielle.
- Gdzie? – zapytał Zayn.
- Do rodziców Eryka – wyjaśniła Eleanor. – Trzeba załatwić mu wyjazd.
Wszyscy zebraliśmy się z powrotem do auta i ruszyliśmy pod dom przyjaciela. Po krótkiej rozmowie z jego rodzicami udało nam się wybłagać ich, by się zgodzili. Najgorzej było z małą Sam, która nie chciała go nigdzie puścić i mocno trzymała się jego nogi. Jednak ja z Alex szybko ją zagadałyśmy, żeby chłopak mógł wynieść swoje walizki. Harry chciał z nią porozmawiać, ale dziewczynka nie rozumiała, co on do niej mówił, przez co Loczek udawał,
że płacze, czym rozbawiał małą. Gdy już wyszliśmy z domu Eryka, który szybko pożegnał się ze wszystkimi, wróciliśmy do mnie i zabraliśmy wszystkie walizki. Niesamowicie dziwnie się czułam widząc jak mój pokój stoi pusty, a przy jednej ze ścian stoją cztery walizki. Westchnęłam głośno i wyciągnęłam walizki na korytarz, po czym ostatni raz spojrzałam na pusty pokój, ten rozdział jest już za mną - pomyślałam z uśmiechem i zamknęłam drzwi. Na dole szybko pożegnałam się z rodzicami długim uściskiem i wybiegliśmy z domu, ponieważ zostało nam mało czasu do odlotu.

***

Wylądowaliśmy. Tu, w Londynie, znowu. Z uśmiechem spojrzeliśmy na dużego, czarnego busa, przy którym stał Paul i zaczęliśmy przeciskać się z bagażami przez tłum fanów, co wcale nie było łatwe.
- Dzięki Paul – powiedzieliśmy wszyscy, gdy mężczyzna podawał kluczyki Liamowi.
Skinął głową i udał się do swojego, czarnego Porsche, po czym odjechał, natomiast my szybko zapakowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do busa. Po chwili byliśmy już w drodze do mieszkania chłopaków, ale coś mi nie pasowało, ponieważ minęliśmy ich dom, a Li jechał dalej.
- Li, my przecież już minęliśmy wasz dom – powiedziałam zdziwiona.
- Wcale nie – oznajmił i wyszczerzył ząbki.
Zdezorientowana spojrzałam na blondyna, który tylko się do mnie uśmiechnął. Oni coś kombinowali. Po drodze wysadzili Dana pod wielkim domem, przed którym stała uśmiechnięta, niska blondynka. Chłopak mocno ją do siebie przytulił, po czym wyjął z bagażnika swoje walizki. Wszyscy wysiedliśmy i wyściskaliśmy Dana, po czym chłopaki przytulili również Jade, z którą razem z dziewczynami się zapoznałam. Okazała się bardzo sympatyczna. Porozmawialiśmy z nimi chwilę, po czym pomachali nam, a my odjechaliśmy. Po jakichś pięciu minutach Liam zatrzymał się przed trzy razy większą willą niż ta chłopaków i kazał wszystkim wysiąść. Spojrzałam zdezorientowana na dziewczyny, a one na mnie. Wszyscy wyszliśmy z auta. Razem z dziewczynami i Erykiem cały czas wymienialiśmy się pytającymi spojrzeniami, natomiast pozostała szóstka stanęła obok nas.
- Witajcie w nowym domu! – krzyknęli razem, a my wytrzeszczyliśmy na nich oczy.
_________________________________

WRÓCIŁAM! *o*
wreszcie jestem. mam dla was taki dłuuuugi rozdział w ramach rekompensaty za długą nieobecność. To teraz możecie mnie ładnie przywitać komentarzami. Nie obrażę się, naprawdę. xd
Boże. Wiecie ile musiałam się seriali naoglądać, żeby opisać scenę w sądzie?! Tragedia. ;_;
Na moim, drugim blogu (one-direction-back-off-camera.blogspot.com) pojawił się już pierwszy rozdział. Jeżeli nie wiecie, o co chodzi to cała historia została udoskonalona i wprowadziłam tam wiele zmian, więc zaczyna się od nowa. ^^
miłego czytania, kochani! ;3

sobota, 13 lipca 2013

Czytajcie, bo ważne.

Najpierw przepraszam, za to, że nie było rozdziału w czwartek.
Dzisiaj też go nie będzie. Bardzo mi przykro, ale mam szlaban i w sumie to jestem tutaj cudem (tak samo, jak na innych blogach, dodaję tylko wyjaśnienie, dlaczego nie ma rozdziałów).
Przewiduję kolejny dopiero za tydzień.
Przykro mi, ale to nie moja wina.
Do następnego. ;*

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 96.

KONieCZNIE PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
~następnego dnia~

*perspektywa Katrin*


Światło wpadające do pomieszczenia wybudziło mnie z jakże pięknego snu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sali, by napotkać uśmiechniętego blondyna. Popatrzyłam na niego nieco zdziwiona wczesnym pojawieniem się i lekko się uśmiechnęłam.
- Dzień dobry, księżniczko – wyszeptał.
- Cześć – powiedziałam cicho. – Co tu robisz, tak wcześnie?
- Zabieram cię do domu.
- Już?
- No niekoniecznie – zaśmiał się. – Chyba nie pojedziesz w tej piżamie, prawda?
- Och, no faktycznie, chyba nie.
- Proszę – podał mi ubrania i wyszczerzył się. – Ubierz się i wracamy do domu.
Skinęłam głową i podniosłam się leniwie z łóżka. Razem z rzeczami, które dał mi Horan
powędrowałam do łazienki. Szybko się odświeżyłam, po czym założyłam zestaw, który dostałam. Z pewnością wybierała go Alex. Uśmiechnęłam się na tę myśl i rozczesałam włosy, po czym zostawiłam je rozpuszczone i założyłam czapkę. Umalowałam rzęsy tuszem, który po chwili wylądował na dnie torebki, tak samo jak inne rzeczy, które należały do mnie. Gdy byłam już gotowa opuściłam łazienkę i wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Nialla oraz Josha, którzy rozmawiali z lekarzem. Blondyn na mój widok zostawił ich i szedł w moją stronę, ale kilka kroków przede mną jakby się zawahał. Wiedziałam, że chciał mnie przytulić, ale nie wiedział, czy nie mam nic przeciwko temu. Uśmiechnęłam się lekko i rozłożyłam ręce, na co na twarzy chłopaka pojawił się ogromny uśmiech, a chwilę później byłam już w jego ramionach. Objęłam rękoma jego kark i mocniej przyciągnęłam do siebie. Tak, tego zdecydowanie mi brakowało. Josh widząc nas razem uśmiechnął się szeroko i pomachał do mnie jakąś karteczką, czyli jak mniemam wypisem.
- Wszystko dobrze, Katrin? – zapytał doktor, gdy odsunęłam się trochę od Horana.
Skinęłam głową, na co on uśmiechnął się lekko i podając jeszcze jedną kartkę mojemu bratu, pożegnał nas i razem z nami opuścił salę, którą do tej pory zajmowałam. Ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szpitala, żegnając po drodze siedzące pielęgniarki oraz Mię.
- Masz – zwrócił się do mnie Josh podając mi w windzie okulary przeciwsłoneczne.
- Po co?
- Zaraz zobaczysz.
Zmarszczyłam brwi, ale założyłam na nas okulary, a po chwili to samo zrobili chłopcy. Niall
splótł ze sobą nasze dłonie i już po chwili wychodziliśmy z budynku. Teraz wiedziałam, po co dał mi okulary. Przed budynkiem było mnóstwo fanek z różnymi transparentami, ale tuż przed nimi byli fotoreporterzy. Wszyscy przekrzykiwali siebie wzajemnie zadając mi pytania, których przez krzyk nie byłam w stanie zrozumieć. Horan szedł jako pierwszy nie puszczając mojej ręki, a tuż za mną szedł Josh, który wszystkich odganiał. Po chwili, która jak dla mnie była zdecydowanie zbyt długa, znaleźliśmy się w aucie. Mój brat usiadł za kierownicą, a blondyn razem ze mną z tyłu.
- Czym mi machałeś w szpitalu? – zapytałam, gdy odjechaliśmy.
- List do ciebie – poinformował. – Później sobie odczytasz.
- Jasne – mruknęłam.
- Ej, wszystko w porządku? – zapytał cicho Niall.
- Tak. Jest dobrze – uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.
- Chcesz coś zobaczyć?
- Co takiego?
Blondyn wyjął telefon i włączył Twittera pokazując mi wszystkie wpisy od fanów oraz trendy. Wszędzie pisali o mnie. "Zdrowiej Katrin!"; "Katrin, jesteśmy z Tobą." i inne, tego typu, tweety. To było cudowne wszyscy się o mnie martwili i pisali różne miłe rzeczy.
- Niesamowite – wyszeptałam.
- Zgadzam się. To wspaniałe. Od kilkunastu dni tak piszą.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, na co jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. Wzięłam od niego telefon i zaczęłam robić nam różne zdjęcia. Zaczęliśmy od normalnego, a później robiliśmy głupie miny i śmialiśmy się przy tym. Gdy już prawie byliśmy pod domem, dodałam zdjęcie, które najbardziej mi się podobało i oddałam blondynowi telefon, na co on się zaśmiał. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, do których dołączał się Josh. Naszą ożywioną rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Wygrzebałam go z torebki i nie patrząc, kto dzwoni odebrałam.
- Słucham?
- Kat! Tak się cieszę, że cię słyszę. Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam. Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Jesteś już w domu? – zostałam zasypana lawiną pytań, przez znane mi blond tornado.
- Pezz, spokojnie. Powoli. Też się cieszę, że cię słyszę. Wszystko dobrze, a co do domu, to właśnie jadę.
- No to dobrze. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo chciałabym tam być.
- Daj spokój. Pewnie i tak niedługo się zobaczymy.
- Mam taką nadzieję. Ugh. Muszę kończyć. Kat, zadzwonię później.
- Och, no skoro musisz. Super, będę czekała na telefon.
- Trzymaj się, Kat!
- Pa, Pezz.
Rozłączyłam się akurat, gdy Josh zaparkował pod naszym mieszkaniem. Schowałam telefon i wysiedliśmy z auta. Niall znowu splótł nasze dłonie, na co uśmiech sam wcisnął się na moją twarz i razem z nimi weszłam do mieszkania.
- NIESPODZIANKA! – usłyszałam krzyk, gdy tylko przekroczyłam próg salonu.
W pomieszczeniu byli moi rodzice, Alex, Eryk. Harry, Zayn, Louis i Liam, a wokół nich dużo, kolorowych balonów. Spojrzałam na nich zdezorientowana, na co wszyscy się wyszczerzyli, a po chwili podbiegła do mnie mama i zaczęła mnie tulić.
- Tak się cieszę, że jesteś cała, kochanie – wyszeptała głosem nabrzmiałym od powstrzymywanych łez.
Gdy ona skończyła mnie przytulać, to samo zrobił tata, a później wszyscy po kolei zaczęli mnie witać szepcząc różne miłe słowa. Czułam się niesamowicie. Jakąś godzinę po całym powitaniu moi rodzice zostawili nas samych i zaczęła się mini impreza powitalna. Było wesoło. W międzyczasie zadzwoniła jeszcze Eleanor, z którą rozmawiałam przez około dwie godziny o wszystkim i o niczym, kilka minut po niej zadzwoniła Danielle, z którą gadałam trochę krócej, ale na szczęście chodź trochę poplotkowałyśmy. Niestety nie doczekałam się telefonu od Perrie, ale miałam nadzieję, że jednak się odezwie. Żałowałam, że żadnej z nich nie było, tęskniłam za nimi, ale miałam nadzieję, że niedługo się z nimi zobaczę.
______________________________

Jak pewnie wiecie zostało już tylko cztery rozdziały. Jakoś dziwnie się z tym czuję, ale na szczęście mam jeszcze inne blogi. No i co do tych innych blogów, to chcę wam pokazać pewien zwiastun:
Jest to zwiastun nowego opowiadania, które będę pisała razem z Klaudią, na blogu this-dark-time.blogspot.com. Już jutro pojawi się tam prolog, a bohaterowie są już dodani.
No i jeszcze założyłam (również z Klaudią) ocenialnie: Klinika Uzależnień.
Serdecznie zapraszamy!
Miłego czytania. ;3